Nikogo nie powinno dziwić, że najwięcej unijnych, czyli naszych pieniędzy na produkcję pocisków dla Ukrainy dostaną firmy z Niemiec - kraju, który oszukuje w sprawie pomagania jej, swą polityką umożliwił Rosji napaść i permanentnie nie dotrzymuje sojuszniczych zobowiązań wobec NATO.
Z liczącego w programie ASAP 500 milionów euro funduszu do niemieckich firm trafi 178 milionów, z czego do Rheinmettal z jego oddziałami na Węgrzech i w Hiszpanii 109. Na całym programie najmniej skorzysta Polska - ledwie 2,17 miliona dla Zakładów Metalowych Dezamet. Tutaj pod linkiem znajdą Państwo dokładny wykaz tego komu i ile Komisja przyznała funduszy.
Historia programu unijnego programu ASAP - Act in Support of Ammunition Production zaczyna się dokładnie rok temu od zwrócenia się przez Kijów do Unii z prośbą o dostarczenie miliona pocisków artyleryjskich kaliber 155 mm. To zapas ledwie na 5 miesięcy. W marcu 2023 Rada Europejska podjęła zobowiązanie, a Komisja Europejska je potwierdziła, że do marca 2024 amunicja dotrze na Ukrainę.
O tym, że na tym głównie skorzystają Niemcy i ewentualnie inne duże państwa europejskie, właściwie było wiadomo co najmniej od września 2022. Wtedy to Josep Borell - Wysoki Przedstawiciel Unii ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa oznajmił na spotkaniu z ministrami obrony państw członkowskich, że w Unii kończy się amunicja, bo za dużo jest wysyłane na Ukrainę. Eurokrata wezwał więc do robienia wspólnych zakupów. Okazało się jednak, że w Europie nie ma od kogo kupować, bo w rozbrojonej, pozbawionej z powodu szaleństw zielonego ładu przemysłu Unii, nie ma komu wyprodukować dostatecznej liczby pocisków.
Gdy Unia obiecywała Ukrainie pociski wojna trwała już rok, a kraje członkowskie nie posiadały mocy wyprodukowania potrzebnej i obiecanej ilości. Np. fabryka norwesko-fińskiego koncernu Nammo w szwedzkim Karlskoga pracuje w rytmie 24/7, produkuje 2 razy więcej niż przed wybuchem wojny, ale zamówień jest tak dużo, że czas oczekiwania na amunicję sięga nawet 5 lat. W fabryce w Hamar w Norwegii nie można było zwiększyć produkcji, gdyż brakuje tam energii elektrycznej. Tę bowiem zasysa zbudowana tam wielka serwerownia chińskiego TikToka. Prądu nie da się przesłać, bo sieć nie wytrzyma obciążeń. Wojna trwała już ponad 12 miesięcy gdy rozmowie z „Financial Times” dyrektor zakładów Morten Brandtzæg ostrzegał, że przechowywane na serwerach TikToka filmy o kotkach zagrażają rozwojowi fabryki.
Przed wojną ok. 40% europejskiej produkcji trafiało na eksport. Producenci nie zerwą kontraktów ot tak, bo zamówienie z Unii przyjdzie. Nie chcą też inwestować bez gwarancji zamówień. Ukraiński minister spraw zagranicznych Dmitro Kuleba po spotkaniu z przedstawicielami branży zbrojeniowej mówił, iż obawiają się oni, że dokonają ogromnych inwestycji, zatrudnią ludzi, a po roku, dwóch zamówienia się gwałtownie skończą i ich firmy upadną. Potrzebują więc gwarancji zamówień i zewnętrznych pieniędzy na inwestycje, by moce produkcyjne zwiększyć. Dlatego też Unia w ramach, nie wiadomo już którego podprogramu - ASAP, przeznaczyła ok. 0,5 miliarda euro na wsparcie firm zbrojeniowych, by te mogły rozwinąć produkcję pocisków dla Ukrainy.
Oto więc ona - Unia, cała na biało, jedyna niepowtarzalna w swej krasie i majestacie w swej najczystszej, najszczerszej postaci. Jest marzec 2024 roku i wojna na Ukrainie trwa już ponad 2 lata, a Bruksela właśnie rozpatrzyła wnioski firm o przyznanie funduszy na rozbudowę potencjału produkcji pocisków. To w ramach owego wielkiego projektu, zobowiązania Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej z marca 2023, że do marca 2024 Unia dostarczy Ukrainie milion pocisków. ASAP to też skrót od powiedzenia „As soon as possible” - tak szybko jak to możliwe, więc być może już w kwietniu 2024 pierwsze firmy dostaną fundusze na rozbudowę zakładów, by wyprodukować amunicję, która do marca 2024 miała być wysłana Ukrainie.
To od początku było jasne, bo to reguła, że największym beneficjentem będą Niemcy i to niezależnie od tego jakie są ich możliwości, czy potrzeby. Unia jest narzędziem Niemiec do realizacji ich mocarstwowych ambicji, a czasami jak trzeba do ratowania ich gospodarki. Dlatego aż 109 milionów euro trafi do niemieckiej firmy Rheinmetall, która do tej pory nie była zbyt liczącym się producentem pocisków. Jej możliwości wzrosły po przejęciu hiszpańskiej firmy Expall.
Aż 47 milionów euro dostanie na rozwinięcie produkcji w Niemczech potrzebnego do pocisków prochu nitrocelulozowego. Wcześniej wielkie zlecenia obiecał Bundestag, ale nawet nie wiadomo czy istnieją już zakłady, które miały by być rozwinięte czy Rheinmettal ma moce produkcyjne, które mogłyby być zwiększone.
Firma z Dusseeldorfu chciała postawić fabrykę prochu w Gossenhaim niedaleko Drezna, ale przeciwko budowie zaprotestowało 16 z 22 radnych, więc burmistrz oświadczył, że trzeba się wsłuchać w głos ludu i w tej sprawie zorganizować referendum. W międzyczasie Bundestag znów obietnicę zamówień potwierdził, oświadczył, że lokalizacja fabryki w Saksonii bardzo się podoba, ale żadnych gwarancji finansowych nie da, zaliczek nie wypłaci. Fabryki prochu w Gossenhaim więc nie będzie, ale w lutym wmurowano kamień węgielny pod budowę zakładów w Unterlüß. Fabryka ma ruszyć dopiero w 2025 roku i przez pierwsze 12 miesięcy działalności wyprodukować ledwie 50 tys. pocisków artyleryjskich. W trzecim roku wojny, o ile ta wciąż będzie trwała.
Jakie są szczegóły 31 projektów, na które przyznano pieniądze nie wiemy i być może ich nie poznamy. Jedno jest pewne, że największym beneficjentem programu ASAP został Rheinmetall, który choć jest potężnym koncernem zbrojeniowym, to do tej pory nie był jakimś znaczącym producentem pocisków artyleryjskich 155 mm. A właśnie ich milion sztuk miało być wysłane na Ukrainę i dokładnie temu, a nie czemuś innemu miał służyć fundusz ASAP.
Polskie 3 firmy wnioskowały jedynie o 11 milionów euro. Z unijnego rozstrzygnięcia musi wynikać, że Mesko S.A, i Zakłady Chemiczne Nitro-Chem S.A., złożyły zwyczajnie złe/niewłaściwe/bezsensowe wnioski skoro nie dostały ani grosza. Ledwie 2,1 mln otrzymają Zakłady Metalowe Dezamet. Generalnie wychodzi na to, że Niemcy potrafią zwiększyć swój potencjał produkcyjny o 178 milionów euro, my zaś o 89 razy mniej, czyli ledwie 2 miliony
Właśnie minął rok od obietnicy dostarczenia w marcu 2024 miliona owych pocisków, a Unia teraz rozdziela pieniądze na ich produkcję. Właściwie to nie wiemy nawet, czy Niemcy dostały pieniądze na produkcję pocisku dla Ukrainy, czy dla siebie. Całkiem więc możliwe, że to my, polscy podatnicy zrzucamy się na uzbrojenie Bundeswehry, bo przecież Unia tylko tyle ma, ile z unijnych poddanych w różnych formach ściągnie Może nawet Niemcy pochwalą się, że dzięki naszym pieniądzom bliżej im teraz do wypełniania swych zobowiązań wobec NATO wydatkowania 2% swego PKB na obronę. Dopiszą sobie jeszcze to jako własną pomoc dla Ukrainy
Niemcy dostają pieniądze, Polska zaś tymczasem wyda w latach 2024-2029 10 mld z własnego budżetu na pociski 155 mm. Na taką kwotę opiewa umowa z konsorcjum PGZ Amunicja. Równolegle podpisano umowy z dostawcami z Korei Południowej i prawdopodobnie z Turcji. Te zakupy też sfinansujemy sami. Unijne 2,1 miliona są jak na waciki. Oczywiście trwają spory o to kto zawinił. Wiadomo, że gdyby Polska była beneficjentem programu, to byłaby to zasługa obecnej władzy, a skoro nie jest, to wina rządów Zjednoczonej Prawicy.
Nie da się uciec od wrażenia, że w całym programie miliona pocisków dla Ukrainy ważniejsze było wsparcie głównie niemieckiego przemysłu niż o pomoc walczącemu o swój byt narodowi. Pociski, którymi miała się bronić Ukraina powinny już być na froncie. Można je było kupić m. in. w Korei Południowej, ale wtedy nie byłoby pieniędzy dla Niemców. Biznes jest ważniejszy niż życie Ukraińców.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/685449-unia-zamiast-pociskow-dla-ukrainy-pieniadze-dla-niemiec