Koalicjanci Tuska funkcjonują wyłącznie jako chłopcy na posyłki. A choć samym chłopcom może to nie pasować i tak nie mają lepszego wyjścia.
„Siad!”, „aportuj!”, „do budy!, „leżeć!” – to jest podstawa języka w koalicji rządzącej. Takie słowa oczywiście nie padają, ale bardziej oględne niż język tresury zdania tak należy interpretować. Gdy Donald Tusk wydaje jakieś warknięcia jednoznacznie adresowane także do Szymona Hołowni, mówi mu: „Nie podskakuj, chłopcze, bo wyżej d… nie podskoczysz”. Partnerstwo w koalicji rządzącej polega bowiem na tym, że jedni kopią, a drudzy się łaszą. A jak jedni kopią za mocno, to ci drudzy jęczą i skomlą. Ale tylko tyle. Zamiana ról nie jest możliwa.
Gdy wielki językoznawca Donald Tusk zrobił mało wyrafinowaną wrzutkę: „Taktyczne głosowanie części zwolenników Koalicji Obywatelskiej na Trzecią Drogę pozwoliło nam odsunąć PiS od władzy. W tych wyborach [samorządowych] jedynym kryterium będą nasze własne przekonania”, w mediach w Polsce rozpoczęto wielkie dzieło egzegezy i dekonstrukcji. Wywołany do tablicy poczuł się Szymon Hołownia, który pisnął: „Mieliśmy pokonać PiS raz na zawsze, nie na sto dni. Polacy chcą od rządu efektów, reformy szpitali, lepszej szkoły i prostych podatków. To cel zapisany w dwunastu gwarancjach Trzeciej Drogi”.
Politolodzy i socjologowie zaczęli snuć hipotezy na temat „kryzysu” w obozie rządzącym. Tylko żeby mówić o kryzysie, musiałaby być jaka taka równość stron. A jej nigdy nie było. Opowieści o wielkiej łasce, jaką aparat i wyborcy Koalicji Obywatelskiej zrobili z powodów taktycznych Trzeciej Drodze, to kompletna bzdura. Przecież dla Tuska i jego partii byłoby dużo lepiej, gdyby mieli wyższy wynik niż uzyskali, bo przynajmniej nie przegraliby z Prawem i Sprawiedliwością różnicą ponad miliona głosów. Partia Tuska indywidualnie przegrała, a nie wygrała.
Skoro Trzecia Droga zdobyła 14,40 proc. wszystkich głosów, to z wydumaną „pomocą” czy bez niej przekroczyłaby 8-proc. granicę dla koalicji. „Pomoc” Tuska to tylko kolejna próba zdyskredytowania Trzeciej Drogi. W rzeczywistości to Hołownia pomógł Tuskowi, zbierając głosy, które na Tuska raczej by nie padły. Jeśli przyjąć, że Polskie Stronnictwo Ludowe swoje 1,6 mln głosów miało w kieszeni (samodzielnie w wyborach w 2019 r. PSL uzyskało 1,58 mln głosów), to powiedzmy 1,5 mln głosów Polski 2050 są dorobkiem partii Hołowni, a nie prezentem od Tuska.
Tusk nie był żadnym dobroczyńcą dla Trzeciej Drogi (Polski 2050), a wynik KO lepszy o prawie 1,6 mln głosów niż cztery lata wcześniej był maksimum tego, co mógł uzyskać. Niczego nie mógł więc – ani taktycznie, ani fantastycznie – przekazywać, bo żadną nadwyżką nie dysponował. Jego brzdąknięcie na portalu X to tylko odsłonięcie prawdziwych intencji i realnego języka, czyli komend tresury.
Tusk wychodzi z założenia, że tam, gdzie współpraca ma znaczenie, czyli na poziomie sejmików wojewódzkich, Trzecia Droga nie ma wyboru, zatem po wyborach i tak będzie współpracować z Koalicją Obywatelską. A na innych szczeblach samorządu każdy walczy o swoje, czyli partia Tuska z lubością przyjmie nawet porażki Trzeciej Drogi. W samorządach jakieś większościowe koalicje zwykle się tworzą i nikt się nie przejmuje ich doraźnością, tym, że nie są trwałe. To przecież wystarcza jako podstawa do podziału łupów.
W samorządach tym bardziej nie obowiązuje zasada lojalności (w parlamentarnych też w gruncie rzeczy jej nie było). Każdy chapie dla siebie i własnych klientów. A w 2024 r. nawet powinien chapać z większą zachłannością, żeby swoim klientom pokazać, że wciąż może. Słowa Tuska o „własnych przekonaniach” jako „jedynym kryterium” są tylko przypomnieniem, żeby chapać dla siebie, a nawet kosztem „koalicjantów”. Dla klientów w samorządach liczy się tylko wolumen własnych łupów, liczy się własna sitwa. Ona czasem współpracuje z inną sitwą, tak jak gangi na danym terenie z sobą współpracują, ale liczy się tylko to, co „swoje”.
Dla Tuska rządzenie to tylko poczucie siły i możliwości demonstrowania tej siły. Ideały, programy, długofalowe cele to bzdura. Tu niczego się nie robi dla państwa, dla obywateli. Są oczywiście jakieś taktyczne ustępstwa i czasem coś komuś skapnie, ale podmiotem jest partyjny aparat czy grupa trzymająca władzę, a nie naród. Rządzi się dla władzy, nagiej władzy. Dlatego koalicjantów też traktuje się „z buta”. Nie chodzi o to, żeby zbudować jakiś Centralny Port Komunikacyjny czy elektrownie jądrowe, osiągnąć wysoki poziom narodowego bogactwa. Jeśli bez tego można trzymać ludzi „za pysk”, to tym lepiej. Tym bardziej że osiąganie wielkich celów jest męczące i wymaga kompetencji. Trzymanie „za pysk” wymaga tylko siły i konsekwencji.
Tuskowi Hołownia jest potrzebny jako wspólnik, choćby był tylko słupem. Bezwzględnie wykorzystuje jego próżność i narcyzm, bo to najlepsza podstawa do realizowania planów. Tuska planów, a nie Hołowni. Koalicjanci są potrzebni wyłącznie jako wspólnicy umoczenia władzy. Partnerstwa tu nigdy nie było i nie będzie. I nie jest ono do niczego potrzebne. Chodzi wyłącznie o chłopców na posyłki. A choć samym chłopcom może to nie pasować i tak nie mają lepszego wyjścia. Muszą aportować i kłaść się na komendę za cenę uczestnictwa we władzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/685629-holownia-jest-potrzebny-tylko-jako-wspolnik-umoczenie-wladzy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.