Poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki zobaczył w telewizji ledwo stojącego na nogach, wypowiadającego wolno i z wyraźnym wysiłkiem słowa, walczącego z rakiem Zbigniewa Ziobrę i wyciągnął wniosek: ofiara ma się na tyle dobrze, że można ją przeczołgać przed komisją śledczą:
Zobaczyliśmy, wbrew temu, co przez miesiące próbował wmówić opinii publicznej, że mimo, że jest chory - czego ja absolutnie nie neguję - to jest w stanie w ciągu paru godzin, kiedy uważa, że jest potrzeba, nie tylko stawić się w domu, ale też i rano, i wieczorem, długo występować przed kamerami. Ewidentnie jest w stanie zeznawać przed naszą komisją. Myślę, że to też będzie kwiecień -
— mówił Bosacki. Zabrzmiało upiornie. Przypomniały się praktyki stalinowskie, gdy ledwo żywych, skatowanych więźniów ubierano w garnitury i wleczono na salę procesów pokazowych. Czasy inne, ale okrucieństwo to samo.
Neo-TVP dołożyła swoje, wysyłając ekipę na całodzienne czaty przed domkiem byłego ministra sprawiedliwości. Stoją od 5 rano do 22 wieczorem, dokładając stresu, nękając, w istocie prześladując. Bez istotnego dziennikarskiego śledztwa, być może w porozumienie z aparatem systemowego prześladowania opozycji, budowanym przez Tuska.
Okrucieństwo staje się zauważalną, namacalną cechą tej władzy. Mariusza Kamińskiego torturowano w więzieniu, a obecny minister sprawiedliwości Adam Bodnar, wcześniej Rzecznik Praw Obywatelskich, człowiek o twarzy małego dziecka, patrzył na to wszystko z wyraźnym zadowoleniem, smakując kolejne dni męki. Czy to on udawał kogoś innego w poprzedniej roli, czy też odór władzy na drugim człowiekiem odebrał mu człowieczeństwo? Pewnie przeczytał na ten temat niejedną książkę, ale i tak nie zdołał się uodpornić na to stare jak świat ukąszenie. Zaprzedał swoje ideały, stał się twarzą brutalnego reżimu. Przy okazji udowodnił, że Zimbardo w swoim słynnym eksperymencie uchwycił coś ważnego. Gdy Bodnar miał okazję stać się strażnikiem, wszedł w tę rolę do końca.
Wspomniana wyżej neo-TVP, nielegalnie okupowana przez ludzi nowego rządu, a właściwie przejęta przez coś, co wygląda na towarzysko-środowiskową „orientacyjną klikę”, na swoim poletku też zachowuje się tak, jakby chciała nie tylko wyrzucić, ale i zadać ból. Przebrzmiałe gwiazdy, które myślą, że wciąż są młode, a wokół nas kwitną lata 2000., uśmiechają się do zagubionej publiczności, a kierownictwo rozdaje ciosy. Setki idą na bruk, w tym także wielu z tych, którzy na nową ekipę czekali. Biełsatowcy też pewnie pójdą, ku nieskrywanej uciesze Baćki. Na „demokratach” to nie robi żadnego wrażenia. Ale jak ma robić, skoro zamknięto także „Ocalonych”, program Rafała Porzezińskiego, który był cotygodniową pociechą i nadzieją ludzi walczących z diabłami nałogów? Uzurpatorzy mają jednak serca z kamienia, i ta sprawa ich nie rusza. Może denerwowało ich dobro płynące z tego programu?
Znakiem firmowym koalicji 13 grudnia jest okrucieństwo. Nie mają hamulców, nie mają litości, nie mają serca. Dlatego wcześniej czy później zrobią coś, co doprowadzi ją do klęski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/686933-znakiem-firmowym-koalicji-13-grudnia-jest-okrucienstwo