By wyrobić sobie zdanie na temat sensowności przystąpienia Polski do zaproponowanej przez Niemcy tzw. europejskiej tarczy antyrakietowej - European Sky Shield Initiative (ESSI) nie trzeba być specjalistą od systemów obronnych, czy w ogóle od wojskowości. Są pola do dyskusji dla specjalistów, ale także laicy mogą mieć własne zdanie i argumenty. Wystarczy wiedza, która jest dostępna powszechnie z mediów, kojarzenie faktów, rozsądek i dobra wola. Nie trzeba nadzwyczajnego wykształcenia wojskowego, podobnie jak nie trzeba być profesorem weterynarii, by rozpoznać świnię czy barana. Jedna sprawa to dyskusja fachowców co do parametrów, cen, integracji, lokalizacji poszczególnych komponentów, procedur etc., a druga to sprowadzająca się do ocen politycznych, gospodarczych, a nawet społecznych.
Mamy rząd proniemiecki i on oczywiście będzie forsował przystąpienie Polski do tej inicjatywy antyrakietowej. Na razie to tylko pomysł, na wyrost nazwany przez Berlin inicjatywą europejską. Miano „europejska” to tylko chwyt propagandowy i marketingowy. Akces bowiem tak naprawdę zgłosiło do niej ledwie 12 państw, mimo wcześniejszych deklaracji o 19. Nie ma wśród nich największych krajów Europy - Francji, Hiszpanii, Włoch, a dopiero przystąpienie Polski nadałoby projektowi jakiś większy ciężar. Zapisujemy się do grupy małych państw pod protekcją Niemiec.
W sensie fizycznym nie ma niczego co można byłoby nazwać europejską tarczą antyrakietową. Ba, Niemcy nawet nie zaczęły składać zamówień na jej komponenty. Mówienie, że ów europejski system częściowo już istnieje, bo są gdzieś jakieś elementy antyrakietowe, ma taki sens jak opowieść o tym, że są już kadry do obsługiwania tarczy, bo jakieś jednostki rakietowe już są i ktoś w nich służy.
Jak każde ostatnie niemieckie wojskowe i polityczne przedsięwzięcie tak i owa tarcza to lipa, propagandowy zapis do samochwalczych przemówień i to jest jeden z zasadniczych powodów, dla których polski rząd nie powinien gorliwie spieszyć z zapewnieniami, że też się pod opiekę Berlina uda. W całej tej tarczy nie chodzi o to by ona powstała, czy jakieś państwa chroniła, tylko o to, by Niemcy mogły o niej mówić, chwalić się nią. Podobnie jak owa słynna niemiecka niemiecka brygada na Litwie. Miała liczyć 5 tys. personelu, o jej stacjonowaniu mówiono już dwa lata temu, a okazuje się, że być może teraz Niemcy przyślą 20 osób - co Litwini z wielką pompą obwieścili, a do końca roku może nawet 150. To żart - by przypomnieć słowa premiera Morawieckiego komentującego obietnicę przekazania przez Niemcy 5 tysięcy hełmów Ukrainie. Tarcza to składowa większego projektu federalizowania Europy z centralą w Berlinie.
Entuzjaści przystąpienia do niemieckiej inicjatywy propagandowej najczęściej podnoszą argument, że krytyka pomysłu wynika z jakichś antyniemieckich fobii. Ot pławiący się w narodowym smrodzie biedny Polak jest nauczony na swej zatęchłej prowincji nie lubić wszystkiego co obce i stąd taka wroga postawa. Właściwie to już nie wiadomo co jeszcze Niemcy musiałyby zrobić złego, by ich wielbiciele, i wielbiciele ich stypendiów, postępowi Europejczycy nie kwalifikowali krytyki poczynań Berlina jako nieuprawnionej, płynącej z jakichś nieracjonalnych uprzedzeń. Skala się skończyła.
Odłóżmy na bok sentymenta wynikające ze zbrodni jakich Niemcy się na nas dopuściły i tego, że nigdy właściwie się z nich nie rozliczyły. Powiedzmy, że w imię bezpieczeństwa, współpracy zapominamy na chwilę o historii i naukach z niej płynących. Wymazujemy ze świadomości maksymę historia magistra vitae - historia nauczycielką życia. W sprawie tarczy nie chodzi jednak o zbrodniczą przeszłość Niemiec, nieustannie zakłamywaną przez nie historię, ale o tu i teraz.
To właśnie przez to co robią teraz, Niemcy są najmniej wiarygodnym partnerem w Europie. Ich polityka zagraniczna, bezpieczeństwa, energetyczna, które przez Brukselę narzucają Europie jest pasmem nieustannych klęsk. Żaden kraj nie odpowiada tak bardzo za katastrofalny stan w jakim znalazła się Europa co one. To Niemcy swą polityką uzależniania Europy od rosyjskich surowców energetycznych odpowiadają za to, że Rosja mogła rozpętać wojnę i to one miałyby niby teraz budować i koordynować obronę europejskiego nieba przed Moskalami. Symbolem klęski są Nord Stream 1 i 2.
Polityka współpracy z Rosją miała jeszcze w jednym wymiarze katastrofalny wpływ na bezpieczeństwo Europy. Berlin wiedział, że Moskwa mu nijak nie zagraża, więc przez dwie dekady oszukiwał sojuszników z NATO i nie dotrzymywał wobec nich zobowiązań. Nie łożył na bezpieczeństwo ustalonych 2% PKB i nadal tego nie robi. Wiózł się na gapę. Za zaoszczędzone pieniądze hojnie fundował socjal, kupując spokój społeczny i jednocześnie pudrując gigantyczny kryzys społeczny związany z wpuszczeniem nielegalnych imigrantów. Kraj nie posiada nawet zdolności absorpcji większych środków na obronę.
Ursula von der Leyen, najgorsza szefowa Komisji Europejskiej w historii Unii, kończąc w 2019 roku swą karierę jako minister obrony, zostawiała Bundeswehrę w katastrofalnym stanie - bez sprzętu, bez kadr, bez esprit de corps. Od tego czasu nic nic się nie poprawiło. Opublikowany w marcu raport Bundestagu wskazuje, że Bundeswehra jest w stanie rozkładu.
Bundeswehra starzeje się i kurczy
— pisała badająca jej stan pełnomocnik parlamentu Eva Hoegl.
Niemcy nie są w stanie dziś wystawić jednej bojowej brygady. W 2023 roku - drugim roku wojny na Ukrainie w wojsku służy o 1,5 tys. mniej ludzi niż w 2022. Brakuje kadr do obsadzenia 20 tysięcy stanowisk. Kadra wojskowa jest arogancka, niekompetentna i jak wiele wskazuje do cna spenetrowana przez ruskie służby.
Symbolem nędzy niemieckich sił zbrojnych są historie szpiegowskie z ostatnich lat. W grudniu 2022 został aresztowany oficer Federalnej Służby Wywiadowczej BND, który pracował na rzecz rosyjskiego reżimu. Wykrycie rosyjskiego szpiega to najpoważniejsza afera tego typu od 1961 roku, kiedy to pracujący na rzecz Związku Sowieckiego oficer wywiadu zdekonspirował ponad 100 agentów CIA.
Carsten L. pracował w wywiadzie radioelektronicznym w kooperacji z amerykańską Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) i brytyjską Centralą Komunikacji Rządowej (GHCQ). Jego komórka nie tylko prowadziła własne operacje, ale przetwarzała również tajne informacje wywiadowcze z Rosji i Ukrainy, uzyskane od tzw. Sojuszu Pięciu Oczu (Five Eyes) - porozumienia agencji Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady i Nowej Zelandii.
Sprawa szpiega w BND potwierdza najgorsze opinie, które w geopolitycznym świecie funkcjonują na temat Niemiec. Berlin traci zaufanie i moc. Jak układać współpracę choćby z niemieckim wywiadem? Szefa BND Bruno Kahla wybuch wojny zastał w Kijowie, bo właśnie tam w delegacji bawił. Niemiecki wywiad był tak głuchy i ślepy, tak naiwne, że nie zorientował się w skali zagrożenia. Dwa dni po ruskim ataku Kahla wywozili z Kijowa niemieccy agenci. Służby z całego świata z tego szydziły.
Jak najgorszego zdania o niemieckich służbach jest były amerykański agent, członek Atlantic Council John Sipher. W wywiadzie dla „Focus” określał je jako aroganckie, niekompetentne, biurokratyczne, bezużyteczne. Niemieckie tajne służby są absolutnie niewiarygodne jeśli chodzi o Rosję.
Gdy pojawiły się głosy z innych krajów, że Rosja stanowi coraz większe zagrożenie, niemieccy analitycy i czołowe postacie - głównie z BND - reagowali bardzo arogancko, twierdząc, że rozumieją Rosjan znacznie lepiej niż ktokolwiek inny. Reszta z nas jest po prostu „pełna uprzedzeń” wobec Rosji
— mówił Sipher.
W marcu okazało się, że Rosjanie podsłuchiwali niemieckich oficerów rozmawiających o wysłaniu na Ukrainę pocisków Taurus. Moskale upokorzyli Niemców i 30-minutowy zapis rozmów wyemitowali w propagandowym programie swojej telewizji RT. Przy okazji świat dowiedział się, że jednym z batalionów informatycznych dowodził/a niejaki niejaka/niejaki Anastasia Biefang - transpłciowiec, transwestyta nie wiadomo, w każdym razie facet w stopniu pułkownika malujący się i noszący jak stara prostytutka wielu bojów weteranka. Teraz Anastasia zajmuje wysoką pozycję w Dowództwie Przestrzeni Cybernetycznej i Informacyjnej Bundeswehry.
Według amerykańskiego eksperta zarówno BfV, jak i BND celowo przez lata, a nawet dekady przymykały oko jeśli chodzi o Rosję.
Odnosiło się wrażenie, że służby były tak pobłażliwe w stosunku do Rosji, ponieważ bały się dowiedzieć czegoś, czego wiedzieć nie chcą. Bo wtedy może powinny byłyby coś zrobić. A wszyscy wiedzieli, że Kancelaria i rząd niemiecki tego nie chcą.
— mówi były amerykański agent.
Sipher twierdzi, że niemieckie służby cieszą się bardzo złą opinią wśród innych partnerów NATO, jeśli chodzi o współpracę w sprawie Rosji. Co miał na myśli mówiąc, że nie chcą odkryć czegoś co nie spodobałoby się politykom? Możemy tylko spekulować. Być może nie chcą wiedzieć dlaczego były kanclerz Niemiec Schroeder za gigantyczne pieniądze jest na służbie u kremlowskiego reżimu. Być może nie chcą wiedzieć jakie były meandry kariery politycznej komunistycznej działaczki z NRD Angeli Merkel. Co porabiał w NRD pacyfistyczny działacz, a teraz kanclerz Olaf Scholz. Z kim w NRD kontakty miał rezydujący w Lipsku agent sowieckiego KGB Władimir Putin. Tak czy owak mamy trzecie pokolenie niemieckich kanclerzy uwikłanych w stosunki z Ruskimi.
W październiku brukselski instytut Eurointelligence pisał, iż Olaf Scholz prowadzi podwójną grę wobec Ukrainy i tak naprawdę nie chce, by Rosja przegrała wojnę. Przejawem ma być m.in. ciągła odmowa przekazania Ukrainie pocisków manewrujących, choć robią to Wielka Brytania i Francja. Kolejny dowód to wciąż opóźniające się, czy wręcz całkowicie blokowane dostawy sprzętu dla Ukrainy. Na końcu jeszcze okazuje się, że to co tam dociera - jak np. czołgi Leopard 1 jest w złym stanie, ciągle się psuje, brakuje części zamiennych, nie ma mocy by wyposażenie naprawiać.
W takich to warunkach mielibyśmy uczestniczyć w niemieckiej inicjatywie europejskiej. Ja bym z takimi ludźmi punkt skupu złomu bał się poprowadzić, a co dopiero budować jakiś system obrony przeciwrakietowej mającej chronić mą ojczyznę i pół Europy.
Nie chodzi więc o żadne historyczne zaszłości, niezabliźnione rany, tylko o czas dzisiejszy. O to, że Niemcy to kraj dziś całkowicie pozbawiony wiarygodności. Kraj, który nie ma za grosz nawet kupieckiej solidności. Który stał się groteskowy jeśli chodzi o swe siły zbrojne. Gdzie indziej na świecie banda pacyfistów mogłaby włamać się do bazy wojskowej i pomalować czołgi na różowo, przyozdobić je kwiatkami i pacyfkami. Jak w ogóle można rozważać wejście z Niemcami w jakikolwiek projekt obronny? Naprawdę nie potrzeba znawstwa z dziedziny wojskowości, by wiedzieć, że to skrajnie głupi, nieodpowiedzialny i niebezpieczny pomysł, motywowany jedynie kompleksami i chęcią podlizania się niemieckim władcom Europy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/689690-niemiecka-dziurawa-tarcza-i-kopula-dla-europy