Dwa największe państwa Europy - Francja i Niemcy aspirują do roli przywódczej na kontynencie. Narzędziem do realizacji ich mocarstwowej polityki, globalnych ambicji jest Unia Europejska z mrzonkami o wspólnej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, wspólnych siłach zbrojnych. Państwa te jednak utraciły zdolność do wyłaniania liderów, ludzi z autorytetem, którzy z racji rządzenia tak bogatymi i rozwiniętymi krajami mogliby stanowić wzór, czy inspirację dla innych liderów i tym samym przewodzić Europie. Na czele Niemiec i Francji już w kolejnym rozdaniu, stoją postaci groteskowe, zdające się być uwikłane we własną przeszłość, takie które nie tylko nie mają autorytetu, ale stają się pośmiewiskiem. Chodzi o prezydenta Emmanuela Macrona i kanclerza Olafa Scholza.
Polska niestety po dojściu do władzy ekipy Donalda Tuska utraciła zdolność inspirowania Europy, więc kontynent wiodą ślepy i kulawy prezydent z kanclerzem. Czasami wydaje się, że każdy z nich jest i ślepy i jednocześnie kulawy. Obaj się bardzo różnią - co nawet ich oddaje, i w ten sposób uzupełniają się w swej nieudolności, bezradności. W dwóch tekstach przedstawimy najnowsze osiągnięcia tych postaci w dziele zapewniania Europie bezpieczeństwa, czyli w tym, co miałoby być w wojennych czasach najtrwalszym spoiwem, najmocniejszym argumentem za jednością i solidarnością Europy.
W pierwszym tekście zajmiemy się jowiszowym przywódcą Francji, jej Królem Słońcem Macronem, a w drugim kanclerzem Scholzem, o którym nawet w Niemczech piszą, że to głuptak z baśni braci Grimm „Szczęśliwy Jasiu”.
Prezydentura Emmanuela Macrona zaznaczona jest już nie pasmem porażek, ile klęsk. Nawet jego poprzednik Francois Hollande, u którego jako minister socjalistycznego rządu terminował, mimo swej indolencji i rekordowej niepopularności tak bardzo nie osłabił i Francji, co obecny lokator Pałacu Elizejskiego. Problemami wewnętrznymi nie będziemy się zajmować tylko skupimy się na poczynaniach na ringu międzynarodowym, a zwłaszcza pomyśle wysłania wojsk NATO na Ukrainę.
Cała globalna działalność Macrona ma jakiś przedziwny, choć czasami niezamierzony związek z Rosją. Jest ona punktem odniesienia jakby to fatum było, albo prezydent Francji cierpiał na jakiś syndrom czy kompleks Putina. Niech się psycholodzy i psychiatrzy zastanawiają, czy na fascynacje krwawym tyranem wpływ miało to, iż Macron jako 15-letni uczeń został uwiedziony przez 24 lata starszą swoją nauczycielkę, ale nie da się ukryć, że Putin eksploatuje jego wszystkie słabości. (Kogo to interesuje może znaleźć w sieci opinie profesora Adriano Segatori).
Katastrofą zakończył się porozumienia Ukrainy z Rosją, czy to mińskie podpisywane jeszcze za Hollanda, czy w 2019 roku w Paryżu, którym Macron z Merkel patronowali.
Macron dopuścił do całkowitego wyrzucenie Francji z Afryki Subsaharyjskiej, pozbawienia jej resztek cywilizacyjnych i politycznych wpływów w swych dawnych koloniach. Pozwolił by miejsce Francji zajęły działając z polecenia i na rzecz Kremla bandy ruskich najemników z Grupy Wagnera. Potem - tuż przed wybuchem wojny na Ukrainie jak i po, zebrało się Macronowi na wydzwanianie po nocach do Putina. A może on i pod oknami wystawał, w okno pukał, kwiatki i liściki słał, tego nie wiemy, ale tyran nie pominął okazji, by go upokorzyć.
Jakby chcąc powetować sobie wszystkie wcześniejsze klęski wzmożony na odwadze, bojowo pobudzony Macron po spotkaniu pod koniec lutego w Paryżu przywódców 20 europejskich państw, obwieścił publicznie, iż Zachód powinien wysłać swe wojska na Ukrainę.
Pomysł wprawił w osłupienie, gdzieniegdzie wywołał śmiech, a czasami wściekłość jak w Niemczech, które chcą uchodzić za czempiona pomocy Ukrainie, więc takie inicjatywy, pokazują, że niby Kijów może mieć lepszego sojusznika niż Berlin. Przywódcy wielu państw zgodnie oświadczyli, że nie ma mowy o wysłaniu wojsk i tylko szef holenderskich sił zbrojnych generał Onno Eichelsheim powiedział, iż w przyszłości nie można wykluczyć takiej możliwości.
Mimo powszechnej krytyki Macron ponawia swe propozycje, a francuscy politycy spieszą by usprawiedliwiać go i tłumaczyć co tak naprawdę prezydent Francji ma na myśli. Niezależnie od tego co przyszłość przyniesie, co może być słuszne i kiedyś skuteczne, czy nieuniknione to zaprezentowanie przez Macrona propozycji teraz, w takich okolicznościach bez konsultacji z innymi państwami pokazuje, że to fanfaronada, ot taka wrzutka na potrzeby polityki wewnętrznej, czy europejskiej, albo też sposób na napompowanie ego. Pobudzony Macron opowiada o odwadze:
Niewątpliwie zbliżamy się do momentu w naszej Europie, kiedy nie wypada być tchórzliwym
— mówił w Pradze zachwalając swój pomysł wysłania żołnierzy na Ukrainę. Prezydent Francji jest gotów ich bohatersko poświęcić.
Popatrz świecie, zobaczcie Ziemianie, oto godny przeciwnik Putina. Jak ludzkość ujrzy wielkość i odwagę Macrona to i sami Francuzi zrozumieją jak wspaniałego mają wodza. Tym łatwiej będzie im znosić wielki kryzys społeczny, w którym pogrążona jest Francja, czy nieustanne ubożenie. Trochę jak w Rosji - nie szkodzi, że nie mamy w chałupie kanalizacji i za potrzebą idziemy pod przydrożny płot, ale za to mamy wielkiego przywódcę Putina. Po co Francuzi mają dyskutować o islamizacji kraju, inwazji imigrantów, płonących przedmieściach, zonach gdzie państwo nie działa, o wielkich problemach rolnictwa, skoro mogą się zachwycać swym bohaterem - Jego Pompatycznością Emmanuelem I Macronem.
To poczucie wielkości, megalomania Macrona jest jednym z czynników determinujących politykę Francji. Tymczasem ta grandiosa, groteskowa majestatyczność wywołuje na świecie (nie w TVN i Wyborczej) śmiech i politowanie. Oceniając politykę Macrona nie da się uciec od psychoanalizy. Jego charakteru nie da się oddzielić od jego polityki i to już jest wielką słabością prezydenta.
Te wszystkie pełne patosu gesty, pozy i słowa mają się nijak do rzeczywistości. Oto na krucjatę przeciwko Rosji wzywa narody świata ktoś, kogo ruskie bandy najemników z Afryki przegoniły. Ktoś kto nawet nie potraf zmusić francuskich firm by z kremlowskim reżimem nie kolaborowały. Ruski oddział francuskiego Bonduelle nawet Moskalom paczki świąteczne na front wysłał. Pomoc Francji dla walczącej Ukrainy szacowana jest na marne 635 milionów euro. I taki człek chce krucjatę wieść.
By było jeszcze śmieszniej, jeszcze bardziej groteskowo na tym samym spotkaniu, na którym wezwał Zachód do wysłania wojsk na Ukrainę, Macron oznajmił, że w Europie skończył się proch do pocisków i nie ma go jak produkować. Chodzi o nitrocelulozę, do której potrzebny jest specjalny rodzaj bawełny. A jej dostawy jak raz, zupełnie przez przypadek zostały wstrzymane przez Chiny. By więc sparafrazować klasyka prochu do pocisków ni ma i nie będzie. Pomiędzy tym co opowiada i na co się stroi Macron jest przepaść. Jego słowa i czyny całkowicie odbierają mu powagę i wiarogodność.
Macron ma reputację jednego z najbardziej powierzchownych, najmniej wiarygodnych, nierozważnych (jeśli nie wręcz głupich) mężów stanu na arenie światowej. Poza taktyką polityczną na potrzeby Francji, za tym jego eleganckim wyglądem i „jowiszową” atmosferą wokół jego osoby nie kryje się nic istotnego
— pisze Gabriel Elefteriu, wykładowca Centrum Nauk Politycznych Uniwersytetu Cambidge i wiceszef Rady Geostrategii na tej uczelni.
W obecnych warunkach propozycja Macrona jest nie tylko śmieszna i groteskowa, ale też szkodliwa i niebezpieczna, wręcz godząca w spoistość NATO, wystawiająca sojusz i państwa Europy na wielką niepotrzebną próbę ognia i wody.
Od dwóch lat kremlowska propaganda wmawia Moskalom i światu, że konflikt na Ukrainie jest wojną zastępczą Zachodu przeciwko Moskwie, i że to przykrywka, wstęp do długoterminowego planu demontażu Rosji. Macron dostarczył więc reżimowi Putina argumenty na poparcie jego kłamstw. Napaść na Ukrainę był tylko ciosem wyprzedzającym.
I drugi aspekt znacznie poważniejszy, kryjący się w samej konstrukcji owej wyprawy Zachodu na Ukrainę. Wysłanie wojsk miałoby wynikać z umów Kijowa z poszczególnymi państwami, co wedle Macrona wystarczy jako argument, że to nie jest przedsięwzięcie NATO. Trudno jednak sobie wyobrazić, by poszczególne państwa podejmowały akcję bez uzgodnień, bez zgody Sojuszu.
Macron nie pojmuje też zupełnie do kogo jakimi argumentami się przemawia. Jego pełne legalizmu, odwoływanie się do prawa międzynarodowego i czego tam jeszcze, zapewnienia, że pojawienie się wojsk Zachodu na Ukrainie nie byłoby przedsięwzięciem NATO może są i dobre jak ma się do czynienia z takimi postaciami jak on.
Jest jakimś popisem niemożebnej naiwności, wręcz infantylizmu złudzenie, że Putin będzie się bawił w jakieś legalistyczne dzielenie włosa na czworo i uznawał, że samodzielne działanie poszczególnych państw NATO, nie oznacza akcji całego sojuszu. Uzna sobie albo i nie uzna - jak mu będzie pasowało.
Ale jak już te oddziały na Ukrainie się znajdą to niezależnie od tego jaką rolę będą pełniły - tęczowe brygady mogą tam nawet warsztaty LGBTUE prowadzić, to sobie wybierze, czy akurat zaatakuje je, czy może nie. Czy omyłkowo spadnie tam rakieta, dron zabłądzi, czy też nie? Przetestuje sobie czy mają ochronę powietrzną czy nie mają? Zrobi prowokację jak Niemcy w Gliwicach i podrzuci zwłoki kilku skazańców przebranych w rosyjskie mundury, czy nie zrobi.
A może uderzy tak na wprost i przetestuje NATO i europejskich przywódców. Będą się zastanawiać, czy uderzenie na Ukrainie w jednostki państwa Sojuszu, które wybrało się tam z samodzielną wyprawą, uruchamia artykuł 5 Traktatu - klauzuli o zbiorowej obronie NATO, czy też nie. Może da się jeszcze bardziej skłócić przywódców Europy, bo jedni będą mówić, że uruchamia, a inni, że nie można eskalować konfliktu.
A jeśli Sojusz nic nie zrobi i skończy się jak zwykle na pogróżkach, to jak na to Putin zareaguje? Wie ktoś co mu do łba może strzelić? Scenariusze można układać w nieskończoność. Macron zaprasza go do gry i zostawia całkowicie otwarte pole do jej prowadzenia. Tylko od Putina zależałoby czy i w jakim zakresie skorzysta z zaproszenia.
Jeszcze brutalniej niż Elefteriu ocenia Francję Macrona Ralph Schoellhammer, profesor wiedeńskiego Uniwersytetu Webstera, który pomysł wysłania wojska na Ukrainę i dyplomatycznych wysiłków prezydenta podsumowuje w „Brussels Signal” tak:
Francja to cyrk prowadzony przez klaunów, poczynając od Macrona, aż po jego premiera Gabriela Attala (którego jak się zdaje jedyne kwalifikacje to bycie młodym i homoseksualistą) i ministra spraw zagranicznych Stéphane’a Sejourné (tego jedyne kwalifikacje to również młody wiek i bycie byłym mężem wspomnianego Attala ).To smutne, że naród Talleyranda przekształcił się w naród Macrona.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/684365-francuski-jowisz-emmanuel-i-macron-wiedzie-na-krucjate