Śląsk od lat przynajmniej pięciuset jest miejscem rozgrywki wpływów niemieckich z polskimi, choć te pierwsze ukrywały się niekiedy w szacie czeskiej (zależnej od Wiednia i subtelnie germanizowanej). Ślązacy byli niczym inwentarz przekazywany w toku ustaleń politycznych od państwa do państwa (Od Austrii do Prus), a gdy sami mieli zabrać głos - wybrali Polskę aż do ryzykowania życiem w powstaniach śląskich.
Choć od XIV wieku to niemieckie wpływy zdają się na Śląsku dominować to jednak gra o ten region toczyła się na wielu poziomach. Archidiecezji gnieźnieńskiej, rządzonej przez prymasów Rzeczpospolitej, podlegała diecezja wrocławska i wielu duchownych katolickich na Śląsku pochodziło z Polski. Nad Śląskiem sprawował pieczę np. prymas Fryderyk Jagiellończyk, o bliskość tego regionu dbał Zygmunt Stary, na Śląsku - otrzymując tam niewielkie księstewko - osiadł syna Jana III Sobieskiego - Jakub, gdzie sprawował rządy do śmierci w 1737 roku. Kilka lat później Śląsk został siłą przejęty przez militarystyczne Prusy, by stać się ofiarą administracyjnej, systematycznej germanizacji.
Jest rzeczą znamienną, że w czasie gdy Polski na mapie nie było a ona sama była poddawana wynarodowieniu właśnie na Śląsku polskość zaczęła zdobywać kolejne dusze. Niemcy musieli nieźle ponaginać reguły demokracji, by w plebiscycie z 20 marca 1921 roku pozyskiwać wsparcie dla pozostawienia Śląska w Republice Weimarskiej. Do tego celu zwożono Niemców na tereny głosowań oraz uprawniono do głosowania 190 tys. emigrantów, już dawno zgermanizowanych byłych mieszkańców Śląska osiadłych np. Nadrenii.
Co ciekawe za polskością Śląska były wtedy siły polityczne niezwiazane z katolicyzmem, a czasem z miejscowymi hierarchami Kościoła wojujące. Jeden z ojców odrodzenia niepodległości w Rzeczpospolitej, Wojciech Korfanty, był atakowany przez niemieckie duchowieństwo katolickie, a mimo to pobożny lud głosował na niego jeszcze do Reichstagu w 1902 roku, a od końca I wojny światowej konspirował, organizował się oraz - w trzech powstaniach śląskich - walczył zbrojnie przeciwko Niemcom. Niemcy wyrzucali z pracy polskich robotników, miejscowa policja represjonowała działaczy i zastraszała orędowników polskości. Zaskakująco znajomo wyglądać nam będzie przypomnienie jak przedstawiano Polaków i samego Korfantego w niemieckiej prasie. Polacy mieli być ksenofobami, niedouczonymi wieśniakami, bigotami itd. Korfantego przedstawiano jako „łgarza”, kwestionowano jego pobożność, rysowano jako niechluja, opisywano jako dyktatora, sugerowano że Korfantego wsadzi się do więzienia.
Co ciekawe ani strona polska, ani strona niemiecka nie prowadziły swojej propagandy w języku śląskim, a Niemcy do Ślązaków zwracali się także po… polsku. Również proniemiecki działacz śląski Teofil Kupka mówił po polsku a zniechęcając do Rzeczpospolitej używał argumentu antyszlacheckiego a nie antypolskiego.
Istniejąca w II RP autonomia Śląska nie zasadzała się na wyodrębnieniu Ślązaków jako osobnego narodu - Korfanty co najwyżej używał określenia „lud Śląski”, bo przecież ówczesna Polska zszywana była z ziem do niedawna należących do innych stolic i różniących się od siebie strukturą społeczną, tradycją niepodległościowa czy lokalną kulturą. Autonomia była województwu śląskiemu nadana gdyż Berlin nieustannie straszył, że Polacy będą represjonować Niemców (nie Ślązaków) i sam zapowiadał podniesienie rangi tych ziem, więc Warszawa demonstracyjnie podarowała temu regionowi wyjątkowy status.
Rzecz nie w polskości Śląska, nad której udowodnieniem pracowały dwa pokolenia powojennych historyków, ale na podkreśleniu, że te ziemie mogą być częścią większego podmiotu politycznego - Niemiec lub Polski.
Tymczasem powstałe 13 grudnia ugrupowanie „Śląscy Samorządowcy” samo przyznaje, że wyrosło ono na połączeniu działań mniejszości niemieckiej z regionalnymi działaczami np. na rzecz autonomii Śląska. Niemcy pod szyldem „śląskości” konstytuują się w dniu zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska. W tym czasie posłanka Koalicji Obywatelskiej Monika Rosa - określająca się jako „narodowości śląskiej” (podobnie jak Maciej Kopiec czy Łukasz Kohut) - wraz z grupą posłów piszą projekt ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych. 25 stycznia br. projekt wpływa do Sejmu i - wobec niego nie działa zamrażarka Hołowni - już dwa miesiące później odbywa się w sejmie pierwsze czytanie. Dziś język śląski został oficjalnie uznany za język regionalny czego przez stulecia nie oczekiwali nawet ślązacy (ci prawdziwi).
W XXI wieku, a zwłaszcza po rosyjskich agresjach militarnych, żaden kraj UE nie wystosuje roszczeń terytorialnych wobec drugiego kraju wspólnoty. Wszelkie pretensje trzeba realizować hybrydowo, pod przykrywką, wielopoziomowymi operacjami politycznymi i tożsamościowymi. Od 13 grudnia taka operacja na Śląsku zdecydowanie przyśpieszyła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/689944-albo-polska-albo-niemcy-nie-ma-narodowosci-slaskiej