Ministerstwo Klimatu i Środowiska przesłało dwa dni temu do Brukseli nowy, ulepszony i bardziej ambitny od poprzedniego Krajowy Plan na Rzecz Energii i Klimatu na lata 2021-2030. Na 120 stronach opisano, co zrobimy – my wszyscy czyli i obywatele i biznes – by wypełnić unijne cele dotyczące ograniczenia emisji CO2, rezygnacji z paliw kopalnych, fali remontów czy wymiany transportu na czysty. Kłopot polega na tym, że nie byłoby wiadomo, co zawiera i do czego zmierza polityka rządu w tym zakresie, gdyby nie … strona internetowa Komisji Europejskiej. Wyszło więc na to, że „Bruksela wie, a my – nie”. Trudno uwierzyć, że w resorcie „ktoś zaspał” i zapomniał umieścić tekst planu na stronie internetowej, skoro nadal go tam nie ma. Raczej też nie jest tak, że nikt z kierownictwa Ministerstwa nie mógł wcześniej tego planu zaprezentować mediom, by o nim mogły szerzej poinformować. Tym bardziej, że nawet jeśli szefowa – ministra Paulina Hennig - Kloska była zajęta, to ma jeszcze dwóch sekretarzy stanu i pięciu podsekretarzy.
Radykalne zmiany
O co więc chodziło? Czy o to, że Polska będzie musiała zrobić więcej i szybciej, a zatem i z obciążeniami dla obywateli, by ograniczyć emisję bardziej niż proponował poprzedni rząd w 2019 roku. Tego typu informacje przed wyborami zawsze źle wpływają na opinię społeczną. Niektóre założenia (cele) w Planie są naprawdę ambitne. Na przykład - poza energetyką - w różnych branżach mamy jako kraj do 2030 r. zmniejszyć emisję o 14 proc., podczas gdy wcześniejszy plan zakładał 7 proc.
Przyśpieszymy także – według dokumentu - w realizacji odnawialnych źródeł i na koniec dekady będą miały niemal 30 proc. udziału w całej wytwarzanej energii w naszym kraju. Poprzednicy byli „mniej ambitni” i proponowali by OZE stanowiło 21-23 proc.
W kolejnych latach nasz kraj postawi także na „zielone ciepło”, bo z planu wynika, że rząd chce, by za 15 lat zniknęły w ogóle piece węglowe w gospodarstwach domowych, a na obszarach wiejskich jeszcze wcześniej bo do końca tej dekady.
„Zielony” będzie także transport, gdyż w 2030 roku Polacy przesiądą się na „elektryki”. I będzie już 800 tysięcy osobowych aut z wtyczką – obecnie poniżej 50 tysięcy, oraz 650 tysięcy hybrydowych. Rozwój niskoemisyjnego transportu pójdzie już tak daleko, że po krajowych drogach będzie jeździć w około 6 tys. pojazdów napędzanych wodorem, w tym 800 autobusów. (Na razie w ponad 120-tysięcznym Płocku jeździ jeden taki autobus i obsługuje różne linie, by mieszkańcy różnych osiedli mogli poczuć „ten komfort”).
Można powiedzieć, że to wszystko „tylko plan” i w dowolnym momencie będzie zmieniany. Ale każdy ten dokument trafia do akceptacji Komisji Europejskiej i zobowiązania kraju członkowskiego do poddania się ocenie w tym zakresie są niezmienne.
Agnieszka Łakoma, wGospodarce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/684148-ujawniamy-rzad-szykuje-nam-eko-rewolucje-bruksela-juz-wie