Wyniki wyborów samorządowych nie zatrzymają demolki Polski, przynajmniej na poziomie województw i wielkich miast.
Stosunkowo niska frekwencja w głosowaniu zakończonym o godzinie 21.00 7 kwietnia 2024 r. – wedle exit poll 51,5 proc. - to ważny komunikat. W 2018 r. w pierwszej turze głosowało 54,9 proc. uprawnionych. Frekwencja jest niska w stosunku do wyborów parlamentarnych 15 października 2023 r., gdzie nastąpiła wyjątkowa mobilizacja. W stosunku do wyborów samorządowych sprzed 2018 r. frekwencja jest oczywiście wyższa, ale coś się jednak zacięło.
Po wyborach parlamentarnych w 2023 r. nastąpiła brutalna konfrontacja kampanijnej fikcji z rzeczywistością rządzenia. I to rządzenie okazało się nie tylko oszustwem, ale przede wszystkim bezprecedensowym łamaniem prawa, konstytucji i kanonów demokracji. Władza urzędująca od 13 grudnia 2023 r. pokazała, że generalnie ma Polaków tam, gdzie pan może pana majstra w … pocałować (żeby użyć skrótu ze skeczu „Ucz się Jasiu!” kabaretu Dudek). Nawet własnych wyborców tam ma.
Nie wiadomo, jaki wpływ na wynik wyborów miał celowy zabieg Donalda Tuska, by wobec całej Polski bezczelnie zełgać, że prezydent Andrzej Duda zablokował tworzenie sieci szpitali onkologicznych, choć ustawa w tej sprawie już działa (następcza kontrola Trybunału Konstytucyjnego niczego nie wstrzymuje). Tusk ewidentnie zagrał kłamstwem, żeby obrzydzić obóz, z którego wywodzi się prezydent. Zagrał świadomie, bo dla niego zełgać, to jak splunąć.
Podstawowa kwestia to wpływ na Polaków kłamstw, oszustw, demoralizacji, demolki prawa, niszczenia instytucji i firm w wykonaniu obozu rządzącego. Niewątpliwie przed i w czasie wyborów parlamentarnych wielu Polaków zostało zaczadzonych z jednej strony bezprecedensowymi kłamstwami, z drugiej niebywałym poziomem nienawiści wobec politycznych przeciwników. Poziom zaczadzenia można mniej więcej oszacować po wynikach wyborów do sejmików wojewódzkich i po prawie pół roku jest on jeszcze dość wysoki. Co oznacza, że trucizna wciąż działa. Gdyby jednak trucizna działała z pełną mocą, frekwencja powinna wynieść jakieś 65 proc.
Frekwencja dowodzi, że albo część wyborców nie chce przykładać ręki do tego, do czego przyłożyli ją 15 października 2023 r. dając alibi rzeźnikom praworządności i niszczycielom wszystkiego, co poprzednia władza zbudowała, co by oznaczało, że zostali w domu. Może też część wyborców obecnie rządzących uznało, że wyjątkowa mobilizacja nie jest potrzebna, bo najważniejsza jest władza centralna, a ta jest już opanowana. No i opanowana będzie większość sejmików wojewódzkich, bo suma wyników partii koalicji rządzącej to im zapewnia.
Część wyborców rządzącego układu tak się symbolicznie napiła krwi swoich wrogów, że mogła im się zamarzyć jakaś noc św. Bartłomieja, więc poszli, żeby dokończyć dzieła. A część po to, żeby odzyskać utracone koryta i przywileje, bo na szczeblu centralnym dokonał się podział łupów, ale w Polsce wojewódzkiej, powiatowej czy gminnej wygłodniali aparatczycy i klienci już nie mogą się doczekać, żeby rzucić się na różne skarby.
Gdy chodzi o wyborców Prawa i Sprawiedliwości, to jeszcze nie wiadomo, czy wyczyny reżimu 13 grudnia ich zmobilizowały czy odwrotnie. Czy działa na nich zastraszanie, a wręcz terror spod znaku pały i uchwały, czy może już w wyborach samorządowych chcieli zademonstrować chęć odwojowania części utraconych pozycji? Wedle exit poll PiS wygrało w wyborach do sejmików wojewódzkich (33,7 proc. wobec 31,9 Koalicji Obywatelskiej). Nie wiadomo, czy działa jeszcze pesymizm i poczucie bezradności czy może już zostały przezwyciężone, tym bardziej że rządzący skutecznie i wielokrotnie każdego dnia nie tylko walą w kraty klatki, ale po prostu rujnują ludziom życie, odbierają im poczucie bezpieczeństwa i nadzieję.
Trudniejsza jest dla wyborców PiS sytuacja w wielkich miastach, bo one cierpią na syndrom wyborów jako czynności fizjologicznej. W większości dużych miast głosowanie jest mechanicznym czy fizjologicznym odruchem na bodziec, czyli gdyby w Warszawie, Wrocławiu czy Gdańsku kandydował osioł, muł, kura czy świnka morska ze znakiem Koalicji Obywatelskiej i ferajny, to te stworzenia zostałyby wybrane. A może nawet jakiś kamień czy drzewo. To smutne, ale tak jest.
Niezależnie od szczegółowych wyników wyborów trzeba się spodziewać dokręcania zamordystycznej śruby. Przez takie same działania demolujące prawo, instytucje i podstawowe wolności, w tym wolność słowa, jak na poziomie centralnym. A nawet zamordyzm lokalny może być większy. No i będzie próba zagłodzenia (finansowego) tych samorządów, które źle wybrały z punktu widzenia rządzącego układu. Wybory samorządowe, niezależnie od wyniku, przekształcania Polski w tyranie nie zablokują, choć mogą trochę utrudnić demolkę. Znacząco zablokować demolkę i instalowanie tyranii mogą wybory prezydenckie w 2025 r., jeśli nie wygra ich kandydat rządzącego reżimu 13 grudnia. Do tego czasu demolka i zamordyzm się nie zmniejszą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/687807-niska-frekwencja-wskazuje-na-rosnacy-opor-wobec-bezprawia