Dobry nazista z Krokowej

Fot.Rama/CeCILL/CC/Wikimedia Commons
Fot.Rama/CeCILL/CC/Wikimedia Commons

Albrecht von Krockow, niemiecki arystokrata z Krokowej niedaleko Pucka, był dla „Gazety Wyborczej” i nie tylko dla niej symbolem polsko-niemieckiego pojednania.

Wedle legendy, dobrym Niemcem, który w II RP miał polskie obywatelstwo (jak jego ojciec i trzej bracia), mówił po polsku. W czasie wojny nie służył w niemieckich jednostkach (jak jego trzej bracia), bo obciął sobie palec u nogi. I nie miał podobno nic wspólnego z hitlerowcami. Pod koniec wojny wraz z rodziną Albrecht uciekł przed nacierającą Armią Czerwoną. Ten dobry Niemiec był wzorem w kiczowato-melodramatycznym spektaklu odgrywanym w Krokowej po słynnym uścisku premiera Tadeusza Mazowieckiego i kanclerza Helmuta Kohla. Za pieniądze Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie w III RP odbudowano zamek von Krockowów, a w nim Albrecht dostał dożywotnio prawo do zajmowania dwóch apartamentów. Zmarł w 2007 r.

O Albrechcie von Krockow opowiadano łzawe historyjki, jak to w czasie wojny wyciągnął z niemieckich łap dwóch Polaków pracujących w majątku. Nie opowiadano o tym, że tenże Albrecht był od lipca 1940 r. członkiem SS. Gdy wyszło to na jaw, wojewoda pomorski wystąpił o odebranie Albrechtowi polskiego obywatelstwa. Jednocześnie to obywatelstwo straciłby jego syn Ulrich, którzy jako polski obywatel odzyskuje na Pomorzu kolejne nieruchomości należące przed wojną do rodziny von Krockow. Ulrich w imieniu zmarłego ojca odwołał się od decyzji wojewody do polskiego MSZ.

Kiedy prawda została ujawniona zaczął się wielki festiwal hipokryzji. „Gazeta Wyborcza” w kolejnych tekstach przyznała wprawdzie, że fakt członkostwa w SS jest niepodważalny, ale Albrecht należał do tej części zbrodniczej organizacji (Allgemeine SS), która zajmowała się aprowizacją i innymi rzeczami bez znaczenia. Gdy sprecyzowano, że była to SS-Reiterstandarte (chorągiew konna), zaczęto pisać, że to była tylko niegroźna fanaberia niemieckich arystokratów, którzy jednakowoż nic złego nie robili, tylko czasem lubili sobie pocwałować pod sztandarem SS.

Dobry Niemiec Albrecht musiał pozostać dobry, bo na kłamstwie i przynależności do zbrodniczej formacji nie mogła się opierać kiczowata legenda polsko-niemieckiego pojednania, której Krokowa i ród von Krockow byli ważnymi filarami. Ta legenda może być rozniesiona w pył jeszcze z tego powodu, że badana jest niemiecka zbrodnia wojenna w Piaśnicy (leżącej w gminie Krokowa), gdzie zamordowano 12 tys. Polaków. I może się okazać, że dobry Niemiec Albrecht i jego rodzina mieli coś z tym wydarzeniem wspólnego.

Co ta sprawa ma wspólnego ze Stanisławem Bareją i jego twórczością? Otóż w serialu „Zmiennicy” niejaki Hans Gonschorek z Berlina Zachodniego (grany przez Jerzego Przybylskiego) jest odbiorcą narkotyków, które prezes klubu sportowego „Ogniwo” Antoni Kłusek (Wojciech Pokora) wysyła do Berlina. W dziewiątym odcinku „Zmienników” Hans Gonschorek przybywa do Warszawy, by doglądnąć narkotykowego interesu i wożony po mieście taksówką z numerem bocznym „1313” snuje swoje wspomnienia z Warszawy z odległej przeszłości. Prosi taksówkarza, by podwiózł go na Adolf Hitler Platz.

Gonschorek też okazuje się dobrym, miłym Niemcem, tyle że poprzednio był w Warszawie nie jako turysta, lecz okupant w niemieckim mundurze, być może Waffen SS. Ale o tym nie mówi oczywiście ani słowa, bo kto by tam psuł atmosferę takimi drobiazgami jak niemieckie zbrodnie w Warszawie podczas wojny. Miły pan Gonschorek też pewnie przekonywałby, jak teraz obrońcy Albrechta von Krockow, że służył w aprowizacji albo trafił do Warszawy przypadkowo - „z tragarzami”. A że prawda jest inna? A kto by się tym przejmował, gdy trzeba krzewić normalność i pojednanie. Najwyżej dorobi się albo przerobi zbrodnicze czy niegodne elementy biografii, żeby pasowała do kiczowatego i sielankowego obrazu.

Stanisław Janecki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych