Bitwa, jaką Prawo i Sprawiedliwość wydało obozowi władzy z okazji 100 dni rządu nie toczyła się w sprzyjających warunkach. Koalicja 13 grudnia wciąż pokryta jest warstwą teflonu i co najważniejsze - kordonu medialnej propagandy. Skutków lenistwa Tuska i znajomych jeszcze nie widać, stan spraw polskich - siłą rozpędu po rządach PiS - jest wciąż dobry. Destrukcyjne pomysły, jak mające nas ograbić ekstremistyczne nowe Zielone Łady czy waluta euro, nie weszły w życie. Do tego gorszące wyborców publiczne pyskówki w obozie prawicy.
A jednak, mimo tych trudności, ta bitwa została wygrana. Prawo i Sprawiedliwość znowu zebrało owoce stanięcia w prawdzie: bez mizdrzenia się do przeciwnika (co niektórzy podpowiadają), bez pychy i zarozumialstwa, z poważnym podejściem do spraw publicznych. Stwierdzam znowu bo pierwszym zwycięstwem były zeznania prezesa Jarosława Kaczyńskiego przed komisją pegasusową, także złożone w tym samym tonie.
Napisałem o tym więcej w tekście Triumf prezesa Kaczyńskiego na komisji pegasusowej wprowadził władzę w dygot. To zrozumiałe, oni też wiedzą, co się stało.
Dzięki takiej postawie i dobrze wykonanej pracy przygotowawczej, krótkie obchody stu dni władzy wykazały cynizm z jakim ówczesna opozycja składała „100 konkretów”. Do Polaków mimo medialnego kordonu dotarł przekaz, że nikt w Koalicji 13 grudnia nie miał zamiaru realizować złożonych przyrzeczeń (co do niektórych spraw - to akurat dobrze), nikt nie czuje dziś z tego powodu wstydu.
Rządzący reżim czuje się tak pewnie, że otwarcie rechocze z oszukanych wyborczo Polaków. Mówią Polakom wprost: mamy wasze głosy i nic już nam nie zrobicie. Telewizję, która mogła to nazwać, wyłączyliśmy za pomocą policji, do studiów TV wwieźliśmy policyjnymi sukami nowych „redaktorów”. Pokazaliśmy, że będziemy opozycję zamykać w więzieniach, a krytyków spróbujemy zdelegalizować. Z cynicznym uśmieszkiem dodają, że niemiecka władza europejska tego właśnie sobie życzy.
Publiczności zamierzają rzucić emocjonalne paciorki: kłótnie o aborcję, brak religii na świadectwie, poklepywanie po plecach przez zadowolony ze spacyfikowania polskiej ambicji Berlin.
Ludziom oszalałym z nienawiści to wystarczy. Ale większości nie. Polacy, z desperacji czy głupoty, w sporej części naprawdę uwierzyli zawodowym kłamcom. Uwierzyli, że Tusk i ekipa zbiją ceny paliwa do 5 zł za litr, zlikwidują obowiązkowy ZUS, obniżą podatki, dadzą lepszy kredyt mieszkaniowy a akademiki będą po złotówce. Itp. Itd.
Obiecywali tak dużo i tak bezczelnie oszukując, że dziś muszą kasować dawne spoty i bełkotać o „przenośniach”.
Polska, która nie mieszka w wielkich miastach, już czuje iż dobre czasy się skończyły. Ten rozwój zostanie zahamowany. Nie będzie inwestycji, obwodnic - będą niemieckie wiatraki na wywłaszczonych podwórkach i straszliwe koszty energii - wprowadzone tuż po czerwcowych wyborach europejskich, by ludzi zauważyli podwyżki dopiero na grudniowych rachunkach.
To bardzo łatwopalne politycznie podłoże. Wystarczy, że coś naprawdę się zepsuje, rozwali, przestani działać, realnie pogorszy - nawet nie z ich winy - a nastąpi eksplozja rozczarowania. Już dziś stali się memami. Zużywają się szybciej niż sądziłem i niż oni widzą. Możliwe, że pokaże to już wynik wyborów samorządowych, może dopiero europejskich, a może aż prezydenckich. Ale kierunek jest wyraźny.
Rządzący nami „królowie kłamstwa” zapłacą za swoją obłudę dużą cenę, może szybciej niż myślimy.
Płynie z tych dni ważny wniosek: mimo pokusy pójścia w „fajność” czy duchowej i programowej kapitulacji, Prawo i Sprawiedliwość, jeśli naprawdę chce zwyciężać, musi pozostać partią poważną. W traktowaniu serio relacji słów do czynów, w narzucanym przez Jarosława Kaczyńskiego upartym dążeniu do realizacji programu krył się sukces lat 2015-2023. I tam jest też recepta do odzyskania władzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/686177-zaplaca-za-to-duza-cene-moze-szybciej-niz-myslimy