Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska na łamach „Gazety Wyborczej” pokusiła się o stworzenie „alfabetu przedwyborczego”. „H” to dla niej „homofobia Czarnka”, „C” jak „czaszki” (gdzie dziennikarka niby krytycznie odnosi się do skandalicznego spotu PO, ale jednocześnie przekonuje, że „problem wpływów rosyjskich wokół PiS istnieje”, po czym jako przykłady wymienia osoby, które albo zostały za rządów PiS zatrzymane, albo od dawna nie są związane z największą obecnie partią opozycyjną, albo… nie ma przekonujących dowodów na ich rzekome związki z Rosją), „D” - „dyrdymały Kaczyńskiego”. Zastanawia fakt, że na dole widnieje odnośnik do projektu „Wybierzmy Naszą Europę”, a w „alfabecie” Wielowieyska uderza głównie w PiS, opcjonalnie - ugrupowania tworzące obecną koalicję, znacznie delikatniej obchodzi się z Platformą Obywatelską.
Alfabet zaczyna się od określenia „aferzysta”, pod którym Dominika Wielowieyska obficie rozpisuje się na temat europosła Ryszarda Czarneckiego. Polityk PiS wielokrotnie podkreślał, że wszystkie środki z „kilometrówek” już dawno zwrócił, dlatego dziennikarka „GW” skupiła się głównie na tym, że Czarnecki „podlizuje się i kadzi” prezesowi PiS.
Gdzie Wielowieyska szuka powiązań z Rosją?
Wiele miejsca Wielowieyska poświęca literze „C”, czyli „czaszkom” ze spotu Platformy Obywatelskiej mającego uderzyć w PiS i skojarzyć partię Jarosława Kaczyńskiego z putinowską Rosją i zbrodniami, których dopuszcza się kremlowski satrapa.
Spot nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Komentatorzy wskazywali, że takiej poetyki nie powstydziłby się sam Kurski. Niemniej problem wpływów rosyjskich wokół PiS istnieje. Weźmy krąg osób dominujących w komisji weryfikacyjnej i likwidacyjnej WSI i w otoczeniu Antoniego Macierewicza
— przekonuje Wielowieyska.
Wśród takich osób wymienia Tomasza L. (jak sama zauważa, zatrzymanego w marcu 2022 r., a więc za rządów PiS), Leszek Sykulski, który od dawna nie ma z PiS nic wspólnego, jednoznacznie negatywnie ocenia pracę komisji likwidacyjnej WSI i kierującego nią Antoniego Macierewicza, a także politykę śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego wobec Rosji) czy… posła Bartosza Kownackiego, w latach 2015-2018 sekretarza stanu w MON, który, jak pisze Wielowieyska, „utrzymywał kontakty z krytycznymi wobec NATO, prorosyjskimi kręgami – twierdzą zachodnie media”. W przypadku Kownackiego dziennikarka zapomniała jednak dodać, że głównym źródłem informacji tych „zachodnich mediów” był… Konrad Rękas z prorosyjskiej partii Zmiana.
Dalszą część alfabetu poświęca „dyrdymałom” prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, czyli wypowiedziom, które nie podobają się zwolennikom obecnego rządu i których Dominika Wielowieyska nawet nie cytuje dokładnie.
Prezes PiS oświadczył niedawno, że w innych krajach UE do więzienia wsadza się obywateli za stwierdzenie, iż dwaj mężczyźni nie mogą mieć dzieci. „Polska będzie już nie państwem, tylko po prostu terenem zamieszkiwania Polaków” - to kolejna złota myśl prezesa
— kpi dziennikarka, nie zastanawiając się chociażby nad znaczeniem drugiej z przytoczonych wypowiedzi, którą to była łaskawa „trochę” uciąć, aby rzeczywiście nie było wiadomo, o co chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu.
„Opcja europejska chce zniszczyć religię i zrobić z ludzi zwierzęta! Wolność na Zachodzie się cofa”– następny rarytas z przemówienia lidera prawicy
— i następna manipulacja Wielowieyskiej - po co komu coś takiego jak „kontekst”, prawda?
„Homofobia” i tłumaczenia rotacji w rządzie
Dalej dowiadujemy się, że były szef MEN Przemysław Czarnek to „homofob”, podobnie inny były minister w rządzie PiS Waldemar Buda. I o ile Buda czy Czarnek nie mają prawa zażartować z tego, kim wiceminister Krzysztof Śmiszek jest w związku z Robertem Biedroniem lub użyć określenia „zdegenerowany człowiek”, w odniesieniu nie tyle do orientacji seksualnej, co mijania się z prawdą w wypowiedzi, o tyle nazywanie posłów PiS „kretynami” (przez Śmiszka) i „barbarzyńcami” (przez premiera Donalda Tuska), jest już, według dziennikarki, najwyraźniej w porządku.
Od Wielowieyskiej nieco „dostaje się” jednak także ministrom koalicji 13 Grudnia, zwłaszcza tym, którzy porzucili stanowiska w rządzie na rzecz wyborów do Parlamentu Europejskiego. Dziennikarka pod literą „M” jak „ministrowie” spieszy z wyjaśnieniem dla wyjątkowo naiwnych, w które, jak się wydaje, sama chyba raczej nie wierzy.
Rotacja jest nie do końca zrozumiała dla opinii publicznej, a Koalicja Obywatelska nie była w stanie wyprodukować przekonującej opowieści, dlaczego ta zmiana warty jest potrzebna. Od biedy można sobie tłumaczyć wyjazd Sienkiewicza faktem, że został oddelegowany do ryzykownej akcji z przejęciem TVP z rąk PiS, misję wypełnił, więc resort można było przekazać pod kontrolę Hanny Wróblewskiej, która jest znaną postacią w świecie kultury. Aby twórcy i artyści mogli mieć poczucie, że ministerstwo jest niejako w ich rękach
— podkreśla.
W dalszej części dziennikarka snuje szpiegowskie political-fiction o rzekomych masowych podsłuchach w PiS, i to nie tylko za pomocą Pegasusa. W „O - jak obchody Dnia Strażaka” Wielowieyska ocenia, ze były wiceszef MSWiA Marcin Kierwiński na pewno był trzeźwy i kpi z posłów Suwerennej Polski, ale z tego, że minister był niemalże gotów pozwać 3/4 użytkowników X - już nie.
A na końcu widnieje ciekawy odnośnik:
Projekt WYBIERZMY NASZĄ EUROPĘ współfinansowany jest przez Unię Europejską w ramach programu dotacji Parlamentu Europejskiego w dziedzinie komunikacji. Wszelkie informacje i wypowiedzi zawarte w tekstach przedstawiają wyłącznie poglądy ich autorów. Parlament UE nie uczestniczył w przygotowaniu materiałów, nie odpowiada za ich treść i nie może być pociągany do odpowiedzialności za pośrednie lub bezpośrednie szkody mogące wynikać z realizacji projektu
— czytamy pod linkiem.
Czy zatem dziennikarka „Gazety Wyborczej” może insynuować powiązania polityków PiS z Rosją, Jarosława Kaczyńskiego przedstawiać jako zagubionego starszego człowieka, który opowiada „dyrdymały”, kpić z polityków PiS, a byłych ministrów z obecnego rządu startujących w eurowyborach traktować dużo delikatniej i tłumaczyć, że w sumie to zostawili po sobie przynajmniej „znanej postaci w świecie kultury”. Wszystko w ramach dotacji PE, ale jakby co, to Parlament Europejski odcina się od tego. Ciekawe! A co do alfabetu, to niektóre hasła brzmią raczej jak „polityczny analfabet(yzm)” i być może skierowane są do ludzi, których poziom wiedzy można w ten właśnie sposób określić.
aja/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/693823-alfabet-wielowieyskiej-w-gw-dyrdymaly-homofobia