Sądzę, że nie byłoby prawdą stwierdzenie, że to był dla Jarosława Kaczyńskiego spacerek. Całodniowe przesłuchanie, konieczność znoszenia chamskich docinków bardzo prymitywnych ludzi, realnie skomplikowana i niejawna materia służb specjalnych, pytania dotyczące spraw sprzed wielu lat - wszystko razem było dużym wyzwaniem politycznym, prawnym i estetycznym.
Sama pozycja przesłuchiwanego jest w sposób oczywisty dyskomfortowa, a rządzący nawet nie ukrywają, że nie szukają prawdy. Celem jest prymitywne upokorzenie wzywanego świadka przez prymitywnych przesłuchujących, który ma ze strachu zrobić to lub tamto.
Lider PiS nie mógł też zastosować dość skutecznej na komisjach tej kadencji Sejmu (ze względu na zasadniczo niski poziom posłów koalicji delegowanych do tych zadań) metody „przeczekania” przesłuchania w sposób możliwie niezauważalny.
Musiał to wziąć, jak się potocznie czasem mawia, na klatę, musiał podjąć to wyzwanie frontalnie . I zrobił to.
Był dobrze przygotowany , zagrało też prawnicze i rządowe doświadczenie. Nie dał się sprowokować - nerwy w kompromitujący sposób puszczały przesłuchującym. Pokazał poczucie humoru (słynne naleśniki Zembaczyńskiego, „panie członku” w odpowiedzi na „proszę świadka”) i obnażył kulturowe oraz edukacyjne deficyty przesłuchujących.
Wyszedł z tego starcia zwycięsko politycznie, bo udowodnił iż pozostaje sprawnym i skutecznym politycznym przywódcą.
Wygrał medialnie , bo zyskał sympatię odbiorców (z wyjątkiem najbardziej zacietrzewionych) w skrajnie niekorzystnych warunkach.
Merytorycznie sprawił , że bańka rzekomej afera Pegasusa pęka tak samo jak wizowa i korespondencyjna. Dziś to Donald Tusk ma problem ze swoim kłamstwem, wygłoszonym w obecności prezydenta, o istnieniu jakiejś rzekomej listy podsłuchiwanych. Nikt tego nie potwierdził, także ludzie z rządu.
Media III RP próbują ten obraz oczywiście bezczelnie zafałszowywać - ta maszyna medialnego kłamstwa zdolna jest do wszystkiego. Ale ludzie władzy wiedzą, jak jest.
Dlatego Magdalena Sroka, upokorzona i ośmieszona w swoim nieudacznictwie i swoim neofickim antypiskowskim rozgrzaniu, marzy o dogrywce zapowiadając, że „Komisja spotka się jeszcze z prezesem Jarosławem ‘nie pamiętam’ Kaczyńskim”.
Jeszcze jej mało?
Dlatego Roman Giertych rzuca straszne zdanie o „ścieraniu uśmiechu” z twarzy lidera opozycji.
CZYTAJ O TYM WIĘCEJ: Seans pogardy w Kielcach. Bodnar, Giertych i Sienkiewicz w rolach głównych. „Chciałbym, Jarku, zetrzeć ci ten bezczelny uśmieszek”
To obrzydliwe słowa. Ludzie władzy demokratycznej nie powinni tak mówić, tak mówią ludzie reżimów.
Triumf prezesa Kaczyńskiego na komisji pegasusowej najwyraźniej wprowadził władzę w dygot. To zrozumiałe, oni też wiedzą, co się stało: jesteśmy świadkami ważnego przełomu.
Panika moralna wywołana przed wyborami skumulowaną kampanią mediów krajowych, dopalona potężną kasą z zewnątrz, zgrana z szantażami niemieckimi i brukselskimi, oblana sosem totalnych obietnic, których nikt nigdy nie zamierzał realizować, wypala się na naszych oczach. Wszystko przecież było oparte na przekonaniu, że gdy oni, ludzie opozycji, dostaną szansę przepytania Kaczyńskiego, udowodnią natychmiast jego niecne działania, wykażą „przestępczość” tamtych rządów.
Pracowicie, przez wiele lat, budowano to zderzenie-marzenie. A gdy wreszcie do niego doszło to Polacy zobaczyli tylko hucpiarski charakter zarzutów, dramatyczną, żenującą chwilami, jakość „demokratycznych” śledczych-oskarżycieli i klasę oraz dobrą asertywność lidera polskiej prawicy.
To będzie miało swoje polityczne konsekwencje. Kto wie, czy za kilkanaście miesięcy właśnie w wydarzeniach piątku 16 marca nie dostrzeżemy końca smuty i początku dużej, dobrej fali Prawa i Sprawiedliwości .
I oni to też już chyba przeczuwają.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/685372-triumf-kaczynskiego-na-komisji-wprowadzil-wladze-w-dygot