Anonimowy aktywista PO dotarł do przedszkolanki, która opiekowała się Tobiaszem Bocheńskim, kandydatem PiS na prezydenta Warszawy w przedszkolu (czy rodzice posyłali go do przedszkola, jest rzeczą absolutnie nieważną, bo jeśli nie, to teoretycznie tak mogło być), która wyznała, jakie problemy wychowawcze nastręczał już jako kilkuletnie dziecko: „Nie chciał jeść zupy mlecznej na śniadanie, a jeśli już wmusiłam w niego choć łyżkę, to pluł tą zupą na mnie” wspominała oburzona. Nie miał także szacunku dla kobiet, bo „ciągnął za warkocze Zosię ze Starszaków i śmiał się złośliwie, kiedy go upominałam i tłumaczyłam, że należy szanować dziewczynki, bo z nich wyrosną kobiety, przyszłe żony i matki”. Wyznania przedszkolanki skwapliwie opublikował jeden z portali, a oburzeni internauci wyrażali swoje zdziwienie, jak ktoś taki może być kandydatem na stanowisko prezydenta naszej ukochanej stolicy.
Oczywiście nic takiego jeszcze nie miało miejsca, ale w potoku hejtu, jaki już zaczyna wylewać się na kandydata, podobne enuncjacje są wielce prawdopodobne.
Już tego samego dnia, kilka godzin po ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskiego tej kandydatury pewien aktywista PO z Łodzi, który kiedyś uczył Bocheńskiego w liceum, postanowił ujawnić głęboko skrywaną tajemnicę, iż „ w liceum (Bocheński – p. AJ) okazywał daleko idącą niechęć do nauki języka niemieckiego, wypływającą, jak się wydawało, z przesłanek ideologicznych. I z niemieckiego zrezygnował, przeniósł się na francuski. Ta fobia jest w nim bardzo silna”. Tak przy okazji – tropiciel antyniemieckich fobii mógłby przy okazji potępić Andrzeja Rosiewicza, który śpiewa: Lecz jak czułbyś się w tym domu czystym oczywistym, gdyby w kuchni ktoś przy dziecku mówił po niemiecku”.
Znawca fobii u innych ma, podejrzewam, swoją głęboko ukrytą, związaną z tym, iż jak to mówi młodzież, został „wyrolowany” przez swoją matkę-partię w ostatnich wyborach i dostał na liście miejsce niebiorące. Zamiast z pokorą przyjąć, że większy posag polityczny wnosi córka łódzkiego dewelopera, debiutująca w polityce i cicho siedzieć, ośmielił się publicznie podnieść rękę na partię-karmicielkę i oświadczył:
Czuję się tak bezczelnie wyd…ny. To określenie kolokwialne, nie przystające do profesora, ale jednak liczyłbym na to, że ktoś dotrzymuje słowa.
W efekcie został z listy w ogóle wyrzucony i nie mógł nawet udowodnić, iż tak wybitna jednostka jak on jest w stanie wygrać wybory z miejsca niebiorącego, co w historii polskiego parlamentaryzmu po 1989 roku się zdarzało. Do następnych wyborów ma szanse swoją nadgorliwością wymazać z pamięci partyjnych bossów tę wpadkę i zasłużyć na lepsze miejsce.
Tobiasz Bocheński jest na początku swojej kampanijnej drogi i zapewne doskonale wie, z jakim tsunami hejtu się spotka. To będzie tylko świadczyło o tym, że jest bardzo groźnym konkurentem dla obecnego lokatora Ratusza, który zapewne będzie się starał o reelekcje. Jaką taktykę przyjmie – czy dać się zatopić tej fali, podejmując walkę z tym mini-przemysłem pogardy, czy po prostu konsekwentnie przekonywać mieszkańców Warszawy, iż ma jej do zaoferowania coś, czego Trzaskowski przez całą kadencje nie był w stanie przeprowadzić. I czy klasa, dobre wychowanie i brak agresji to są jeszcze cechy, które w dzisiejszej polityce mają jakiekolwiek znaczenie oraz czy etyka i poczucie godności są jeszcze w cenie. Bo jak napisał prof. Kamil Zaradkiewicz na platformie X:
Od niemal 30 lat uczę studentów, wśród nich także obecnie znane osoby publiczne. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy opowiadać o tym, jak oceniałem ich w trakcie zajęć, czy byli zdolni itp. To po prostu zachowanie nieetyczne i niegodne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/680686-bochenski-plul-zupa-na-opiekunki-sensacyjne-doniesienia