Pięćdziesięciu panelistów, około dwa tysiące słuchaczy, debaty o przyszłości Unii Europejskiej na wszystkich jej płaszczyznach i doprawdy tysiące uwag i komentarzy na temat projektów nowych traktatów wspólnoty były obecne na konferencji „Wolni Polacy wobec zmian traktatowych Unii Europejskiej”. Mnie spośród morza refleksji w pamięć zapadły dwa słowa prezesa Instytutu Ordo Iuris, mecenasa Jerzego Kwaśniewskiego, który tak skwitował ostatni możliwy etap domykania w naszym kraju wprowadzania nowych porządków traktatowych: „referendum rozbiorowe”. Wniosek bowiem, że biurokratyczny moloch z Brukseli przepchnie swoje propozycje zmian i centralizacji wspólnoty, był wspólny ale w meandrach zatwierdzania tegoż projektu dojdzie do organizacji referendów krajowych, także do zorganizowania takiego referendum w Polsce.
Co to będzie za wydarzenie! W kampanii propagandowej najsłodszym lukrem obleje się istną zdradę, przekazanie suwerenności w ręce cudzoziemskich urzędników o zupełnie niedemokratycznym mandacie, każdą wątpliwość będzie się odsądzało od czci i wiary i przypisywało jej rosyjskie powiązania, dogmat postępu i dziejowej konieczności będzie wisiał nad społeczeństwem jak miecz Damoklesa.
Media niepodległościowe będą marginalizowane wszystkimi metodami - im bardziej będą miały rację, tym więcej będzie wokoło smutnych panów i wystraszonych reklamodawców, awarii, zakłóceń sygnału, wreszcie jakiegoś węglarczyko-giertychowego rechotu i szczebiotu pań z „Newsweeka” i TVNu.
Najtańszy upadek
Ale najgorsze właśnie byłoby samo referendum, zapewne dwudniowe, by napędzić nieświadomych, obojętnych i apolitycznych głosujących, stawiającej krzyżyk tak, jak głośniej w kampanii krzyczano. O ile do zatwierdzenia I i II rozbioru trzeba było zwołania sejmów z kilkoma setkami posłów, tuzinami agentów, dziesiątkami tysięcy dukatów, kibitkami gotowymi porwać na Sybir. Dało się więc takie grono przekupić, rozbić zastraszyć - ale żeby cały naród zagnać do urn i jeszcze uzyskać w takim głosowaniu większość dla pozbawienia kraju suwerennej władzy - byłoby to szczególnym rodzajem przetrącenia narodowi kręgosłupa. Na dotychczasowe rozbiory i przegrane zawsze można było - zgodnie z prawdą mówić - zniszczył nas spisek, sprzedali sojusznicy, zdradzili politycy, nie sprostali wyzwaniu przedstawiciele naszych elit, ale tak oddać dobrowolnie suwerenność w zwykłym głosowaniu, choćby po nierównej walce medialnej - byłoby wstydem dziejowym. Nigdy by jeszcze tak łatwo Polacy nie oddali Rzeczpospolitej. Nigdy.
Żadnych wymówek
Warto sobie zdać z tego sprawę zawczasu - póki jeszcze ten absurdalny traktat mieli się na biurkach unijnych urzędników, póki jeszcze na Czerskiej i Wiertniczej nie ułożono nagłówków w tym temacie ogłupiających, póki jeszcze jest szansa na głośną i powszechną debatę na temat reformy Unii Europejskiej. Nie będzie później wymówek, żeśmy nie wiedzieli, że złe siły wygrały ponad naszymi głowami, że to nie my, to oni, zatwierdzili nową formę rozbioru.
W przypadku wprowadzenia nowych traktatów i zatwierdzenia tego przez społeczeństwo w referendum nie będzie żadnych wymówek - zawiedziemy i siebie, i przyszłe pokolenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/690021-te-slowa-nie-wyjda-z-glowy-nadchodzi-referendum-rozbiorowe