Żaden rząd w Polsce po 1989 r. nie był w takiej sytuacji, żeby śmiertelnie bać się pokojowego oddania władzy, a tak jest z ekipą Donalda Tuska.
Na 100 dni rządów Donalda Tuska można było się pośmiać z niezrealizowanych 100 konkretów lub pożalić na traktowanie Polaków jak idiotów. Tylko to są najlepsze reakcje, jakie spotykają Koalicję 13 Grudnia. Tym bardziej że tak już reagowano w latach 2007-2015 na wcześniejsze „osiągnięcia” ówczesnej koalicji PO-PSL. Problemem jest to, że oni obnażają się jako śmieszni, bezczelni, nachalni, zuchwali i głupi, żeby przykryć coś dużo gorszego. Ta ich programowa, moralna i estetyczna „golizna” jest na wabia. Oni to przyjmują tak, jak Jerzy Urban przyjmował to, co o nim pisano i mówiono, gdy był „Goebbelsem stanu wojennego”. Jemu to wtedy „wisiało”, a im to „wisi” obecnie.
Najważniejsze jest to, że Koalicja 13 Grudnia zyskała status „niebezpiecznego wariata” i wszyscy powinni się nimi przejmować, natomiast oni nikim i niczym. I zyskała status chronionego „niebezpiecznego wariata”. Wszystkie jej „bandyckie” posunięcia czy tylko nachalne i zuchwałe były dotychczas akceptowane w Brukseli i Waszyngtonie, czyli tam, gdzie realnie można by im postawić tamę. Ale nikt tego nie robi. A wręcz mamy kolejne dowody wsparcia i zrozumienia dla bezprawnych i aroganckich działań.
Być może Zachód potrzebuje Tuska jako „razwiedki”, czyli kogoś, kto ma sprawdzić, jak daleko można się posunąć, gdyby trzeba zastosować różne warianty siłowe wobec nieprawomyślnych czy zbuntowanych społeczeństw. Zbuntowanych wobec kretyństwa w postaci „zielonego ładu”, terroru politycznej poprawności, dyktatury różnych mniejszości czy cenzury jako obrony przed „mową nienawiści”. Tusk i jego ekipa są na tyle mało inteligentni czy tylko mało przezorni, że wchodzą w rolę „razwiedki” z upodobaniem, a wręcz poczuciem spełnienia.
Kiedy uzyskuje się akceptację i dostaje ochronę, nie ma żadnych hamulców i granic. To znaczy granice są, ale ich przekroczenie nic nie kosztuje. Tylko to przekraczanie prowadzi do sytuacji, gdy oni już się nie cofną. Przekroczyli granice, za którymi nie ma odwrotu. Oni tak bardzo zdemolowali prawo w Polsce i zdemoralizowali tych, którzy prawo łamią, że gdyby oddali władzę na normalnych, demokratycznych zasadach, musieliby trafić do więzienia. Dlatego uznali, że nie mają innego wyjścia, jak brnąć w coraz większy zamordyzm i coraz brutalniejsze łamanie prawa.
Po przekroczeniu granic łamania prawa i zasad moralnych działa już tylko przymus utrzymania się u władzy. I poza aspektem politycznym ten przymus ma charakter wręcz fizyczny i biologiczny. Oni muszą to robić, żeby fizycznie przetrwać. Jeśli polityka zyskuje fizyczny czy biologiczny kontekst, wszystko jest uzasadniane walką o życie. I oni faktycznie walczą o życie, przynajmniej o życie na wolności. I to się będzie pogłębiać, funkcjonując jak obrona przed wyrokami i więzieniem, czyli jak walka o przetrwanie. To zyskało już darwinowski wymiar.
Dyktatury zwykle zaczynają się od przekroczenia granic prawa w takim miejscu, że nie da się już tego cofnąć, a sprawcy nie mają już nawet minimalnego poczucia bezpieczeństwa. Dlatego muszą coraz mocniej trzymać społeczeństwo „za mordę” i utrzymywać władzę za wszelką cenę. Żaden rząd w Polsce po 1989 r. nie był w takiej sytuacji, żeby śmiertelnie bać się pokojowego oddania władzy. Dlatego nie było przypadku odwołania wyborów czy ich „skręcenia”. Nie było stanów wyjątkowych blokujących oddanie władzy.
Rząd Tuska i Koalicja 13 Grudnia jako pierwsi po 1989 r. doprowadzili do tego, że uratować może ich tylko stan wyjątkowy (wojenny), dyktatura, zamach stanu czy pucz. Oni sami się tak nakręcili, żeby już nie było odwrotu, żeby wszyscy byli „umoczeni” i równo wystraszeni konsekwencjami własnego bezprawia. To oznacza, że czeka Polaków przykręcanie śruby, represje i różne formy przemocy. Bo oni nie mają wyjścia. Sami się nie oskarżą i nie zgłoszą do więzienia. Chyba żeby Polacy nie wytrzymali takiej formy władzy i zrobili „powtórkę z rozrywki”, czyli to, co targowiczanom naród zgotował 9 maja 1794 r.
Po raz pierwszy od 35 lat władza znalazła się za granicą bezprawia i wręcz musi zinstytucjonalizować następne akty bezprawia. Musi uczynić życie Polaków udręką, przynajmniej tych wolnych Polaków. Każdy zamordyzm mnoży narzędzia represji, bo nie ma dla niego dobrego wyjścia. Każde jest złe. Każde wiąże się z surowymi konsekwencjami. I oni kiedyś te konsekwencje poniosą. A mimo to brną w kolejne akty bezprawia - w zapamiętaniu graniczącym z wariactwem.
Chyba nikt, komu bezprawie obecnego rządu i jego zaplecza politycznego nie zrobiło kaszanki z mózgu nie ma już wątpliwości, że po 13 grudnia 2023 r. mamy w Polsce tyranię. Mamy choćby dlatego, że nie działa artykuł 7. konstytucji, który stanowi: „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”. Od 13 grudnia 2023 r. nie działają „na podstawie” i „w granicach”. Nie działa też zapisana w art. 10 konstytucji zasada podziału i równowagi władz: „Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej”.
Oczywiście naród może zmusić obecną władzę, by ustąpiła, choć na sporą część tego narodu działa rodzaj zaczarowania. Nie oczarowania, lecz zaczarowania, gdy idzie się na oślep za władzą, nawet gdy u kresu tej drogi jest głęboka przepaść. Część jest uzależniona od władzy w relacjach klientystycznych, a część się zwyczajnie boi. To mógłby zmienić tylko rodzaj powszechnej insurekcji, ale to niebezpieczne dla państwa i narodu, szczególnie wtedy, gdy mamy wojnę tuż za naszą wschodnią granicą.
Czy Polska jest skazana na tyranię, tym bardziej że na zewnątrz nie ma sił, które by tyranię podważały lub ograniczały? Na obecnym etapie rozwoju cywilizacji Zachodu (a Unia Europejska jest ważnym tego elementem) wygląda na to, że tyrania i zamordyzm są naturalną konsekwencją zabrnięcia tzw. liberalnej demokracji w ślepy zaułek. Na tym etapie wolność i prawda są bezwzględnie zwalczane, a nie pielęgnowane. Oczywiście w imię wolności i prawdy. Może się więc okazać, że tyrania Tuska nie jest patologicznym odstępstwem na obecnym etapie rozwoju liberalnej demokracji, lecz nową normą. A wtedy aktualny, i to chyba na długo, będzie sens napisu nad bramą do piekła z „Boskiej komedii” Dantego: „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/686125-smiesznosci-100-konkretow-na-100-dni-to-tylko-sciema