Od wtorku trwa okupacja resortu rolnictwa przez przedstawicieli kilkunastu organizacji rolniczych (między innymi Solidarności Rolników Indywidualnych), którzy oczekują na negocjacje z premierem Donaldem Tuskiem. Rolnicy podkreślają, że dwa tygodnie temu podpisali w podkarpackiej Jasionce uzgodnienia z ministrem rolnictwa Czesławem Siekierskim, ale nic z nich nie zostało do tej pory zrealizowane. Co więcej, jak informują, w rozmowach z nimi minister Siekierski przekazał, że nie ma wsparcia premiera w realizacji rolniczych postulatów i właśnie z tego powodu domagają się bezpośrednich rozmów z Donaldem Tuskiem.
Na czoło wybijają trzy postulaty, blokadę importu żywności z Ukrainy, odejście od „Zielonego Ładu” w rolnictwie oraz wypłaty odszkodowań „wojennych” w związku z negatywnymi skutkami dla polskiego rolnictwa agresji Rosji na Ukrainę. Niestety nic nie wskazuje na to, żeby rząd podjął jakiekolwiek przygotowania do realizacji tych postulatów. Można nawet odnieść wrażenie, że chce zmęczyć rolników, licząc na to, że niedługo rozpoczną się na dużą skalę prace polowe i rolnicy zostaną zmuszeni do zakończenia protestów. Co więcej wszystko wskazuje na to, że także na poziomie Unii Europejskiej rząd nie prowadzi żadnych działań, które pomogłyby spełnić postulaty rolników, szczególnie jeżeli chodzi o bezcłowy handel UE-Ukraina.
Niestety, okazuje się, że postępów w negocjacjach nie ma. Co więcej, dzięki poparciu przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, Ukraina nie będąc członkiem Unii Europejskiej, ma w nich mocniejszą pozycję niż Polska. Otóż przewodnicząca KE twardo forsuje przedłużenie o kolejny rok umowy o bezcłowym handlu UE-Ukraina, a wprowadzenie do niej postulowanych przez Polskę ograniczeń, idzie jak po grudzie. Wszystko wskazuje na to, że poprawki forsowane przez europosłów Platformy, a także przez przedstawicieli rządu Tuska, tak naprawdę nic nie dały, a modyfikacja jej zapisów tak naprawdę niewiele poprawia ochrony polskiego rynku przed niekontrolowanym napływem ukraińskich towarów rolnych.
Między innymi wprowadzono limity importowe dla drobiu, cukru, jaj, miodu, kasz i kukurydzy, tyle tylko, że okresem referencyjnym dla tych produktów są ostatnie 2,5 roku, a więc tylko II półrocze 2021 roku (tuż przed agresją Rosji na Ukrainę), oraz cały okres 2022 - 2023) kiedy ukraiński eksport produktów rolnych na przykład na polski rynek, był wielokrotnie większy niż przed agresją Rosji na Ukrainę (czyli wpływ na destabilizację rynku, będzie się liczyć od znacznie większej wartości importu z Ukrainy, niż to było przed wojną). Wprowadzono także klauzule ochronne dla innych produktów rolnych, ale dany kraj członkowski musi wykazać destabilizację rynku nadmiernym importem ukraińskich produktów rolnych, tyle tylko, że ostateczną decyzję w tej sprawie będzie podejmować wg własnego uznania Komisja Europejska, której przewodnicząca od jakiegoś czasu zdecydowała się bardziej chronić interesy ukraińskich eksporterów produktów rolnych, niż rolników krajów członkowskich w szczególności tych z krajów przyfrontowych.
Taki kształt umowy świadczy handlowej UE-Ukraina, która w tej sytuacji będzie obowiązywać do czerwca 2025 roku, daje Ukrainie mocną pozycję przetargową w rozmowach z polskim rządem i w związku z tym ich skłonność do ustępstw jest wręcz żadna. Wprawdzie na stole jest propozycja licencji eksportowych wydawanych przez stronę ukraińską na produkty rolne wwożone do Polski, ale znając funkcjonowanie ukraińskiej administracji, można się spodziewać, że licencje te będą tak wydawane, że nie ograniczą ich wwozu do Polski. A przecież protestujący rolnicy w Polsce od grudnia poprzedniego roku, domagają całkowitej blokady ukraińskiego eksportu żywności, widząc że nadmierny wwóz tych produktów po kolei destabilizuje rynki kolejnych produktów rolnych.
Rolnicy domagają się także rekompensat „wojennych”, których wartość oszacowali na około 15 mld euro, które ich zdaniem rolnikom powinna wyrównać Komisja Europejska, której decyzje o otwarciu unijnego rynku na produkty rolne, spowodowały gwałtowny spadek cen surowców rolniczych i poważne straty szczególnie dal rolników tzw. krajów przyfrontowych. W tej sprawie także nie dzieje się nic, polski rząd do tej pory nawet nie wystąpił z wnioskiem do KE w tej sprawie, ba w połowie roku skończy się okresowa zgoda na pomoc publiczną dla gospodarstw rolnych na podobnych warunkach jak ta udzielana przedsiębiorstwom. W sprawie jej przedłużenia do tej pory także nie ma polskiego wniosku, co może oznaczać, że rząd Tuska nie jest tym zainteresowany, a od lipca dla rolnictwa będzie możliwa pomoc tylko na zasadach de minimis (a więc na zupełnie minimalnym poziomie).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/687388-rolnicy-oczekuja-odszkodowan-wojennych-i-blokady-importu