Nie ma lepszego sposobu stworzenia wiernej armii wykonawców najgłupszych i najbardziej bezsensownych czy szkodliwych pomysłów, niż wywindowanie miernot.
Im prymitywniejsza władza, tym mniej ma zahamowań, tym jest brutalniejsza i bezczelna. Prymitywizm władzy obecnej większości sejmowej oraz wyłonionego przez nią rządu nie wynika wprost z ignorancji, nieuctwa czy niekompetencji, choć także z tego. Przede wszystkim wynika z upojenia bezkarnością. W kraju nikt ich realnie nie zmusi do zachowania choćby minimum politycznej kultury, a za granicą mogą liczyć na pełne pobłażanie, a wręcz wsparcie – tak w instytucjach Unii Europejskiej, poszczególnych stolicach, jak i w administracji Joe Bidena, a szczególnie w ambasadzie USA w Warszawie.
Mamy rządy trzech B: bezprawia, brutalności i bezczelności. Właściwie mogą wszystko, gdyż ci, którzy mogliby ich przywołać do porządku nie tylko nie chcą tego robić, ale czerpią wręcz sadystyczną przyjemność w wyżywaniu się na Prawie i Sprawiedliwości i jego rządach. Zawsze uważali tę partię i te rządy za niedopuszczalne zaburzenie w świecie liberalnego zamordyzmu, więc rozprawa z nimi doprowadza ich do masochistycznych spazmów i uniesień.
Przez lata z zewnątrz starano się niszczyć rządy PiS, ale brakowało odpowiedniej siły wewnątrz Polski. Odpowiednio zorganizowanej, bo stosownie zdemoralizowana już była. Dlatego postawili na Donalda Tuska, przygotowali go do swego rodzaju desantu (niczym niemiecki sztab generalny niejakiego Lenina) i zagwarantowali pomoc oraz bezkarność. W takich ramach wyszedł cały prymitywizm tych ludzi. Nie są na tyle zanurzeni w kulturze bez przemocy politycznej, moralnej czy symbolicznej, żeby ta kultura hamowała ich prostackie instynkty, więc te instynkty doszły do głosu.
Donald Tusk, który zawsze był rodzajem podwórkowego cwaniaka, stał się cynicznym, bezwzględnym i bezgranicznie zakłamanym manipulatorem społecznymi emocjami. Trudno mu nie było, bo wiele grup interesów i wykreowanych w III RP elit przeżywało katusze z powodu odsunięcia od koryta oraz ewidentnej degradacji w społecznej hierarchii. Przekaz Tuska trafił do nich mimo braku jakiegokolwiek wyrafinowania. Oni już byli na ten prymityw przygotowani, bo mieli w sobie ogrom złości i poczucia upokorzenia. Z powodu owej degradacji, ze względu na to, że wywoływali raczej politowanie niż podziw.
Nie ma lepszego sposobu stworzenia wiernej armii wykonawców nawet najgłupszych i najbardziej bezsensownych czy szkodliwych pomysłów, niż wywindowanie może nie tyle miernot (choć i to było ważne), co ludzi doskonale przeciętnych. I napompowanie tych, którzy uważali się za wyjątkowych. A potem już poszło.
Kiepski i stronniczy rzecznik praw obywatelskich, Adam Bodnar, poczuł w sobie moc, jaką mieli sowieccy komisarze, np. Nikołaj Krylenko. To był przewodniczący Sądu Najwyższego ZSRR, potem prokurator generalny RFSRR, a następnie ludowy komisarz sprawiedliwości RFSRR, a później ZSRR. Skądinąd do gimnazjum chodził w Lublinie, gdzie skierowano jego ojca i gdzie nauczył się polskiego.
Człowiek o mentalności naczelnika wydziału w jakimś prowincjonalnym urzędzie, Marcin Kierwiński, dostał władzę nad policją i innymi służbami mundurowymi. I poczuł się niczym Franciszek Jóźwiak, pierwszy komendant główny Milicji Obywatelskiej, wiceminister bezpieki, członek politbiura i szef kontroli partyjnej, wcześniej członek partii bolszewików, mimo że w 1920 r. z nimi walczył jako żołnierz Wojska Polskiego.
Przeciętna lewicowa krzykaczka, Barbara Nowacka, poczuła w sobie moc Wandy Wasilewskiej i została ministrem edukacji, a raczej ideologicznego frontu edukacyjnego. Wasilewska, córka socjalisty, przyjaciela Józefa Piłsudskiego, zdobyła przynajmniej porządne polonistyczne wykształcenie (na UJ), a nawet doktorat, zanim zaczęła wychwalać pod niebiosa sowieckie metody wychowania młodzieży. Potem komunizowała, chwaliła Pakt Ribbentrop-Mołotow, wstąpiła w szeregi bolszewików, została pułkownikiem Armii Czerwonej, miała bezpośredni dostęp do Stalina. A na koniec tworzyła Związek Patriotów Polskich, Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i 1 Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, które przyniosły Polsce wyzwolenie, czyli sowieckie zniewolenie. Sama do Polski nie wróciła.
Człowiek o kwalifikacjach wodzireja na weselach, z ego nadmuchanym do granic w telewizyjnym show TVN, Szymon Hołownia, ledwie zaczął urzędować jako marszałek Sejmu, a już przypominał Czesława Wycecha, marszałka Sejmu z ZSL w latach 1957-1971. Nie tego z czasów II wojny światowej, gdy Wycech był dyrektorem departamentu Oświaty i Kultury w Delegaturze Rządu na Kraj, lecz tego z Frontu Jedności Narodu, prezesa Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.
Można by mnożyć równoległe życiorysy wybrańców Donalda Tuska oraz tych, których do władzy wyniosła koalicyjna arytmetyka, tylko to nie miałoby sensu. Tusk stara się wyciągać z nich wszystko, co najgorsze, a oni jeszcze znajdują w sobie rezerwy. Zapewne robi to po to, żeby nie czuć się osamotnionym na tym intelektualnym i moralnym ugorze (skądinąd ciekawe, czy Komisja Europejska każe też ugorować nieużytki umysłowe). A zainteresowani gorliwie wpisują się w rządy trzech B: bezprawia, brutalności i bezczelności. I mają w sobie tego ducha arywistów, którzy wszelkie braki nadrabiają gorliwością. W efekcie mamy najgorszy rząd III RP, sprawujący władzę w najgorszy możliwy sposób.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/684308-tusk-stworzyl-13-grudnia-2023-r-najgorszy-rzad-iii-rp