Jak EU programuje zniszczenie rolnictwa rodzinnego
Przeżywaliśmy w ostatnich tygodniach bunt rolników w 10 krajach UE, w tym w Polsce- jak widzimy w tych dniach - i we Francji. Parlament europejski był nawet otoczony ciągnikami rolników kilku krajów. Ale największe demonstracje miały dotąd miejsce w całej Francji, gdzie dojazd do Paryża były przez kilka dni zablokowany.
Sytuacja Francji wydaje mi się znamienna i pokazuje również Polakom- a w szczególności rolnikom naszego kraju- co im grozi i co ich czeka, jeśli nie będziemy i w tej dziedzinie całymi silami zwalczać liberalną politykę rolną forsowaną przez bonzów Brukseli i ich uniżonego sługi Donalda Tuska. Nasza analiza pokaże bowiem, że katastrofalny stan rolnictwa francuskiego jest wynikiem nie tylko absurdalnej polityki, ale też konsekwentnej, ideologicznej woli liderów Unii doprowadzenia do śmierci rolnictwa rodzinnego- widzianego jako twierdza tradycji, patriotyzmu i konserwatyzmu- na rzecz przemysłowego rolnictwa i przemysłu rolno-spożywczego.
Francja ma nadal największą produkcję rolną w Unii (17% ogółu) i dostaje największą sumę z dotacji WPR (Wspólna Polityka Rolna), 9 miliardów euro rocznie z sumy 58 miliardów. Ale do niedawna Francja była pierwszym eksporterem produktów rolnych, a teraz import tych produktów prawie się równał z poziomem eksportu. Francja importuje już 60% konsumpcji owoców, 50% kurcząt, 40% warzyw.
Dramatyczne życie rolnika francuskiego
To wszystko jest wynikiem upadku rolnictwa rodzinnego. Co tydzień, według danych oficjalnych, zamyka się między 200 a 250 eksploatacji rolnych. Kraj ma już tylko 500 000 farm, czyli połowę tego co było 15 lat temu. Tragicznie, co drugi dzień rolnik popełnia samobójstwo. W rzeczy samej życie rolników francuskich stało się nie do wytrzymania: pracują 70 godzin i więcej tygodniowo, łącznie z niedzielami; nie biorą urlopu, jedna trzecia z nich żyje w ubóstwie a większość zarabia mniej niż minimum socjalne, czyli kilkaset euro miesięcznie.
Muszą poza tym rolnicy francuscy borykać się z absurdalną ilością norm do respektowania. Jest to ponad 200 norm unijnych, plus circa 150 dodatkowych norm założonych przez państwo francuskie, które widocznie stara się być bardziej papieskie niż papież, czyli jeszcze bardziej neoliberalne niż UE! Aby wyegzekwować realizację tych norm, państwo wysyła do gospodarstw rolnych kilka razy w tygodniu inspektorów z różnych dziedzin. Rolnicy muszą też na własny koszt wzywać weterynarzy, aby moc udowodnić, że ich zwierzęta są hodowane w zgodzie z normami. Na domiar złego, w tej dziwnej sytuacji, gdzie władcy UE pretendują być „neoliberalni” ale traktują rolników jako niewolników, wysyła się drony, aby śledzić co się dzieje na tych farmach. Kto by wytrzymał w tych warunkach?
Część tych norm wynika z EZL (Europejski Zielony Lad). W większości mają cele ekologiczne, w teorii może nawet i słuszne, ale są- jak zwykle w UE- forsowane w trybie niemożliwym do zrealizowania a zwłaszcza implementowane abstrakcyjnie, bez uwzględnienia całokształtu sytuacji a zwłaszcza ludzkiego wymiaru zagadnienia. Program EZL przewiduje, iż do roku 2030 będą w rolnictwie zredukowane o 50% używania pestycydów i o 30% nawozów. Do tego roku 2030 25% farm ma być eksploatacjami bio. Każdy wie, że to wszystko jest absolutnie nie do zrealizowania. Tym bardziej, że nie ma żadnej pomocy, aby iść w tym kierunku. Rolnicy indywidualni bowiem nie mają nic przeciwko produkcji ekologicznej. Część z nich nawet ochoczo przekształcili gospodarstwa na rolnictwo ekologiczne. Ale w tej chwili ten trend kończy się we Francji fiaskiem a rolnicy wracają do produkcji tradycyjnej, bo nikt nie pomagał im przeżyć ekonomicznie z rolnictwem bio! Jak widać, biurokraci brukselscy, oderwani od życia, lansowali program nie dbając o aspekt ludzki zagadnienia i nie zapewniając ekonomicznych możliwości realizacji.
Ktoś by mógł powiedzieć, że UE jednak zadbała o losie rolników, tworząc WPR (Wspólna Polityka Rolna) z ogromnymi dotacjami dla rolników. Niestety WPR jest mocno niesprawiedliwie dzielona. W UE 20% rolników (tych bogatych, wielkoobszarowych) posiada 83% ziem i dostaje 81% dotacji z ramienia WPR! Czyli, dla tych 80% najbiedniejszych, w gospodarstwach rodzinnych, zostaje 19% dotacji! Co prawda akurat we Francji jest nieco inaczej, gdyż bogaci rolnicy dostają tylko 35% dotacji. Sytuacja jest jednak jeszcze gorsza, bo większość dotacji WPR nie idzie w ogóle do rolników, lecz do przemysłu rolno-spożywczego!
Rolnicy francuscy nazywają tych głównych beneficjentów władz francuskich jako grupa BASTA, czyli firm Bigard (mięso), Avril (oleje), Saveol (pomidory), Tereos (cukier) i Agrial (mleko). Ten sektor przemysłu rolno-spożywczego jest pierwszym przemysłem we Francji. Ma obroty 200 miliardów euro i zyski 10 miliardów euro rocznie. Tyn niemniej dostają nie tylko dotacje WPR (które powinny trafiać do rolników indywidualnych) ale również inne dotacje francuskie, na przykład od władz regionalnych. W dodatku grupa BASTA pomnożyła jeszcze w ostatnich dwóch lat swoje zyski, między innymi w związku z wojną na Ukrainie. Tani import z tego kraju do Francji wzrósł bowiem dynamicznie: kurczęta o 172% i buraków cukrowych o 400%! Skutki były oczywiście tragiczne dla rolników francuskich… podobnie jak i dla polskich.
Dominacja grupy BASTA jest tym większa, że ona stara się maksymalnie eksploatować rolników indywidualnych. Wymusza od nich śmiesznie niskie ceny skupu, kiedy z drugiej strony żąda od sieci supermarketów coraz większych cen zakupu produktów rolno-spożywczych (w ubiegłym tygodniu, w środku kryzysu domagali się kolejnej zwyżki 5%). W takiej sytuacji za litr mleka gospodarz francuski dostaje 0,40 euro (czyli poniżej kosztu produkcji - 0,50 euro). A ten litr jest później sprzedawany w supermarketach 1,20-1,50 euro! I tak jest z innymi produktami rolniczymi. Od rolnika do konsumenta cena produktu rolnego jest potrojona.
Najgorsze z dwóch światów: totalitaryzm na wewnątrz a liberalizm na zewnątrz Ale na tym nie koniec. Jeżeli UE zachowuje się wobec rolników w sposób totalitarny i despotyczny to jednak wraca do swoich tendencji liberalnych wobec krajów na zewnątrz Unii. UE podpisała już 42 umowy wolnego handlu z 74 krajami na pięciu kontynentach. W tym roku zaczęła obowiązywać umowa z Nową Zelandią. Miała być podpisana umowę Mercosur z Ameryką łacińską, ale z powodu protestu rolników, prezydent Macron poprosił panią von der Leyen, aby sprawa została nieco odłożona. Nie na długo zapewne. Te wszystkie umowy powodują, że trafia do krajów europejskich masa tanich produktów rolnych, co dobija rolnictwo rodzinne. (W istocie Mercosur ma jednak głownie za cel pozwolić Niemcom tanio importować metale potrzebne do upadającego przemysłu samochodowego).
Jest rzeczą tragikomiczną, że UE, która tak pozornie dba na wewnątrz o ekologie i implantuje nieprzemyślaną politykę w tej dziedzinie, która dusi rolników europejskich, pozwala teraz na bezgraniczny import produktów rolnych z krajów, w których te normy ekologiczne nie są respektowane (stad między innymi tańsze ceny)! W rolnictwie francuskim stosuje się (głównie w nawozach) n.p. 90mg/kg toksycznego kadmu, kiedy to w Nowej Zelandii jest 120mg/kg, w Japonii 148 czy w Kanadzie 889!
Aliści władze francuskie były świadome, że taka polityka zniszczenia rolnictwa indywidualnego może spowodować wybuch. Nie przypadkiem został wybrany w kwietniu 2023 na czele największego związku zawodowego rolników FNSEA pan Arnaud Rousseau. FNSEA głownie dba o wielkie, przemysłowe rolnictwie i o przemysł rolno-spożywczy. Ma od lat jak najlepsze stosunki z ministerstwem rolnictwa. Pan Rousseau zaś ma posiadłość 700 hektarów, jest na czele wielu firm przemysłowych a zwłaszcza jest dyrektorem międzynarodowego konsorcjum Avril (z obrotami 9 miliardów euro), czyli jednej z firm grupy BASTA, z którą walczą rolnicy! Kiedy wybuchł oddolny protest rolników francuskich, wspieranych przez autentyczne związki zawodowe jak „Koordynacja Rolnicza”, „Konfederacja Chłopska” czy „Ruch na Rzecz Gospodarstw Rodzinnych”, powstał popłoch. Potężna FNSEA zdołała jednak wynegocjować z rządem kilka ustępstw (na przykład na temat zawieszenia norm ekologicznych, co jest głównie na rękę rolnikom przemysłowym) i ruch protestacyjny został na razie powstrzymany.
Walka jednak trwa i trwać będzie, bo chodzi o przeżycie rolnictwa rodzinnego. Wiadomo jakie rozwiązania byłby w stanie uzdrowić sytuacje. Nie importować produktów, które nie respektują norm ekologicznych europejskich, skierować dotacje bardziej do rolników indywidualnych niż do rolników przemysłowych (z dużo większą stawką na hektar dla małych gospodarstwach niż dla ogromnych), udzielać dotacje, aby w obecnej fazie początkowej rolnictwo ekologiczne mogło się rozszerzyć, nie wspierać przemysłu rolno-spożywczego, który i tak uzyskuje wysokie profity. Więcej, należałoby zafiksować ceny minimalne poniżej których nie wolno kupić produktów od rolników a jednocześnie stawić ceny maksymalne zakupu przez supermarkety produktów przemysłu rolno-spożywczego. Słowem należy uchronić i rolnika i konsumenta.
PSL: z rolnikami czy z Brukselą?
Można wątpić, że UE pójdzie w tym kierunku. UE ma bowiem zaprogramowaną śmierć rolnictwa rodzinnego. Należy je zniszczyć ze względów ideologicznych. To rolnictwo jest uznawane- i chyba można z tym się godzić- za podporę tradycji, krajobrazu, wartości moralnych, rodzinnych i duchowych. Dla tych, którzy mają wizję świata materialistyczną i pozbawioną szacunku dla wartości, rolnictwo rodzinne jest do wyeliminowania, tak samo jak rodzina, wartości chrześcijańskie i patriotyzm. Jak mówiła francuski polityk Marion Maréchal: „dla Brukseli, rolnicy to przeszłość a migranci to przyszłość”.
W Polsce zaś sytuacja jest dodatkowo kuriozalna: współrządzi partia, PSL, która ongiś była partią rolników. Czy będzie ona dalej współrządzić z trojańskimi końmi Brukseli i wspierać politykę niszczenia rolnictwa rodzinnego czy też sobie przypomni, że ostatecznie jest partią Witosa i stanie u boku polskich rolników?
Kilka lat temu sympatyczna pani gospodarz na południu kraju pokazała mi swoje znakomite sery, wędliny, konfitury i tłumaczyła, że nie może już ich legalnie sprzedawać, bo nie spełniają norm europejskich. Ale zaraz, patrząc na mnie z uśmiechem dodała: „to nic, wie pan, uporaliśmy się z okupacją niemiecką, uporaliśmy się z komuną, poradzimy sobie i z Unią Europejską”. Chcę wierzyć, że miała rację, że skończymy z tą, obecną Unię, że będziemy w stanie budować prawdziwą Wspólną Europę, Europę Ojczyzn, Europę szacunku dla godności człowieka, Europę wartości. Albowiem czy wartość Europy to nie Europa wartości? Od nas tylko to zależy. Od rolników, z Francji, z Polski i z innych krajów. Ale też od wszystkich obywateli. I można pod tym względem cieszyć się, iż 82% ludności francuskiej, mimo niewygód związanych z protestami, wyraziła poparcie dla rolników. Nie wątpię, iż w Polsce jest i będzie tak samo.
PS: W odpowiedzi na zapytania sympatycznych ludzi, miło mi powiadomić, iż 31 stycznia dostałem od stosownego biura dokument stwierdzający, iż jestem odtąd Polakiem. Wielka radość! Wielki dzień w moim życiu! Zrobię wszystko, aby być godny miana Polaka. Tak mi dopomóż Bóg!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/683173-unia-europejska-chce-smierci-rolnictwa-rodzinnego