Demokratyczny Zachód rzuca się od ściany do ściany w sprawie możliwej wojny z Rosją - trzy lata temu oburzał się na Donalda Trumpa, że nakłada sankcje na „biznesowy projekt” Nord Stream, a po roku chciał usuwać z bibliotek nawet XIX-wieczną rosyjską literaturę. Wtedy nie wierzył w kolejną rosyjską inwazję, dziś w europejskich stolicach pojawia się pytanie nie „czy” ale KIEDY Putin może zaatakować NATO. Przykłady alarmistycznych komentarzy najważniejszych postaci europejskiej polityki i obronności można by mnoży:
Poważnie o wojnie
Gen. Patrick Sanders (Wielka Brytania) w styczniu:
Ludzie w Wielkiej Brytanii powinni być gotowi do służby wojskowej na wypadek wojny z Rosją.
Charles Michel (UE) w marcu:
Nie jest tajemnicą, że Rosja dysponuje przewagą (nad Europą) w zakresie produkcji amunicji.
Gen. Micael Byden (Szwecja) w maju
Potrzebujemy więcej poborowych, mamy decyzję na 8 000 ludzi w przyszłym roku i poprosiłem o dodatkowe 10 tysięcy poborowych do roku 2030, aby dokończyć organizację na wypadek wojny.
W podobnym duchu przemawiają ministrowie obrony Niemiec czy Rumunii, w Mołdawii na serio rozważa się wariant przejścia pod okupację Rosji. Generalną odpowiedzią zachodnich demokracji jest rozbudowa produkcji i zakupów zbrojeniowych, ale są powody przypuszczać, że Europa słabo przygotowuje odpór innej rosyjskiej przewadze: agenturze.
Jeden zdrajca wart więcej niż tuzin czołgów
Przypomnijmy, że 3/4 terytorium, które okupuje dziś Rosja, wpadło w ręce napastnika nie w wyniku zwycięstw militarnych, ale w wyniku zdrady urzędników - i to nie najwyższego szczebla. Obecnie zajęte przez armię Putina części obwodu chersońskiego i zaporoskiego oraz sam Donieck i Ługańsk zostały utracone przez Ukrainę w wyniku:
— zdrady urzędników z Kijowa w 2014 roku i podjęcie decyzji o braku obrony Doniecka i Ługańska
— zaniechanie obrony przesmyku perekopskiego oraz przekazanie Rosjanom planów rozłożenia min w regionie
— zaniechanie wysadzenia w powietrze chersońskiego mostu Antoniewskiego na Dnieprze w pierwszych dniach pełnoskalowej inwazji
— zdrady byłych urzędników i byłych wojskowych różnego szczebla - od Władimira Saldo i Leonida Pasiecznika przez komendanta policji z Mikołajowa po nieznanego mi z nazwiska pułkownika z Lisiczańska, który latem 2022 roku miał utrudnić ukraińską obronę.
Tereny, które dziś pozostają pod kontrolą rosyjską a zostały wywalczone zbrojnie to ledwie kilkanaście, nie licząc wsi, miejscowości w Donbasie (z Bachmutem włącznie) i wschodnia część obwodu charkowskiego, co może być jednak zdobyczą efemeryczną.
Agenci, szpiedzy i zdrajcy w Europie
Pole do zdrady w konflikcie Europa - Rosja jest szersze niż w przypadku Ukrainy. Na poziomie kontynentalnym Bruksela, Berlin, Paryż, a nawet Londyn [„Londongrad”] są mocno zinfiltrowane przez rosyjskie wpływy. Ukraińcy bali się nawet przekazywać europejskim sojusznikom informacji wojennych w obawie przed wyciekiem, a o swobodzie poruszania się rosyjskich agentów w Brukseli pisał nawet Edward Lucas („Podstęp”, Warszawa 2014).
Podatność na wpływy rosyjskie istnieje też nie tylko w stolicach ale i na linii między stolicami. Radosław Sikorski apelował już o stworzenie europejskiej armii w „obawie” przed zwycięstwem Trumpa w USA, a jego wcześniejsze „Thank you, USA” podkreśla pęknięcia transatlantyckie. Postawa Budapesztu i - ostatnio - Bratysławy, też nie rokuje płynności w odpowiedzi zbrojnej na atak ze wschodu.
Agentura rosyjska istnieje na pewno wśród kręgów władz RP. Co ciekawe w Polsce nikt nie ma wątpliwości, że tak jest, choć obie strony politycznego sporu oskarżają siebie nawzajem, ale gdyby zadać Polakom pytanie: „czy uważasz, że wśród polityków są prorosyjscy gracze” to z pewnością elektoraty wszystkich partii byliby tu zgodni, że tak.
A ostatnio przypadek sędziego Tomasza Szmydta pokazuje, że agentura może istnieć też na tym średnim szczeblu, który na Ukrainie okazał się tak przydatny rosyjskiemu napastnikowi. Tak jak powiedział w rozmowie z telewizją wPolsce dr Michał Patryk Sadłowski „o czym my w ogóle rozmawiamy” w kontekście rozwodzenia się nad kryzysem w Rosji, skoro to z Zachodu na Wschód uciekł sędzia Tomasz Szmydt, zajmujący się służbami specjalnymi w Polsce.
Problem potencjalnej rosyjskiej napaści należałoby potraktować jeszcze poważniej niż wyżej cytowani Szwedzi czy Brytyjczycy, którzy z Rosją nawet nie graniczą - jesteśmy przecież pierwszorzędnym dla Kremla celem. Kalkulując szanse Europy w obronie przed Rosją należy policzyć nie tylko czołgi, drony i pociski ale też inne obszary konfrontacji - zwłaszcza agenturę i szpiegów. A tu Rosja ma kolosalną przewagę.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/691673-debata-o-rosyjskiej-napasci-na-polske-omija-problem-zdrady