„Pijany swoją wspaniałością” - napisał o marszałku Sejmu na łamach „Newsweeka” Krzysztof Varga, felietonista, pisarz i krytyk literacki.
Szymon Hołownia znalazł się na celowniku „Newsweeka”, na łamach którego Krzysztof Varga postanowił poddać swoistej psychoanalizie marszałka Sejmu, oczywiście krytycznej, bo jak widać tego wymaga „mądrość etapu” przed wyborczym tourne w Polsce.
Varga sięgnął głęboko pamięcią w historię działalności Szymona Hołowni, daleko głębiej, niż do kilku ostatnich lat i przedstawił marszałka Sejmu jako egotystę, zakochanego w sobie i własnych rozterkach, które z lubością prezentuje opinii publicznej. Felietonista „Newsweeka” zauważył, że prawdziwą naturą Hołowni jest kaznodziejstwo, na którym się wybił i które sprawiło, że wyszlifował w sobie wysokie umiejętności erystyczne, z których teraz korzysta nieskrępowanie będąc aktywnym politykiem. Z tej przyczyny ma się brać również wysoka popularność marszałka, który wyrósł na główną atrakcję tzw. „Sejmflixu”.
Zdystansowany moralizator
Autor omawianego artykułu dokonał prześwietlenia dotychczasowej działalności publicystycznej Szymona Hołowni zauważając, że w swoich tekstach najczęściej przybierał pozę zdystansowanego moralizatora, któremu trudno jednak ukryć swą wyniosłość bądź pobłażliwy ton, szczególnie pod adresem niewierzących. Varga, jak na zaangażowanego publicystę „Newsweeka” Tomasza Siekierskiego przystało, uznaje chyba za największy problem marszałka Sejmu jego katolickość, a przynajmniej dawniejsze jej przejawy.
Wskazuje też na „chwalipięctwo” Hołowni, który - zdaniem Vargi - uwielbia celebrować swoje życie (zarówno publiczne jak prywatne), czego przykładem jest quasi-ekshibicjonistyczna publicystyka, ale też np. działalność misyjna.
Potęga Hołowni brała się też z jego „czynnej miłości bliźniego” – założył fundacje niosące pomoc w najuboższych regionach Afryki, „karmiąc, lecząc, edukując i dając pracę”, czym chwalił się w swoich książkach
— napisał Varga.
Wrócił on nawet pamięcią do felietonów Hołowni, w których przeplatał on swoje zdjęcia z podróży po Ziemi Świętej, co miałoby być - jego zdaniem - dowodem na chęć stworzenia wrażenia o nadzwyczajnie bliskiej i zelitaryzowanej więzi Hołowni z samym Zbawicielem, którego Varga określił mianem „kaznodziei sprzed 2000 lat”.
Mistrz erystyki?
Felietonista, w wyraźnie dającym się wyczuć tonie niechęci czy wręcz niesmaku, przypomina kolejne „akcje” młodego Hołowni, który potrafił oczarować publiczność podczas spotkań ze swymi czytelnikami, gdzie niekiedy potrafił znaleźć czas dla „żebrzącej staruszki”, by zatopić się z nią w godzinnej rozmowie.
Ten ekshibicjonizm bywał nie do zniesienia, choć sam autor próbował go wyśmiać, mówiąc o tym, jak się wzruszył własną dobrocią, a do oczu nabiegały mu łzy na myśl o własnej wielkoduszności
— zauważył Varga.
Jego zdaniem, marszałek Sejmu, któremu nie sposób odmówić pewnej erudycji i umiejętności skutecznego pisania i przemawiania, od dłuższego czasu prowadził pewnego rodzaju grę, która obliczona była na osiągnięcie rozpoznawalności i sympatii, by wejść na krajową scenę polityczną. W tym kontekście późniejszy lider Polski 2050 miał się niejako zgrywać, że jest „prostym chłopakiem”, że nie zależy mu na stanowiskach, że nie ma odpowiednich kompetencji, jednak w tym samym czasie budował swój wizerunek jako zdystansowanego do obecnej klasy politycznej, nowego polityka-kumpla.
Kunktatorstwo
Varga ocenił, że Hołownia od dawna dobrze zdawał sobie sprawę ze swoich umiejętności i tego, że wystaje ponad większość polskich polityków - zarówno jeśli idzie o inteligencję emocjonalną, jak tę analityczną - a poza „zwykłego chłopaka z Białegostoku” sama w sobie stanowi zniuansowaną grę na rozwinięcie przyszłej kariery politycznej.
Autorowi „analizy Hołowni” nie umknęło uwadze i to, że będąc zdeklarowanym katolikiem, jego stosunek do relacji państwo-Kościół oraz Episkopatu czy ruchów pro-life miał charakter „kunktatorski”. Przejawiać się to miało głównie w pozycjonowaniu się w centrum sporów obyczajowych i krytyce obu stron, ale zawsze Hołownia znalazł argumenty - ku rozczarowaniu Vargi - by stanąć w obronie biskupów polskich czy tradycyjnego modelu społeczeństwa.
Pomijając to, czy rzeczywiście stanowisko Hołowni można nazwać tradycyjnym modelem społecznym (widać tu jednak znaczne odstępstwa), to publicysta „Newsweeka” wydaje się utyskiwać na to, że w imię osobistych korzyści nie, przyłączył się do chóru radykalnie antyklerykalnych środowisk, które zaczynają wodzić rej w obecnej koalicji rządowej. Jest wręcz oburzony, że opóźnia procesy laicyzacyjne, zainicjowane przez filmy „Kler” i dokumenty braci Sekielskich.
Hołownia konsekwentnie w książkach bagatelizował zbrodnie Kościoła, w „Bóg. Życie i twórczość” sprowadza te oskarżenia do zdania: „Istnienie dróg to główna przyczyna wypadków”
— zaznaczył publicysta.
Wydaje się, że główne zarzuty, które można by chyba nazwać „przedwyborczymi”, autor publikacji w „Newsweeku” formułuje jako krzyżowe spotkanie tendencji postkonserwatywnych i kaznodziejskich, które w nowo odkrytym polityku „uśmiechniętej Polski” nie pozwalają na „pójście po bandzie w lewo”.
Charakter stosunku lewico-liberalnych mediów do Szymona Hołowni nosi znamiona dobrze przemyślanej sinusoidy, uzależnionej od potrzeb kampanii wyborczej KO i wyborczego kalendarza. Gdy Hołownia jest potrzebny przy odsunięciu PiS od władzy - wtedy komplementuje się go jako świeżą krew „fajnej Polski”. Gdy przestaje być użyteczny, lub - co gorsza - staje się zagrożeniem np. przed wyborami prezydenckimi - odmalowywany jest jako krzewiciel obskurantyzmu i szarlatan.
CZYTAJ TEŻ:
pn/”Newsweek”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/686311-nowy-etap-grillowania-holowni-pijany-swoja-wspanialoscia