Chyba już wszyscy się zorientowali, że Donald Tusk zastosował nowatorskie kryterium powoływania ministrów. Objęli resorty realizujące zadania, o których nie mają zielonego pojęcia. A jeśli niektórzy mają jakieś pojęcie, to wyznaczono im role przeciwne do tego, co powinni robić. Albo sami je wyznaczyli. W efekcie to, co robią jest albo bez sensu, albo bardzo szkodliwe. Tak jest przede wszystkim z samym premierem Donaldem Tuskiem czy z jego ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem. Dodatkowo oni czerpią perwersyjną przyjemność z tego, co robią, szczególnie wtedy, gdy szkodzą. Czasem ma to wręcz posmak sadyzmu, wskazującego co najmniej na socjopatię, a wręcz na to drugie.
Donald Tusk, zapewne ze swoim ministrem spraw wewnętrznych Marcinem Kierwińskim, postanowili na przykład uznać za część „infrastruktury krytycznej” przejścia graniczne i drogi dojazdowe do nich, co w oczywisty sposób kojarzy się z militaryzacją zakładów pracy w czasie stanu wojennego. To narzędzie stanu wojennego przeciwko protestującym rolnikom. Ponad 40 lat temu militaryzacja służyła możliwości zastosowania przepisów, jakie stosuje się na wojnie, czyli szerokiego represjonowania i zaostrzonych kar. A przy okazji władza mogła zademonstrować swoją łaskawość wobec niektórych, darując im kary, często pod warunkiem kompletnego zeszmacenia się.
W działaniach ekipy Tuska widać wyraźną fascynację „skutecznością” Jaruzelskiego i Kiszczaka, choćby obecni władcy bardzo się od tego odżegnywali. I widać fascynację „Goebbelsem stanu wojennego”, czyli Jerzym Urbanem, gdy chodzi o sadystyczną propagandę, zwaną szyderczo polityką informacyjną. Nie jest przypadkiem, że Tusk nie powołał swego rzecznika prasowego, bo sam najlepiej się czuje w roli Urbana. I ma od niego więcej narzędzi, m.in. media społecznościowe, w których jego komunikaty są wyjątkowo „zaurbanione”. To nie zaskakuje, bowiem od czasu powołania pierwszego rządu Tuska Urban był jego wielkim apologetą i wiernym wyborcą.
Wyjątkowo perwersyjnym, a wręcz sadystycznym posunięciem Donalda Tuska było powierzenie tek ministrów kultury i edukacji Bartłomiejowi Sienkiewiczowi oraz Barbarze Nowackiej. Nie jest oczywiście tak, że oni sami wyznaczyli sobie barbarzyńskie cele polityki kulturalnej i edukacyjnej. Oni po prostu wpisali się w potrzebę Tuska, żeby te resorty objął ktoś bliski mentalności barbarzyńcy i troglodyty. Dlatego ich rządy w obu resortach polegają na demolowaniu wszystkiego, co się nawinie.
Nawet w czasach komunistycznych nie było na czele resortów kultury i edukacji osób tak bezwzględnych, niekompetentnych i niedouczonych jak Nowacka i Sienkiewicz. Wygląda to tak, jakby Tusk chciał powiedzieć Polakom, że może uczynić ministrem wyjątkowego ignoranta i nieuka, a potem czerpać satysfakcję z tego, co oni demolują i jak negatywnie jest to oceniane. To stosunek do kultury i edukacji znany z totalitarnych reżimów, przede wszystkim z chińskiej „rewolucji kulturalnej”, ale też z wcześniejszych wersji sowieckiej i niemieckiej. Cechuje go absolutna pogarda dla tradycji oraz anulowanie wcześniejszego korpusu wiedzy. Idealnym podmiotem tych reżimów był tchórzliwy nieuk albo brutalny troglodyta.
Co najbardziej zdumiewające, to samozadowolenie niszczycieli polskiej kultury i edukacji, a wręcz przekonanie, że realizują jakąś historyczną misję. To ma zresztą swoją drugą stronę, bo tylko barbarzyńca może uznawać likwidację tradycji, standardów i korpusu wiedzy za osiągnięcie i z wielką żarliwością bronić tego, co każdemu jako tako wyedukowanemu człowiekowi rzuca się w oczy jako kompletne nieuctwo, kulturową pustynię i skrajną nieodpowiedzialność. Nominaci Tuska są z tego dumni i nie mają nawet cienia wstydu czy poczucia obciachu.
Perwersyjne jest to, że barbarzyńcy demolujący polską kulturę i edukację pochodzą z inteligenckich domów, ich przodkowie to m.in. pisarz, noblista Henryk Sienkiewicz czy prezes Polskiej Akademii Nauk Witold Nowacki. Jak widać, jabłko może bardzo daleko padać od jabłoni. Może zresztą sławni przodkowie są doskonałym alibi dla nieskrywanego i sprawiającego przyjemność troglodytyzmu potomków.
Najśmieszniejsze w całej konstrukcji rządu Donalda Tuska jest to, że tworzące go środowiska oraz ich delegaci uważają się za elitę polskiego społeczeństwa, są przekonane o swojej wyjątkowości. A to tylko zlepek kompleksów, skrywanych niedostatków intelektualnych i kulturowych, żenujących pretensji w stylu pensjonarek. To wybuchowe połączenie, bowiem chcąc to wszystko przykryć działają niczym lawina, i to nie śnieżna, a złożona z kamieni. A lawina jest skuteczna, choć kompletnie bezmyślna. Chociaż to może być tylko pozór i cała ta demolka jest świadomym działaniem, choć wskazani do tej roboty barbarzyńcy nie muszą być wcale tego świadomi. A może jest nawet lepiej, gdy nie są świadomi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/682805-fascynacja-skutecznoscia-jaruzelskiego-w-ekipie-tuska