Obecny premier potrafi zarwać noc, ale nie dla państwa, tylko żeby napisać coś bezdennie głupiego, zaatakować Jarosława Kaczyńskiego lub Mateusza Morawieckiego.
Albo formułki w stylu mało rozgarniętego ucznia wczesnych klas podstawówki, albo wyzwiska, insynuacje i trollowanie. Nie, to nie jest charakterystyka jakiegoś przeciętnego prymitywa. Tym się zajmuje premier Rzeczypospolitej. Państwa, które zmierzało do tego, by za chwilę znaleźć się w ekskluzywnym klubie światowych bilionerów, czyli państw z PKB przekraczającym bilion dolarów. Zmierzało, ale się zatrzymało (fatalne wskaźniki z gospodarki, szczególnie z przemysłu), bo stery przejął człowiek o mentalności przeciętnego prymitywa.
Jest czymś zdumiewającym, że premier poważnego państwa nie ma czasu albo woli, by zająć się bezpieczeństwem (trwa przecież wojna na Ukrainie), gospodarką, finansami, obronnością, inwestycjami, szczególnie tak ważnymi (i to na dekady) jak CPK. A potrafi zarwać noc, ale nie dla państwa, tylko żeby napisać coś bezdennie głupiego w mediach społecznościowych, zaatakować Jarosława Kaczyńskiego lub Mateusza Morawieckiego. Żeby zakrzyczeć swoją prorosyjskość udawaniem rusofoba. Przecież to Tusk uznał za jedno z najważniejszych zadań swego pierwszego i drugiego rządu walkę z „rusofobią PiS” i przejście na pozycje przyjaciela Rosji („nasz człowiek w Warszawie”). Zresztą to elementarz maskirowki, że najgłośniej i najwięcej krzyczy ten, kto ma najwięcej na sumieniu i najbardziej się boi zdemaskowania.
Nie ma drugiego takiego państwa w Unii Europejskiej, gdzie premier zajmuje się głównie nienawidzeniem. On kocha nienawidzić. A plastikowe serce w biało-czerwonych barwach nosi na takiej samej zasadzie, jak Lech Wałęsa obrazek Matki Boskiej. To plastikowe serce ma przykrywać zarówno brak serca, jak i kompletną kpinę z biało-czerwonej. Gdy w dniu flagi napisał: „Kto ma biało-czerwone serce, ten białej flagi nigdy nie wywiesi”, to zakomunikował tylko, że serce jest plastikowe, biało-czerwona to tani teatrzyk, a białej flagi nie musi wywieszać, bo wylansowana przez niego biała koszula jest po stokroć białą flagą i to taką, która przyrosła mu do grzbietu. Przez co sam Tusk jest białą flagą. Czego dowodzi choćby to, że jeśli Berlin sobie życzy ukatrupienia projektu CPK, to biała flaga w mig to robi.
Weźmy kilka złotych myśli Donalda Tuska z ostatnich dni z serwisu X. „Kaczyński wczoraj o Europie: ‘Idziemy tam, by powiedzieć temu wszystkiemu NIE, ale nie mówimy NIE, bo jesteśmy dzisiaj na TAK’. Wszyscy się śmieją, a powinni się bać. ‘Dzisiaj na tak’, dzień po wyborach ruszą z proputinowskimi partiami rozwalać Unię. Bo zabrakło Twojego głosu”. To pouczenie w stylu prymitywa adresowane do jemu podobnych. Nikt tak nie pomagał Rosji i Putinowi, jak patronka, mamusia i przyjaciółka Tuska – Angela Merkel. Nikt nie zrobił tak wiele dla uczynienia z Putina cywilizowanego i wiarygodnego partnera, jak Tusk jako premier państwa, które przez wieki było przez Rosję podbijane, okupowane, prześladowane, drenowane i wykorzystywane. To głos stokroć dla Putina ważniejszy i cenniejszy niż tysiąc deklaracji przywódców Francji, Włoch czy Hiszpanii.
Tusk ma prawdziwego hopla na punkcie „proputinowskich partii”, bo nawet on jest w stanie pojąć, że nikt nie zrobił Putinowi tak dobrze jak on i Merkel. Tusk krzyczy, a wręcz się drze i obraża, bo chyba tylko ktoś zahibernowany przez ostatnie kilkanaście lat nie wie, ile razy ściskał ręce zbrodniarzowi, ile razy zachowywał się przy nim jak sługa, ile razy nie był w stanie nawet pisnąć. Nieprzypadkowo tylko Tusk został uwieczniony ze słynnymi żółwikami w Smoleńsku, bo żaden inny europejski przywódca by na to nie poszedł. Wystarczyłaby odrobina godności.
Jak bardzo Tuskowi doskwiera jego przyjaźń z Putinem, reset z Rosją i inne kompromitujące go „samobóje” w relacjach ze wschodnią satrapią dowodzi wręcz obsesja na punkcie przerzucania na innych własnych win. 1 maja napisał: „W rocznicę naszego wejścia do UE ogłosić w Budapeszcie, w prorosyjskim tygodniku, że Bruksela (nie Moskwa) jest ‘zagrożeniem dla demokracji w Europie’. Plakaty, okładki gazet. Kiedyś mówiono o takich ‘pożyteczny idiota”. W najlepszym wypadku”. O Tusku nie trzeba mówić „pożyteczny idiota”, bo stał się częścią planów i strategii Putina, czyli był o co najmniej dwa poziomy wyżej. Tuskowi odpowiedział Zoltán Szalai, redaktor naczelny „Mandinera”, gdzie opublikowano wywiad z Mateuszem Morawieckim: „Polska zasługuje na kogoś lepszego niż premier, który nie ma absolutnie żadnego szacunku dla każdego, kto ośmieli się z nim nie zgadzać. ‘Rosja musi opuścić terytorium Ukrainy, a zbrodnie wojenne rosyjskich żołnierzy muszą zostać rozpatrzone przez międzynarodowy trybunał’ – to cytat z wywiadu „Mandinera” z Mateuszem Morawieckim. Dlatego Donald Tusk nazywa nas ‘prorosyjskimi’”.
W grotesce prezentowanej przez Tuska są też element humorystyczne. Napisał na przykład: „Nie jestem mścicielem. Jestem premierem demokratycznego rządu w dużym europejskim kraju. Moim zadaniem jest zapewnienie niezależności sądu i prokuratury. Moim celem jest, aby niezależne sądy i prokuratura skutecznie rozliczyły polityków. Nie na mój rozkaz, ale na podstawie prawa”. Nic tu się nie zgadza. Tylko nieuk albo zamordysta może sobie przypisywać rolę strażnika „niezależności sądu i prokuratury”. Art. 10. ust. 1. konstytucji stanowi; „Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej”. Ustrój się na tym opiera, to jest zapisane i żaden konstytucyjny ignorant nie musi nikogo odgrywać. Nie musi udawać łaskawcy. Na drzewo!
1 maja Tusk ćwierknął: „Kiedy my świętujemy 20 lat w Unii, w Wielkiej Brytanii toczy się ostra debata wywołana prognozą Banku Światowego, zgodnie z którą dochód na głowę będzie w 2025 wyższy w Polsce niż w UK. I to obiecuję: na 25 rocznicę Polacy będą zamożniejsi od Brytyjczyków. Lepiej być w Unii!”. To szczyt tupetu i bezczelności, żeby o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE mówił ktoś, kto to państwo wszelkimi sposobami z Unii wypychał – jako przewodniczący Rady Europejskiej. A jeśli Polska przeskoczy Wielką Brytanię, gdy chodzi o dochód na głowę, to zasługa Tuska jest mniej więcej taka, jak jego udział w sukcesach Igi Świątek (skądinąd bezczelnie i żenująco wykorzystał nazwisko naszej mistrzyni w swoim żałosnym teatrzyku z zapaleniem płuc).
W święto konstytucji Tusk znowu nie skorzystał z okazji, żeby milczeć: „3 Maja to opowieść o wolności, o rządach prawa, o władzy podległej konstytucji, o marzeniach o Polsce silnej, niepodległej i nowoczesnej. To również opowieść o zdrajcach i głupcach, wysługujących się Rosji, z bogoojczyźnianymi hasłami na ustach. Lekcja ważna do dziś”. Władza Tuska z wolnością ma tyle wspólnego co Łukaszenka. Jej „rządy prawa” to absolutne bezprawie. Konstytucję traktuje jak brudną ścierę. Rosji Tusk przysługiwał się przez tyle lat, że mógłby się starać o rosyjską emeryturę. Niepodległość to dla nich poddaństwo wobec Berlina i Brukseli. A Bóg i ojczyzna to okropne brzemię, dlatego zastąpili jej plastikowym sercem.
Wszystko to jest podlejsze i bardziej dojmujące dlatego, że to sami Polacy doprowadzili do zainstalowania Tuska (wysłanego z Brukseli przez Berlin niczym Lenin do Piotrogrodu), bo umożliwili mu stworzenie rządzącej większości. I pewnie zrozumieją swój potworny błąd, tylko że z Polski nie będzie już co zbierać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/690588-ci-ktorzy-wyniesli-tuska-do-wladzy-zrozumieja-swoj-blad