Polscy publicyści i komentatorzy lubią błyszczeć w świecie, a nic w ich mniemaniu tak im w tym nie pomaga jak wyprodukowanie jakiegoś paszkwilu na Polskę. Wtedy z automatu stają się światowi, jak małżonkowie u Chagalla płyną ponad naszą wiochą i patrzą na nią z perspektywy globalnych sił postępu, demokracji i czego tam jeszcze. Im zaś samym przy okazji płyną kochane pieniążki.
Do takiego to grona postanowili dołączyć też małżonkowie Katarzyna Wigura i Jarosław Kuisz, którzy w magazynie „Foreign Affairs” opublikowali artykuł „Postpopulistyczna Rehabilitacja w Polsce. Jak rozplątać nieliberalną demokrację” (Poland’s Post-Populist Rehab. How to Unwind Illiberal Democracy). Słowo „rehabilitacja” należy rozumieć jako dochodzenie do zdrowia jak po wypadku, ale też można z dwuznacznością jako odzyskiwanie dobrego imienia.
Tekst to intelektualnie bardzo lichy, pełen manipulacji, miejscami zwyczajnie nikczemny, sporo szkód Polsce czyniący, bo „Foreign Affairs” to najbardziej prestiżowe pismo poświęcone - jak nazwa wskazuje, sprawom międzynarodowym, czasami przewodnik po światowej dyplomacji. Głosy publikujących w nim autorów nieraz współkształtują kierunki polityki zagranicznej poszczególnych państw, opinie wielu dyplomatów i przywódców. Teraz niestety usłyszeli oni niesprawiedliwy głos małżonków Wigura-Kuisz psujący wizerunek Polski, obniżający zaufanie międzynarodowej wspólnoty do niej, naruszający jej zasoby miękkiej siły.
Artykuł to też swoisty hołd złożony nowym władzom Polski i wyznanie wiary w jedynie słuszny, ostateczny, przez Boga, albo naturę, czy też mądrość władców i właścicieli świata nadany system demokracji liberalnej. Cały tekst poświęcony jest temu jak to teraz Donald Tusk - jego nazwisko pada aż 14 razy, tytanicznie natrudzić się musi, by jak Mojżesz Żydów przez Morze Czerwone wyprowadzić Polaków z pisowskiej niewoli, z postdemokratycznego świata chaosu i bezprawia.
Zaczyna się atrakcyjnie - od cytatu: Wszystkie rozwiązania były wadliwe, ale najbardziej wadliwym było nic nierobienie i nierobienie niczego powoli. Pochodzi on z powieści Juliana Barnesa „Jeżozwierz” z 1992 roku, która jak jak piszą małżonkowie opowiada o upadku komunizmu w Europie Wschodniej.. o tym, jak sobie poradzić z zbrodniami przeszłości.
I dalej w tekście czytamy:
Dziś w Polsce, gdzie premier Donald Tusk próbuje przywrócić liberalną demokrację po ośmiu latach rządów populistów, rada ta wydaje się jak najbardziej na czasie. Zamiast nic nie robić, Tusk przyjmuje podejście odwrotne: szybko i zdecydowanie podejmuje działania mające na celu rehabilitację polskich instytucji publicznych i rozluźnienie uścisku, jaki prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość sprawowała nad praktycznie wszystkimi sferami życia publicznego, od sądownictwa po władzę media dla wojska, systemu edukacji i muzeów.
Dzięki tym pierwszym zdaniom wiemy, że wchodzimy w świat paranoi i manipulacji. Porównania rządów Zjednoczonej Prawicy, odniesienie do zbrodniczego, pochodzącego z sowieckiego nadania PRL-owskiego reżimu pojawią się wielokrotnie. Same wybory z 15 października jawią się więc jako dzieło na miarę obalenia muru berlińskiego, komuny, doprowadzenia do upadku Związku Sowieckiego. No i czyż nie Mojżesz ten Tusk co przez Morze Czerwone poprowadził? No Mojżesz, cały on - Zbawca Nasz Kochany.
Dalej można by właściwie polemizować z każdym zdaniem tekstu, ale uznajmy, że to kwestia opinii i każdy ma do niej swoje prawo. I tak małżonkowie piszą, że przyjęta przez Sejm uchwała o „o usunięciu skutków kryzysu konstytucyjnego z lat 2015–2023”, … stanowi pierwszy krok w kierunku przywrócenia niezależności Trybunału Konstytucyjnego, ja zaś uważam, że to brutalna ingerencja większości z władzy ustawodawczej we władzę sądowniczą, próba podważenia jej prerogatyw, zastraszenia sędziów, podporządkowania Trybunału aktualnie w Polsce panującym.
O najeździe ludzi Sienkiewicza na TVP, Polskie Radio, PAP piszą tak:
Zdecydowana decyzja nowego ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomieja Sienkiewicza o legalnej likwidacji mediów państwowych i ponownym ukonstytuowaniu ich pod nowym kierownictwem.
No więc ja uważam, że całkowicie nielegalna, oparta być może nawet o fałszerstwa w aktach notarialnych - takie są podejrzenia. Zaś cenzura jaką zaprowadzono przypomina najgorsze komusze praktyki.
Okazuje się, że negatywna opinia na temat poczynań nowej władzy, to według małżonków wina PiS, bo jak piszą:
Rzeczywiście, osobom z zewnątrz może być trudno zrozumieć batalie prawne toczące się wokół dosłownie każdej instytucji państwowej. Jednak intensywność tych walk świadczy o tym, jak wielką szkodę Prawo i Sprawiedliwość wyrządziło polskim instytucjom demokratycznym podczas sprawowania władzy, a także o ciągłej popularności populizmu w Polsce i poza nią.
Tak więc jeśli się komuś nie podoba to co wyczynia np. Bodnar, Sienkiewicz, albo pani od edukacji - Basia Nowacka i czynnie się temu przeciwstawia, to nie dlatego, że ma własne opinie z obserwacji świata i analiz się biorące, ale dlatego, że PiS omotał instytucje demokratyczne i im zaszkodził. Ostrzegałem, że tekst małżonków lichy intelektualnie jest.
Podobny mechanizm dotyczy relacji z Niemcami. To przez antyniemiecką pisowską propagandę Polacy mają taki niechętny, krytyczny stosunek do nich, a nie ze względu na ich czyny teraźniejsze i przeszłe. Sami nie mamy zdolności analizowania tego co Berlin robi, tylko PiS nas zaprogramował.
PiS za pomocą antyniemieckiej retoryki i propagandy mobilizował część polskiego elektoratu, wykorzystując sceptycyzm opinii publicznej co do wyborów niemieckiej polityki zagranicznej, a zwłaszcza sposobu traktowania przez nią prezydenta Rosji. Przekonani, że mieli co do niego moralną i strategiczną rację, Polacy i inne narody Europy Wschodniej i Środkowej nie chcą już być traktowani jako młodsi partnerzy w stosunkach z Niemcami.
No pewnie, że mieliśmy rację. To nie jest nasze przekonanie - jak piszą małżonkowie, wydumanie, tylko fakt.
I dalej:
Dlatego też niektóre zawiłe kwestie dwustronne, jak np. kwestia reparacji za II Wojnę Światową, nadal będą odgrywać rolę w stosunkach polsko-niemieckich, choć obecnie nacisk położony jest na budowanie zrównoważonego sojuszu, a nie antagonizmu z Niemcami.
Kwestia reparacji za mordy i grabieże nie jest zawiła. Jest bardzo prosta i opinia małżonków beneficjentów niemieckich stypendiów, czy grantów tego nie zmieni. Niemcy są nam reparacje winne jeszcze bardziej niż Namibii, której teraz płacą za zbrodnie dokonane tam ponad 120 lat temu. Owo budowanie zrównoważonego sojuszu polega zaś m in. na tym, że odrzucamy coś, co jest wbrew naszym interesom a Niemcy tego chcą, a nie na potulnym zgadzaniu się na wszystko i prowadzeniu polityki za pomocą kserokopiarki, na której kopiuje się wszystko co z Berlina wyślą.
To są jednak tylko opinie Wigury i Kuisza w znacznej części infantylne, zwyczajnie głupie, ale jakoś tam dopuszczalne. Taka tam pisanina jakiej pełno w GW, Onet, czy bajania jak z TVN.
Natomiast oddzielna sprawa to podłe porównania Zjednoczonej Prawicy do reżimu PRL i obecnej sytuacji do wychodzenia spod sowieckiego i komunistycznego jarzma. Odniesienia, czy porównania pojawiają się aż w 6 miejscach, czy też wątkach. To nikczemne wobec Polski, wobec jej obywateli, a przynajmniej tych kilkudziesięciu procent - blisko połowy, którzy nie oddali głosu na tak umiłowaną przez małżonków władzę.
Odbiorcy z całego świata dowiadują się, że przez ostanie 8 lat Polsce był reżim gorszy niż komuna. Może Polacy są więc jakimiś ludźmi ze zwichniętymi charakterami, zwykłymi durniami, skoro taką władze sobie wybrali. Polish jokes nadal się w Ameryce sprzedają.
Nie chodzi tylko o jakieś poczucie godności, bo sprawa ma wymiar praktyczny. Ot choćby taki, że co prawda Sikorski przygotował już czystki w placówkach dyplomatycznych, ale na całym świecie - łącznie ze Stanami Zjednoczonymi, nasz kraj reprezentują ambasadorzy powołani przez reżim gorszy niż komuna.
Małżonkowie uważają, że pod pewnymi względami komuniści byli nawet lepsi, niż Zjednoczona Prawica. Byli praktyczniejsi, sprawiali mniej kłopotów i zgodniej oddawali władzę.
W 1989 r. polscy byli komuniści byli gotowi na integrację z nowym systemem demokratycznym, ponieważ uważali go za lepszą przyszłość dla siebie i swoich dzieci. Ale dzisiaj, podobnie jak w wielu innych krajach, istnieją dwie różne wersje rzeczywistości politycznej: liberalna i populistyczna
— piszą Wigura z Kuiszem.
Tymczasem pisowcy w przeciwieństwie do komunistów nie są gotowi na integrację z demokracją, stąd takie ciężkie boje muszą Bodnar, czy Sienkiewicz toczyć. Ale nowa władza radzi sobie znacznie lepiej niż ta, która przejmowała rządy po komunie.
Po 1989 r. wielu było sfrustrowanych faktem, że sprawcom zbrodni z czasów komunizmu nie groziły żadne poważne konsekwencje prawne. Panowało powszechne przekonanie, że czołowym komunistom uszło na sucho niemal wszystko. Tymczasem dzisiejsze postpopulistyczne rządy rozpoczęły się od faktycznego uwięzienia dwóch prominentnych polityków PiS, skazanych za wcześniejsze nadużycia władzy
— piszą małżonkowie. Oczywiście nie chodzi o żadne przekonanie, tylko o fakt. Komunistom dzięki pomocy takich „liberalnych” od Wigury i Kuisza wszystko na sucho uszło. Ale obecna władza jest jednak bardziej sprawiedliwa i mniej pobłażliwa dla przestępców, niż ta, która przejęła stery kraju po komunie. I bardziej odważna. A Wąsikowi i Kamińskiemu należało się więzienia jak Jaruzelskiemu i Kiszczakowi.
A czasy są znacznie gorsze niż u schyłku komuny, bo gdy obóz sowiecki się rozpadał, to komunizm był w odwrocie, zaś teraz nad światem krąży widmo populizmu i nieliberalnej demokracji i tej słusznej, prawdziwej demokracji rozkwitnąć nie pozwala.
Po pierwsze, w przeciwieństwie do komunizmu z 1989 r., nieliberalny populizm prawie nie znajduje się w globalnym odwrocie: w rzeczywistości populistyczno-autorytarny wiatr wieje nie tylko z krajów takich jak Rosja i Chiny, ale także z Zachodu. Symbolem epoki był rok 1989 i Michaił Gorbaczow, przywódca Związku Radzieckiego i ojciec pierestrojki. Dziś ucieleśnieniem epoki populizmu jest były prezydent USA Donald Trump, czołowy kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta, który może powrócić do Białego Domu po listopadowych wyborach. Narodowi populiści sprawują władzę we Włoszech i wygrali wybory w Holandii w listopadzie ubiegłego roku. Walka z nieliberalizmem jest zatem znacznie trudniejsza niż walka po upadku komunizmu w 1989 r., ponieważ nie chodzi tylko o odbudowę lepszego państwa, ale także o wymyślanie lepszych idei i innowacyjnych sposobów ich komunikowania.
— pisze małżeństwo autorów. Grozą wieję. Jak Trump wygra, to w Ameryce będzie jak w Rosji.
Autorzy mają w głowach jakiś wyśniony wzorzec liberalnej demokracji i uznają, że każde odstępstwo od jej dogmatów jest niebezpieczne. Tym bardziej musi im być smutno, ba pewnie nawet strach budzi ofensywa populizmu, o której sami wspominają.
Wigura i Kuisz pozostają w świecie swych anachronicznych wyobrażeń, ich myśli są jak pędy ciągle przycinanego karłowatego drzewka, więc poza swą donicę, czy też bańkę nie wyrosną i wciąż będzie im się roić, że teraźniejsza demokracja liberalna ma nadal coś wspólnego z z ideami indywidualnej wolności. Może kiedyś miała, ale teraz owa liberalna demokracja się wyrodziła, zdegenerowała, jest zaprzeczeniem samej siebie, jest zanurzona w anarchii semantycznej, o której przy okazji uwięzienia Wąsika i Kamińskiego wspominają.
Owa demokracja liberalna nie ma nic wspólnego z rządami ludu i z wolnością. Dlatego dziś większymi autorytetami w sprawach demokracji są dla takich jak autorzy dawni komunistyczni aparatczycy, służalcy junty Jaruzelskiego nawet konfidenci bezpieki, tacy jak Miller, Cimoszewicz, czy Belka, a nie choćby Morawiecki.
W środowisku owych liberałów Wigury i Kuisza jest więcej postkomuchów, starych bezpieczniaków niż gdziekolwiek indziej i niech się małżonkom nie zdaje, że mają choćby na świat idei wpływ większy niż oni. Pani Katarzyno - w pani świecie drze się mordy wrzeszcząc wy…ać, osiem gwiazdek tatuuje, a nie prowadzi dysputy o Baruchu Spinozie.
To jednak nasze wewnętrzne spory na inną opowieść, ale wspominam o nich przy okazji tego pełnego insynuacji wobec Polski i Polaków tekstu, bo pozostawia on nas w stanie bezradności. Jego nie da się już naprawić. Szkody zostały poczynione. Obraz Polski i Polaków taki jak przedstawili go Wigura z Kuiszem poszedł w świat i riposty nie będzie.
Czytelnicy, często bardzo wpływowi, nie będą wnikać w nasze spory, analizować tego czy przywoływany w artykule Sadurski to jakiś wybitny prawnik, czy też prymitywny pałkarz w garniturze. Z dobrą wolą przyjmą to, co autorzy podsunęli. Nie mają naszej wiedzy, naszych doświadczeń, małżonkowie są z ich międzynarodówki liberałów, wiec tym bardziej dla nich wiarygodni. Ale rzeczywiście widmo populizmu krąży na światem i owi mniemani liberalni demokraci wkrótce zostaną pogonieni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/685185-lichy-paszkwil-na-polske-w-foreign-affairs