Rząd Donalda Tuska postawił sobie ambitny cel w relacjach z UE: „Musimy dowiedzieć się, czego chcemy”. To porażające wyznanie ogłosiła dziś z dumą minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. I nie była to wpadka, nieostrożność czy myśl wypowiedziana w pędzie. Padła w oficjalnym wystąpieniu na konferencji „20 lat Polski w UE”. Brutalna prawda o obecnym rządzie zawarta w jednym, zwięzłym zdaniu. W chwili, gdy Niemcy coraz sprawniej montują w UE swoje superpaństwo, gdy sytuacja geopolityczna wymaga silnej koncepcji suwerennego państwa, a realia gospodarcze spójnej wizji rozwoju, Koalicja 13 Grudnia orientuje się, że powinna podjąć rozważania o tym, czego chce Polska. Nic dziwnego, że jak na razie realizuje głównie interes Niemiec.
Wyzwaniem na kolejne lata dla Polski jest zdefiniowanie własnych interesów, by o nie skutecznie walczyć w Unii Europejskiej – stwierdziła minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz na dzisiejszej konferencji „20 lat Polski w UE”. Jak zaznaczyła, kluczowym wyzwaniem dla Polski, tym co zdecyduje, czy kolejne 20 lat w Unii będzie sukcesem, jest to, czy będziemy potrafili odpowiedzieć na pytanie o polskie priorytety rozwojowe, takie jak polityka przemysłowa, czy kierunki wsparcia przedsiębiorczości. „Musimy wiedzieć, czego chcemy” - dodała.
Licealny poziom refleksji mógłby śmieszyć, gdyby nie przerażał. Swobodne przyznawanie się do tego, że rząd Donalda Tuska nie zdołał jeszcze zdefiniować interesów własnego państwa budzi grozę! A kolejne decyzje zapadają. Pakt migracyjny, który zobowiązuje nas do przyjmowania imigrantów, z którymi nie radzą sobie kraje Europy Zachodniej został przeforsowany w PE. Tzw. dyrektywa budynkowa, która od 2030 roku zakazuje instalowania pieców gazowych i węglowych została przyjęta bez sprzeciwu Polski, a doprowadzi wiele polskich rodzin do ruiny. Parlament Europejski przyjął kolejną dyrektywę, która ponownie uderzy – w i tak już osłabiony przez UE – polskie przetwórstwo rybne. To tylko przykłady z ostatniego tygodnia.
Minister Pełczyńska-Nałęcz z przytupem ogłosiła także, że „do Polski wpłynął właśnie największy przelew z UE w historii naszego członkostwa” – 27 mld zł. „Bycie w Unii się opłaca, ale Unia to nie tylko pieniądze o czym zapomnieli nasi poprzednicy. Łączą nas wartości: demokracja, równe szanse, rządy prawa, wolności obywatelskie” – napisała, ilustrując zdjęciem przelewu, który zawierał jasny komunikat o tym, że otrzymane pieniądze z KPO są niczym innym, jak pożyczką. I to nie taką zwyczajną pożyczką, którą należy spłacić z procentem, ale zobowiązującą Polskę do wydania otrzymanych środków na konkretne cele oraz do realizacji kamieni milowych, których ekologiczny ładunek Zielonego Ładu dobije nasze działania w wielu obszarach.
Jeśli jednak ministrowie Tuska nie zdołali jeszcze dotychczas ustalić, „czego chcą” i „jakie są priorytety rozwojowe Polski”, trudno się spodziewać, że zdołają postawić unijnym apetytom, jakiekolwiek granice, a te – jak wiemy – są absolutnie niespożyte. I nie dotyczą jedynie gospodarki, ale i polskiego ustawodawstwa czy polityki społecznej. Parlament Europejski przyjął już bowiem rezolucję, w której wzywa do wpisania tzw. prawa do aborcji do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Tylko czekać aż zacznie na nas wymuszać kolejne ustępstwa dotyczące aborcji na żądanie, legalizacji związków homoseksualnych czy adopcji dzieci przez homoseksualistów. Przecież – jak napisała Pełczyńska-Nałęcz – „Unia to nie tylko pieniądze”, ale „wartości: demokracja, równe szanse, rządy prawa, wolności obywatelskie”.
Czy teza postawiona w tytule jest zbyt mocna? Odpowiedzią niech będzie podsumowanie 4 miesięcy rządów Donalda Tuska w kontekście interesów Berlina. Kilka przykładów. Pierwszą aferą, która wybuchła jeszcze zanim oficjalnie przejął władzę, była afera wiatrakowa. Zapisy wprowadzone przez Henning-Kloskę miały uderzyć w Orlen, zaszkodzić Polakom i wspomóc niemiecki przemysł wiatrakowy. Pierwsze obietnice Tuska złożone Niemcom dotyczyły wycofania się ze starań o reparacje. Koalicja 13 Grudnia rezygnuje także z najważniejszych dla Polski inwestycji, które osłabiłyby bezkonkurencyjność Berlina, jak na przykład budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego czy udrożnienie Odry. Ostatnie deklaracje idą jeszcze dalej, czyli kwestii obronności. Przystąpienie do europejskiej tarczy antyrakietowej byłoby – zdaniem polityków PiS – raczej europejską tarczą finansową wspierającą niemiecki przemysł zbrojeniowy.
Ile razy w ciągu tych czterech miesięcy rząd Donalda Tuska stanął twardo po stronie polskiej racji stanu, polskiego interesu narodowego i zdecydowanie przeciwstawił się oczekiwaniom Berlina i Brukseli?… Próżno szukać. Może dlatego, ze minister odpowiedzialna za politykę regionalną oraz jej koledzy z rządu czynią dopiero przymiarki do zdefiniowania polskich interesów. Póki co realizują inne. Niemieckie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/688872-wydalo-siedlaczego-rzad-tuska-realizuje-niemieckie-interesy