Takie postacie jak Stanisław Wziątek już nigdy nie powinny zajmować wysokich stanowisk w administracji rządowej. I przez 18 lat nie zajmowały. Powrót do władzy Donalda Tuska zmienił i to – stare komuchy wróciły na salony i znów uczestniczą w rozdawaniu kart. Czy uda im się doprowadzić do likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej?
IPN to coś więcej niż instytucja pielęgnująca narodową pamięć. To zjawisko, wręcz fenomen w skali światowej. Jego arcyszeroka działalność – edukacyjna, archiwistyczna, wydawnicza, lustracyjna, prokuratorska, poszukiwawcza i w wielu innych obszarach – po ćwierćwieczu funkcjonowania powinna być dla wszystkich Polaków powodem do dumy.
Gdy powoływano Instytut, tylko posłowie SLD byli przeciw. Swojej wrogości wobec niego nie zmienili przez kolejne dwie i pół dekady. Pokazuje to, jak mocne są ich komunistyczne korzenie, niezależnie od tego, czy mówimy o ludziach bezpośrednio umoczonych w struktury komunistycznego państwa (a taką jest tow. Wziątek – z karierą w ZSMP oraz PZPR do jej rozwiązania), czy ich młodych kolegach, którzy często rodzili się już w III RP, ale nie chcą dowiedzieć się prawdy o tym, jak funkcjonował poprzedni ustrój.
Po 13 grudnia 2023 r. zmieniło się tyle, że dawni towarzysze wrócili do władzy i odgrzewają swoje postulaty, które są niczym innym niż zemstą na instytucji odsłaniającej prawdę o ich proweniencji.
Nie ustajemy w myśleniu o tym, że Instytut Pamięci Narodowej trzeba zlikwidować (…) wiemy jak to zrobić, musimy uzyskać tylko zgodę i porozumienie wszystkich naszych koalicjantów
— powiedział w iście PRL-owskim stylu Stanisław Wziątek, dziś wiceminister w resorcie kierowanym przez Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Pewnie, że wiedzą, jak to zrobić – szybko, na oślep i do spodu. Ma tow. Wziątek prawo do takich poglądów i nawet – znając jego biografię – można je zrozumieć. Ale czy trzeba takich osobników od razu stawiać na kierowniczych stanowiskach w ministerstwie obrony?
Przecież przygotowanie żołnierzy do obrony kraju to m.in. budowanie etosu, który trzeba oprzeć na znajomości historii i bohaterstwa obrońców ojczyzny. Żołnierz musi znać wzorce, odróżniać patriotyzm od zdrady, a nie mieć rozmytą historię własnego kraju, w której trudno odróżnić postacie pozytywne od negatywnych.
Czy jest w stanie to rozumieć wiceminister obrony, który do samego końca był wierny Wojciechowi Jaruzelskiemu? Nie. Gdyby było inaczej, nie powierzałby kierowania Muzeum Wojska Polskiego Bogusławowi Packowi, człowiekowi przez kilkanaście lat Polski Ludowej służącemu w Wojskowej Służbie Wewnętrznej.
Zresztą tow. Wziątek to człowiek, który w ogóle niewiele rozumie z geopolitycznego położenia naszego kraju i niebezpiecznych procesów w naszej najbliższej okolicy. Albo też świadomie chce nas narażać.
W 2014 r., gdy trwała debata o ściągnięciu na trwałą obecność do Polski amerykańskich wojsk, Wziątek argumentował:
Mówimy wyraźnie, że nie ma takiej potrzeby, bo nie ma nadzwyczajnego zagrożenia. W związku z tym nie ma potrzeby, by w Polsce na stałe stacjonowały obce wojska (…) Trzeba zrobić przegląd planów ewentualnościowych, na podstawie których można stwierdzić jednoznacznie, kto i kiedy przyjdzie nam z pomocą i w jakim czasie. (…) To jest dla nas najistotniejsze z punktu widzenia bezpieczeństwa, a nie to, żeby tu stacjonowały obce wojska na stałe. Bo to będzie budowało taką retorykę i atmosferę zimnowojenną. Spotka się to także z retorsją ze strony rosyjskiej, która zwiększy swoją obecność wojskową w Obwodzie Kaliningradzkim czy na Białorusi. To jest niepotrzebne.
Podkreślmy: u boku Władysława Kosiniaka-Kamysza na czele MON stoi człowiek nieustannie oglądający się na Rosję, suflujący moskiewską narrację nawet w czasie, gdy realizujący swoje neoimperialne zamierzenia despota zaatakował sąsiedni kraj.
Dodajmy, że w 2011 r. tow. Wziątek był szefem kampanii wyborczej SLD do parlamentu. Hasło postkomunistów brzmiało wówczas… „Jutro bez obaw”.
I jeszcze jeden cytat, z roku 2013 r., gdy sejmowa komisja praw człowieka debatowała nad uchwałą postkomunistów wzywającą do zakończenia lustracji w Polsce. Tow. Wziątek użył w niej takiego argumentu:
Dla mnie osobiście, jako osoby zajmującej się sprawami bezpieczeństwa i obronności szczególnie ważne jest to, że lustracja powoduje bardzo niekorzystne zjawiska w Wojsku Polskim. Lustracja, zwłaszcza jeśli chodzi o wyższych oficerów, to jest eliminowanie dobrze przygotowanych, wykształconych i doświadczonych oficerów Wojska Polskiego.
Tęskno tow. Wziątkowi do czasów, gdy główną kompetencją dowódców w Wojsku Polskim było ukończenie moskiewskiej akademii. W 2010 r. tacy ludzie wrócili na najwyższe stanowiska w naszej armii, po tym jak w katastrofie smoleńskiej zginęli dowódcy wszystkich rodzajów wojsk. Straciliśmy wówczas generałów, z których żaden nie edukował się na Wschodzie, lecz w szkołach NATO. Po 10 kwietnia to się zmieniło – Bogdan Klich z Bronisławem Komorowskim skorzystali z okazji i odkurzyli oficerów, którzy wykładów o sztuce wojennej słuchali po rosyjsku.
Można machnąć ręką: siła Lewicy jest zbyt mała, by zrealizowali swoje zamiary wymierzone w pielęgnowanie polskiej tożsamości.
Owszem, może nawet być tak, że Donald Tusk w pewnym momencie zechce kreować się na obrońcę Instytutu Pamięci Narodowej i przedstawiać się jako poskromiciel PRL-owskich sentymentów swojego koalicjanta.
Tylko, że już przyłożył rękę do spustoszenia w IPN, obcinając budżet instytucji o 70 mln zł. Instytut może więc i przetrwa, ale na pewno nie w takiej kondycji, jaką ma dziś. A głównym za to odpowiedzialnym staje się Donald Tusk, premier o rodowodzie solidarnościowym, z którym za wszelką cenę dziś chce zerwać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/685944-stare-komuchy-podnosza-lby-oto-konkret-tuska