Przeczytałem podstawę programową z historii (szkoła podstawowa i ponadpodstawowa, wersja rozszerzona i podstawowa), wraz z proponowanymi skreśleniami, które w trybie zmian można było sobie przeczytać i zanalizować. Jak wielu innych przesłałem także swoje uwagi do MEN, zgodnie z wymogami jednak, czyli w tekście liczącym nie więcej niż 1800 znaków. Mam być może mylne wrażenie, ale podejrzewam, że tak moje jak i tysiące innych protestów trafią do śmieci. Proponowane zmiany nie są bowiem tylko odchudzającymi podstawę programową, ale celnie za sprawą ich twórców eliminują ważne wątki z naszej przeszłości.
Należy jednak najpierw jeszcze raz wytłumaczyć istotę podstawy programowej. To prawda, zarówno autorzy podręczników jak i nauczyciele będą mogli (nawet musieli) poszerzyć narrację o przeszłości by sprostać zadaniom wynikającym z roli pedagoga i wychowawcy. Sęk w tym, że to poszerzenie nie musi iść w kierunkach celowo zaniedbanych i wyeliminowanych z podstawy. Co więcej, także uczeń nie musi zatem wiedzieć więcej, by skończyć szkołę ponadpodstawową i zdać maturę, a co gorsze dostać się na studia i stać się, nie daj Bóg, nauczycielem kolejnych pokoleń dzieci i młodzieży. Podstawa programowa dla szkół podstawowych już we wstępie (dla ponadpodstawowych szkół nie ma wstępu ideowego w ogóle), bardzo ogólnym i przymiotnikowym, oddala ucznia od takich celów wychowania jak budowanie tożsamości narodowej, jak wartości chrześcijańskie i znaczenie Kościoła (czy religii w życiu człowieka), nie ma też mowy o patriotyzmie. Unika się także – na rzecz tolerancji, i takich tam ogólników ze współczesnej nowomowy – jakichkolwiek skojarzeń z polskością Kresów Wschodnich, czy terenów zabranych przez Rosję w wyniku kolejnych trzech rozbiorów oraz Galicji Wschodniej. Te wstępne uderzenia w tożsamość polską mają swoje dalsze konsekwencje. Jeśli chodzi o Kresy, ma się wrażenie , że autorzy podstawy uznali antypolską argumentację Daniela Bauvois i innych, dowodzących, że polskość tam zakwitła z racji kolonizacji (a więc przymusu, a nie wyboru) tych terenów przez Koronę.
Autorzy podstawy chcieli zatem rozstać się z podejrzeniami (nie wiadomo skąd płynącymi) o rzekomy ekspansjonizm, imperializm czy faktyczny dorobek kultury polskiej obejmujący obszar dzisiejszych państw odgradzających nas od Rosji. To widać szczególnie, gdy mowa o wschodnich terenach I Rzeczypospolitej; unika się odniesień do przenoszenia polskości na obszar WKL i Rusi (nie ma oczywiście takich postaci jak św. Andrzej Bobola), nie ma pojęcia Kresy, ani wkładu polskiej kultury na tamtych ziemiach (choćby ważnych miejsc kultu, czy też dworów, pałaców i kościołów). Oczywiście nie ma także w podstawie miejsca na rolę ziemiaństwa (to dotyczy obszaru całej Rzeczpospolitej, szczególnie w wielu XIX i XX do 1945 r.), ani spisków czy powstań i wywózek na Syberię, obejmujących w XIX Ziemie Zabrane (tego terminu, ani terminu Kresy, też nie ma).
Rola Kościoła katolickiego
Szczególnie groźnie brzmi brak w podstawie – także ponadpodstawowej – jakichkolwiek informacji o pozytywnej roli Kościoła katolickiego (począwszy choćby od sporu bp Stanisława z królem, czy rozbicia dzielnicowego; nie ma np. prymasa – interrexa; nie ma zresztą opisu ustroju I RP), szczególnie istotnej w XIX wieku gdyśmy bez państwa utrzymali wspólnotę narodową właśnie dzięki katolicyzmowi. Nie ma zatem nakazu w podstawie, by uczeń wiedział cokolwiek o tożsamości nowoczesnego narodu kształtującego swój patriotyzm bez państwa. Jedynie w PRL, nagle pojawia się tytuł dotyczący roli Kościoła, w kontekście całego okresu powojennego (1945 – 1989). I rzeczywiście, dopiero wtedy pojawiają się konkretne dwa nazwiska, o których wiedzą (na szczęście) wszyscy Polacy: Kardynał Stefan Wyszyński i papież Jan Paweł II. Czego jednak bronił Prymas Tysiąclecia, co próbował ocalić w konfrontacji z burzycielami tradycji polskich, na rzecz tworzenia „nowego człowieka” ? – tego się uczeń dowiedzieć nie może. Autorzy zresztą unikają jak ognia wartościowania, a zatem wskazywania jakie są normy, bez których szkoła polska nie może istnieć, staje się obcą. W przypadku tworzenia się Polski Ludowej nie ma terminów: opozycja legalna i podziemie niepodległościowe– nie ma też pojęcia Żołnierzy Wyklętych, czy Niezłomnych.
Nauczyciel może np. o stosunkach polsko-ukraińskich nauczać, że powodem zaognienia relacji w czasie wojny (nie ma bowiem terminu ludobójstwa) była jedynie zła polityka II RP wobec mniejszości ukraińskiej. W podstawie autorzy eliminują praktycznie większość nazwisk, i znowu widać w tym cel. Zostaje ich kilka np. z żyjących w XVIII w. (szczególnie to dotyczy II połowy) uczeń ma obowiązek znać tylko króla Stanisława Augusta i Kościuszkę, nie ma miejsca dla Stanisława Leszczyńskiego, księży Stanisława Konarskiego, czy Stanisława Staszica, Hugo Kołłątaja. Nie ma też poza Władysławem Andersem generałów XX wieku – ani Hallerów, ani Kopańskiego, czy Jordana – Rozwadowskiego, itd. Oczywiście nie ma miejsca na takie instytucje jak Komitet Narodowy Polski w Paryżu, czyli także podstawa nie mówi o udziale delegacji polskiej (zjednoczonego państwa) w kongresie wersalskim. A był to jedyny pokój w ostatnich ponad 200 latach, kiedy to współtworzyliśmy porządek Europy i świata, występując w roli zwycięskiego państwa (dodatkowo, dopiero powstającego po 123 latach nieobecności). I uczeń ma nie wiedzieć o takich sukcesach! Najdotkliwszy w skutkach jest brak nazwisk obejmujących kategorię błogosławionych i świętych Kościoła katolickiego, w tym głównie męczenników. Tożsamość polska, tak jednoznacznie doświadczona skutkami obecności na ziemiach polskich dwóch ludobójczych totalitaryzmów państwowych (plus ukraińskiego), ma w zamyśle autorów podstawy zagubić traumę wielopokoleniową. Jaki jest tego cel? Można jedynie domyśleć się, że jest to warunek by stać się prawdziwym Europejczykiem, postępowym, człowiekiem jedynie horyzontalnie patrzącym na obszar i kulturę. Dotyczy to dziwnym trafem głównie relacji polsko-niemieckich. W podstawie zniknęło ludobójstwo, nie ma Westerplatte, ale i nie ma Piaśnicy. KL Auschwitz zapewne jest głównie ze względu na Zagładę, choć jednak nie zdecydowano się na wykreślnie rtm Pileckiego. Jeszcze nie ten etap edukacji! – chciałoby się powiedzieć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/683102-czego-maly-polak-ma-nie-wiedziec