„Ta rewolucja, tym razem z Zachodu idąca, jest niewątpliwie pokłosiem kilkudziesięcioletniego co najmniej projektu odbierania ludziom Zachodu wrażliwości i dawania świadectwa o swoim chrześcijaństwie. Skoro tam się udało, to prawdopodobnie dzisiejsza oligarchia unijna widzi możliwość, by za pośrednictwem polskich rąk dokonać tej rewolucji także na najbardziej konserwatywnej ziemi, a więc wśród Polaków” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Jan Żaryn, historyk, wykładowca akademicki.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zakazuje krzyża w urzędach. Jak odniósłby się Pan Profesor do tego pomysłu?
Prof. Jan Żaryn: Najbardziej zirytowały mnie w tym wszystkim tytuły w różnych mediach, że to „Warszawa zdejmuje krzyże”. Dlaczego jest to oburzające? Ponieważ nie „Warszawa” zdejmuje krzyże, lecz zdejmują je władze miasta w urzędach. A ponieważ pojęcie „urzędu” prawdopodobnie traktowane będzie elastycznie, to wkrótce przyjdzie pewnie czas na szkoły, szpitale. Jest to jednoznaczne wejście na drogę wytyczoną przez reżim komunistyczny w okresie od stalinizmu po lata 80., przerywane tylko tymi polskimi miesiącami, kiedy zbuntowani Polacy stawiali znowu krzyże, ponieważ był to znak niepodległości i wolności, a także, rzecz jasna, wiary chrześcijańskiej. Wszystko wskazuje na to, że z tym dziedzictwem chce sobie Trzaskowski powalczyć. Obrzydliwość, antypolskość, wyłącznie wszystko, co najgorsze, może się z tym kojarzyć.
Ten zakaz ma dotyczyć także uroczystości i wydarzeń cyklicznych organizowanych przez stołeczny ratusz. Teraz miałyby odbywać się „bez modlitwy, nabożeństwa, święcenia”. Część komentatorów obawia się o takie wydarzenia, jak np. rocznice Powstania Warszawskiego. A czy istnieje ryzyko, że rozszerzy się to na takie wydarzenia, jak np. miesięcznice i rocznice smoleńskie?
Niewątpliwie, dalsza interpretacja tych przepisów prawnych, a przede wszystkim orzecznictwa, w którym w tej chwili zaczynamy funkcjonować, może iść w kierunku dalszego uznawania, że publiczne wyznawanie wiary, np. w krzyżach przydrożnych czy przy kapliczkach znajdujących się w miejscach publicznych, jest zagrożeniem dla wolności wyznania i sumienia, ponieważ może drażnić niewierzących. To jest zresztą także czysto komunistyczny przepis prawny, który obowiązywał w PRL-u i którego celem było wypłukiwanie katechizmu z przestrzeni publicznej. Totalitarne reżimy i totalitaryści jako ludzie mają w sobie ten bolszewizm i nie zdziwiłbym się, gdyby wkraczając na tę drogę, kontynuowali pomysły leninowskie, stalinowskie czy Wojciecha Jaruzelskiego na to, co nazywamy walką z religią.
A przecież widzimy też, do czego ta walka z religią prowadzi w Europie Zachodniej. A z drugiej strony mamy przecież Rosję, gdzie - mimo prób wplatania religii do trwającej wojny na Ukrainie – do kościoła uczęszcza zaledwie 4 proc. społeczeństwa. Czy któryś z tych kierunków jest dla nas dobry?
Ta rewolucja, tym razem z Zachodu idąca, jest niewątpliwie pokłosiem kilkudziesięcioletniego co najmniej projektu odbierania ludziom Zachodu wrażliwości i dawania świadectwa o swoim chrześcijaństwie. Skoro tam się udało, to prawdopodobnie dzisiejsza oligarchia unijna widzi możliwość, by za pośrednictwem polskich rąk dokonać tej rewolucji także na najbardziej konserwatywnej ziemi, a więc wśród Polaków. Doszli do wniosku, że wrażliwość Polaków jest już wystarczająco stępiona. I być może mają rację, o czym świadczy chociażby wyrok skazujący pana Roberta Bąkiewicza za to, że Straż Narodowa naruszyła nietykalność cielesną jednej z uczestniczek protestów tzw. „Strajku Kobiet”. Jest to dowodem, że prawa człowieka i obywatela zostały obrócone o 180 stopni. Straż Narodowa na schodach Kościoła broniła tej świątyni przed zbezczeszczeniem. Nikt przedtem nie kwestionował faktu, że Kościół jest przestrzenią sakralną. Natomiast wyrok sądu pokazuje de facto, że kościoły można bezcześcić. Jeśli więc żyjemy w takim systemie prawnym, to jest duża możliwość, że środowiska lewicowe europejskie i te, które dzisiaj zarządzają Polską, są przeświadczone, że już można jawnie stosować bolszewickie metody oddziaływania na społeczeństwo, ponieważ Polacy są pozbawieni wrażliwości, odwagi, są zalęknieni, nie mają już w sobie tyle „poweru”, aby bronić swojej wiary i Ojczyzny.
Mam nadzieję, że się mylą i w pewnym momencie okaże się, że przesadzili i że Polacy są zdolni do tego, aby powiedzieć zbiorowe „non possumus”.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/692169-trzaskowski-vs-krzyz-zaryn-droga-wytyczona-przez-komune