Przyjmijmy na chwilę, że minister Kierwiński nie był pod wpływem alkoholu podczas swojego przemówienia na Dniu Strażaka. Przyjmijmy - zgodnie z ministerialnymi wyjaśnieniami - że to mikrofon zepsuł się na równo dwie i pół minuty, czyli tyle, ile mówił minister. Wcześniej podczas przemówienia Hołowni dobrze działał i później podczas przemówienia Pawlaka również nie było pogłosu, ale te nieszczęsne 150 sekund awarii przytrafiło się z pierwszym słowem szefa resortu i zakończyło się po jego ostatnim słowie. Przyjmijmy do tego, że badanie alkomatem przeprowadzane u swojego podwładnego - w dosyć odległej komendzie policji - jest wiarygodne i że policjant nie stanął przed dylematem czy być uczciwym czy zachować pracę. W najlepszej interpretacji rządu i jego popleczników Marcin Kierwiński jest po prostu beznadziejnym mówcą, pęchowcem o ociężałym intelekcie, który w dodatku nie ma nikogo wśród asystentów, kto by zareagował w trakcie przemówienia ani też on sam potrzebował ponad półtorej godziny, by się zorientować, że cała Polska śmieje się z jego bełkotu i by wystąpić z lżejszym bełkotem (bełkocikiem) przed życzliwymi kamerami.
Oto więc linia obrony ludzi Kierwińskiego: „Nasz minister nie był pijany, on jest po prostu skrajnie niezaradny”.
I może nie byłoby to warte komentowania gdyby nie fakt, że wszelkie dzieła tego rządu wyglądają właśnie jak Kierwiński w Dzień Strażaka. Przejęli TVP i uczynili jej twarzą Marka Czyża a ze stacji - osiedlowy paździerz. Oglądalność spadła nawet siedmiokrotnie, nikt tego drewna oglądać nie chce. Podobnie jak Kierwiński w Dzień Strażaka wyglądają wszystkie komisje śledcze - pobudzona posłanka Filiks naśladuje ruchy frykcyjne, purpurowiejący jak naleśnik z dżemem Zembaczyński próbuje zakrzyczeć prezesa PiS, nawet elektorat Platformy w badaniach wewnętrznych partii okazał się zwolennikiem zakończenia tej szopki. Do pogrzebania projektu CPK władza wykorzystuje specjalistkę od PR-u Barbarę Czerniawską, która kwestionuje wiedzę eksperta Macieja Wilka z powodu niezadowolenia stewardes z pracy w samolotach. Zamiast tramwaju na Jagodno władza wystawia wrocławskiemu osiedlu minipomniczki krasnali stojących w kolejce do komisji wyborczej, a na dwudziestolecie obecności Polski w Unii Europejskiej Ministerstwo Rozwoju i Technologii jako najwyższe stadium państwowej ewolucji przedstawia karton z jabłkami i kładkę pieszo-rowerową przez Wisłę. Gdzie nie spojrzeć tam zadowoleni z siebie dyletanci o których Oneciarze, TVNiarze i autorzy z Wyborczej przekonują, że to szczyt narodowych możliwości zarządzania krajem. Jest jeszcze Hołownia, który jako mem śmieszy i bawi, ale do czasu. Już teraz wyłoży się na tym, że zabawa w fajnoaplikację z polską konstytucją w dobie poważnych wyzwań i nadchodzących podwyżek to właśnie cringe i obciach.
W tym tempie to nie opozycyjna krytyka zmiecie poparcie społeczne tego rządu, nie dziennikarze i komentatorzy wskazujący na siermiężne kroki polityków obecnej koalicji, ale internet dzisiaj sam - przebijając się przez zorganizowany spin i odgórne narracje - zarzuci memami i nagraniami z wpadek ludzi Donalda Tuska. Z tego punktu widzenia Tusk naprawdę robi sensownie pod byle pretekstem znikając z wydarzeń państwowych i politycznych i chroniąc się za ścianą portalu X. Co jak co, ale wytrawny polityk, jakim jest Tusk, wie, że śmiech i szyderstwo to najtrudniejsze do odparcia ciosy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/690669-rzadzacych-wykoncza-zarty-i-smiech-o-ktore-sami-sie-prosza