Donald Tusk krztusi się, tylko nie ze śmiechu, a z wściekłości. Bo wprawdzie demoluje Polskę, ale Prawa i Sprawiedliwości zdemolować mu się nie udało.
Donald Tusk najwyraźniej od rana 4 czerwca 2024 r. nakręcał się, żeby podczas wieczornego wiecu na Placu Zamkowym był w stanie kicać niczym królik w reklamie bateryjek. Obecny premier uczynił z 4 czerwca obiekt niemal kultu, więc lubi tego dnia coś organizować, a potem triumfalnie kicać i popiskiwać. A nakręca się byle czym, najczęściej po porannej lekturze gazet czy portali.
Antyintelektualna aktywność
4 czerwca 2024 r. Donald Tusk wyczytał, że Prawo i Sprawiedliwość chce zmienić nazwę partii. Wyczytał na stronie JedenNewsDziennie.pl. Tusk czyta tak, jak o tej czynności miał kiedyś mówić Stanisław Lem („Nikt nic nie czyta, a jeśli czyta, to nic nie rozumie, a jeśli nawet rozumie, to nic nie pamięta”). Nieczytanie Tuska, czyli czytanie bez zrozumienia jest mu potrzebne do zaczepek na platformie X. A te zaczepki to właściwie jedyna forma intelektualnej aktywności obecnego premiera, czyli antyintelektualnej.
Na stronie JedenNewsDziennie.pl. wyczytał Tusk, że „w kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości toczą się rozmowy w sprawie zmiany nazwy ugrupowania. Jeszcze przed kampaniami przed wyborami samorządowymi i europejskimi w kierownictwie PiS dyskutowano, czy w wyborach tych nie wystartować pod szyldem Zjednoczonej Prawicy”. Z tego wynika, że nie chodziło o zmianę nazwy partii, tylko nazwy listy albo komitetu wyborczego. Ale taka zmiana to żadna atrakcja, więc dywagacje na stronie i myślątka Donalda Tuska poszły w stronę zmiany nazwy partii, na przykład na Biało-Czerwoni. To oczywista lipa, bo nikt w PiS nie powtórzyłby nazwy wykorzystanej przez Andrzeja Rozenka, czyli wice Urbana. Ale dlaczego sobie nie podywagować.
Dywagacje, dywagacje…
Dywagacje dotyczyły tego, za czym albo przeciw czemu jest „środowisko byłego premiera Mateusza Morawieckiego”, co myślą o tym „politycy PiS”, szczególnie ci, którzy „nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem”. Pod nazwiskiem szef klubu parlamentarnego PiS, Mariusz Błaszczak, stwierdził „na razie [są jakieś] wstępne dyskusje”. A anonimowy poseł PiS „przyznał, że nie wierzy w jakąkolwiek zmianę nazwy, póki na czele partii stoi prezes Jarosław Kaczyński”. Ów anonim „dodaje zarazem, że PiS przydałoby się np. odnowienie loga partii czy nowe elementy graficzne”. Tak można sobie dywagować tygodniami, co oczywiście nie ma za grosz sensu.
Sens, i to dla siebie, znalazł w dywagacjach o nazwie Prawa i Sprawiedliwości Donald Tusk i tuż po porannej lekturze ćwierknął: „Media właśnie podały, że w PiS szukają nowej nazwy partii. Przy wypowiadaniu starej nawet liderzy krztuszą się ponoć od śmiechu”. Liderzy niekoniecznie, a sam Donald Tusk krztusi się jak najbardziej, tylko z wściekłości. Bo wprawdzie demoluje Polskę, ale Prawa i Sprawiedliwości zdemolować mu się nie udało. A bardzo by chciał. Na myśl o tym zaraz robi mu się miękko w kolanach i odlatuje.
Jeśli dywagacje o nazwie partii Jarosława Kaczyńskiego miały nakręcić Donalda Tuska, to nakręciły. Jak zwykle, czyli bezmyślnie. Bo to obecny przewodniczący Platformy Obywatelskiej ucieka od nazwy swej partii w Koalicję Obywatelską, choć to taka koalicja jak w czasach PRL koalicja PZPR ze Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym, Stronnictwem Demokratycznym i kilkoma kanapami „chrześcijańskimi”, czyli traktowanymi z buta organizacjami koncesjonowanych sługusów. I taka obywatelska jak w PRL milicja.
Nakręcanie się Tuska
Prawo i Sprawiedliwość jest poważną partią, a takie nazw nie zmieniają. Chyba że dokonują politycznego i programowego skoku – jak było z Prawem i Sprawiedliwością po Porozumieniu Centrum. Oraz z Platformą Obywatelską po Unii Wolności. Reszta to zawracanie głowy, chyba że chodzi o zmianę nazwy ze wstydu – jak w wypadku różnych piątych wód po PZPR. PiS wstydzić się nie ma czego, bo pod tym szyldem partia wygrała kilkanaście różnych wyborów, w tym trzy prezydenckie. Uznane marki nie muszą niczego kombinować ze swoimi nazwami.
Donald Tusk kombinować musi, „inaczej się udusi” – jak to ujął Jonasz Kofta („Śpiewać każdy może”). On chyba nie jest w stanie zjeść śniadania, jeśli nie wrzuci czegoś głupiego lub infantylnego na platformę X, a wcześniej Twitter. A najgorsze jest to, że te swoje wygłupy uważa za erupcje inteligentnego humoru. A one są tak inteligentne jak bryła żelbetonu. Tusk musi tylko coś z siebie wydzielić na dobry (dla niego) początek dnia (lub koniec). A z wydzielinami jest tak, że jedyne, co uchwytne, to ich okropna zwykle konsystencja.
Donald Tusk musiał się nakręcić na wiec, to się nakręcił. Żeby tylko nie za wcześnie, bo na wiecu będzie sadził tylko same czerstwe złote myśli z bakelitu. To zresztą nieważne, bowiem zostało już ustalone, że wiec jest gigantycznym wręcz sukcesem, a przyszło i przyjechało nań 5 milionów osób tudzież członków (wszystko jedno czego). O takie policzenie obecnych zawsze dba warszawski ratusz. A wszystko z tego łopatologicznie prostego powodu, że 9 czerwca 2024 r. są wybory do europarlamentu. A im bliżej tej daty, tym głupiej i infantylniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/694177-chodzi-tylko-o-to-by-tusk-sie-nakrecil-przed-wiecem