Donaldowi Tuskowi udała się nie lada sztuka – wyhodował Polaka nienawidzącego przeciwników politycznych (w tym przypadku obóz niepodległościowy) bardziej niż negatywnymi uczuciami darzeni byli komuniści po 1989 r. Owoc hodowli jest nawet gotów poprzeć każde bezprawie, byle tylko uderzyło ono w obiekt nienawiści. A to przecież dopiero początek ich rządów, w czasie których każdego dnia przesuwane są granice hejtu i gwałcenia porządku prawnego.
Na bezprecedensowość tych postaw społecznych zwrócił uwagę publicysta Piotr Gursztyn w swoim wczorajszym wpisie na X:
Brakuje głębszej analizy przyczyn relatywnie wysokiego poparcia dla brutalności działań rządu PDT. A szczególnie entuzjastycznego wyrażania sadystycznych uczuć wobec przeciwników politycznych. Mimo wszystko to zjawisko nowe w Polsce, bo nie było czegoś takiego np. wobec komunistów po 1989.
Po szersze – i niezwykle ciekawe – uzasadnienie odsyłam do uzupełniających tweetów Piotra, a zacytuję jeszcze jedynie konkluzję:
Dzisiejsze sadystyczne kibicowanie „rozliczaniu” PiS można porównać do dawnego poskramiania „chamów zbuntowanych”. Liberalizm w Polsce jest postawą czysto imitacyjną, więc po lekkim poskrobaniu wychodzi prawdziwe oblicze warstw uprzywilejowanych, egoistycznych jeśli chodzi o władzę i pieniądze, które mają zwyczaj wciągania drabiny, tak aby warstwy „plebejskie” pozostały tam, gdzie są i nie próbowały czuć się równe, tym którzy „z natury” zostali stworzeni do dominacji.
Uczciwy „z natury” jest np. Adam Bodnar. Oczywiście według Donalda Tuska, dla którego to przekonanie wyklucza nawet samo pomyślenie, iż minister sprawiedliwości mógłby dopuścić się jakichś działań nielegalnych.
Zoll: depczcie konstytucję!
„Z natury” do dominacji i uznania został stworzony np. prof. Andrzej Zoll, który postanowił wziąć udział w konkursie autokompromitacji. W wywiadzie dla „Wprost” stwierdził, że działania Bodnara są konstytucyjnie uzasadnione:
Cieszę się, że minister się za to zabrał i znalazł podstawę prawną do usunięcia w stan spoczynku prokuratora Dariusza Barskiego. To ważny krok do przodu. Owszem, mamy pewien bunt ze strony jego zwolenników, ale to są głównie osoby powołane za czasów Ziobry. Nimi bym się nie przejmował, bo 6 tys. prokuratorów podpisało apel do Adama Bodnara o kontynuowanie zmian.
Hm… Nie sześć tysięcy prokuratorów, lecz 6 tys. internautów, wśród których znaleźli się – jak zauważył mec. Bartosz Lewandowski – takie autorytety jak „Adolf Hitler”, „Klub Miłośników Miziania Bodnara” czy „Zaginiona Podstawa Prawna Adama Bodnara” (to ich podpisy pod apelem).
To akurat nawet komiczne. Lecz następne zdanie jest już po prostu groźne:
Wprowadzając praworządność, nowa władza nie może iść drogą ustawodawczą.
Tego jeszcze nie grali, by były prezes Trybunału Konstytucyjnego wprost nawoływał władzę do nieprzestrzegania konstytucji!
Jak tak dalej pójdzie, to słowo autorytet w naszym kraju będzie kojarzone wyłącznie z autorytaryzmem.
Jad Kurskiego
W tej sytuacji nie ma więc co się dziwić postawie niedawnego redaktora naczelnego dziennika aspirującego do miana najważniejszego w kraju. Jarosław Kurski napisał w gazecie Michnika o prezydencie Andrzeju Dudzie wyjątkowo pogardliwy tekst.
Pana formacja to przeszłość i pan sam to przeszłość.
(…) on sam jest jedynie ostańcem, reliktem, który niebawem zniknie bezpowrotnie z politycznej mapy Polski.
Jest więc Duda jak kłoda w rzece, jak zablokowany pas ruchu. Może przeszkadzać, mącić i blokować, ale biegu rzeki nie zablokuje, kierunku przepływu nie odwróci.
To samo trzeba powiedzieć o Dudzie: jego już nie ma.
To tylko parę cytatów. Są też groźby:
Prezydentowi z PiS pozostało piętnaście miesięcy. Może je dalej marnować albo może zawalczyć o swoją przyszłość. Nie chodzi o żaden bonus. Chodzi o okoliczności łagodzące, które wpłyną na łagodniejszy wymiar grożącej mu kary za trzynaście deliktów konstytucyjnych, których się dopuścił. Pośród wszystkich prezydentów III RP tylko Duda ma tu kartę zaszarganą. Takie złamanie prawa nie może pozostać bezkarne.
Oj, marzy się Kurskiemu zasiąść w takim sądzie ludowym, który skaże głowę państwa, odartą z majestatu RP i wystawi na widok publiczny, dla powszechnego splunięcia. Ugrzązł w środowisku ideowo zakochanym w KPP, wtopił się w nie, już z niego nie wylezie i będzie dalej wciągał weń innych.
Ash mówi Himmlerem
Jego paszkwil na głowę państwa sąsiaduje na stronach biuletynu z Czerskiej z tekstem Timothy’ego Gartona Asha, dyżurnego w tej redakcji wychowawcy Polaczków, który z pozycji mądrej zagranicznej głowy ma nam narzucać prawidłowe postawy. Prawidłowe dla lewackiego światka zwanego dla niepoznaki demokracją liberalną – którego Ash jest ważnym ambasadorem.
Ten brytyjski historyk ma europejskie obozy konserwatywne na celowniku od dawna. W kwietniu 2020 r. pisał w „Gazecie Wyborczej” (regularnie publikuje ona jego teksty): „Demokracja umiera pogrążona w mroku. Nad jedną z najsłabszych demokracji Unii Europejskiej, Polskę, nadciąga noc, której forpocztą jest zamiana mediów publicznych w tubę propagandową rządzącej partii i dławienie niezależnych mediów prywatnych”. Pół roku później w tekście przestrzegającym przed „pełzającą normalizacją skrajnej prawicy” włoską premier Giorgię Meloni nazywał „postneofaszystką”. Mówił, że „zarówno rządy PiS w Polsce, jak i rządy Viktora Orbana na Węgrzech są zagrożeniem dla wartości europejskich i demokracji pluralistyczno-liberalnej”. W 2020 r. przestrzegał: „Jeżeli Duda zostanie wybrany ponownie, PiS będzie miał całe trzy lata, żeby zrobić z polską demokracją to, co Viktor Orbán zdążył już zrobić z węgierską, czyli ją wykastrować”.
I w jego przypadku można by pomyśleć, że źródłosłowu autorytetu trzeba by szukać w autorytaryzmie.
Ash pisze w „Wyborczej”, że „trwa proces sprzątania po PiS-ie w Polsce”, który powinni uważnie obserwować Amerykanie:
Być może czeka ich to samo po zakończeniu niewykluczonej drugiej kadencji Trumpa.
To kolejny dowód na to, że bezprawie wdrażane przez Tuska rzeczywiście jest testem nie tylko dla innych państw europejskich, które chciałyby na dobre rozprawić się z siłami prawicowymi, ale wręcz dla całego świata. Cel jest tak szczytny, że nie ma się co oburzać, iż sprzątaczki inspirują się propagandą III Rzeszy.
W maju 2022 r. Donald Tusk zapowiadał w Lublinie:
Dajcie mi po wyborach 400 dni i zrobię porządek żelazną miotłą.
Po to samo sformułowanie sięga i Timothy Garton Ash:
Sądy – część z udziałem wadliwie mianowanych przez PiS, jawnie partyjnych sędziów – przeczą wzajemnie swoim wyrokom. Chwilami przypomina to stan, który bolszewicki rewolucjonista Lew Trocki nazywał „dwuwładzą”. Fruwają coraz mocniejsze wyzwiska, ale nowy koalicyjny rząd Donalda Tuska – w latach 2007-14 premiera Polski, a potem przewodniczącego Rady Europejskiej – kontynuuje czyszczenie bastionów PiS-owskiego państwa „żelazną miotłą”.
W Polsce nie ma żadnej dwuwładzy. Władza jest jedna, dokładnie określona w konstytucji i ustawach, lecz w pewnych obszarach próbują po nią sięgać uzurpatorzy. Nie ma też żadnego dualizmu prawnego. Jedno jest prawo, którego część „elit” nagle postanowiła nie uznawać.
Ash uprawia tu propagandę, z która rzekomo chce walczyć. A najgorsze, że na jej potrzeby sięga po cytat z Heinricha Himmlera, który tak rozkazywał mordowanie Żydów:
Nawet najmniejsze dziecko w kołysce należy zdeptać jak jadowitą gadzinę. Niech każdy z was pamięta o przysiędze, którą składał i niech wykonuje rozkazy, jakiekolwiek by one były. Żyjemy w epoce żelaza, w której porządki trzeba robić żelazną miotłą.
Od historyka Tuska z oczywistych powodów wymagamy jednak nieco mniej niż od historyka Asha. Ten ostatni, specjalizujący się w XX-wiecznych totalitaryzmach powinien jednak zastanowić się, gdzie szuka inspiracji dla popierania autorytaryzmów w XXI wieku.
Przy okazji panu historykowi wymsknęło się takie zdanie:
„Publiczną” TVP, która przez osiem lat chlustała najnikczemniejszą, zakłamaną i obelżywą, prorządową propagandą, przejął nowy rząd.
I teraz jest już ona obiektywna. Wie, bo sam oglądał. Jakie to proste – wystarczy odpowiedni polityk nadzorujący telewizję, by natychmiast stała się ona wzorcem dla świata.
I jeszcze jeden cytat z Asha, który stawia go w jednym szeregu ze starszym z Kurskich:
Fatalnie radzi sobie też w kryzysie prezydent Duda – słaby, próżny, podatny na wpływy, zwykle ostatecznie robi to, co każe Kaczyński. Promotor jego doktoratu na wydziale prawa nazwał Dudę „chwiejnym”. Według powszechnie szanowanego pierwszego w III RP prezesa Sądu Najwyższego Adama Strzembosza prezydent, który wzywa rozpaczliwie UE, by powstrzymała rzekome łamanie konstytucji przez polski rząd, sam naruszył ją co najmniej trzynaście razy. Zamiast odegrać w trudnej politycznej transformacji istotną rolę neutralnej głowy państwa, wybrał radykalną stronniczość, oferując skazanym przestępcom schronienie w prezydenckim pałacu i bredząc bez ładu i składu.
Pogardliwa dezynwoltura Asha nie jest w stanie dotknąć Prezydenta RP. Wystawia jedynie fatalne świadectwo samemu historykowi.
Polska demokracja do 13 grudnia miała się świetnie. A radziłaby sobie jeszcze lepiej, gdyby nie próbowali się weń wtrącać rozmaitej maści zatroskani doradcy z zagranicy. Timothy Garton Ash jest tu niestety przykładem idealnym.
Zasiada bowiem w radzie organizacji pod nazwą Action For Democracy (Akcja Dla Demokracji), która kilka miesięcy przed polskimi wyborami sypnęła groszem (a konkretnie milionami dolarów) dla polskich lewicowych organizacji pozarządowych (Strajk Kobiet, Krytyka Polityczna czy KOD) celem „obrony demokracji”.
Opisaliśmy tę operację szczegółowo we wrześniu.
W swoich materiałach Polskę nazywali nawet „polem bitwy”. Drugim, bo pierwsze podejście do obalenia demokratycznych władz za pomocą nacisków i pieniędzy zewnętrznych zrobili na Węgrzech – bez sukcesu. Nad Wisłą im się udało.
Efekt? Politycy, których pomogli wynieść do władzy, upajają się nią i poczuwają do roli demiurgów. Nawet człowiek, który z zawodu jest zderzakiem (choć trzeba przyznać, że ładnie pomalowanym), odnalazł w sobie moc i kompetencje całego Trybunału Konstytucyjnego. Jan Grabiec zapytany w Onecie, czy rząd może nie drukować orzeczeń Trybunału, odpowiedział:
Jeśli jakieś decyzje państwa zasiadających w TK będą łamały porządek prawny, będą głupie, to trudno by władze odpowiadały za współudział w nielegalnych działaniach i respektowały te decyzje.
Jakie to proste – jest głupi Trybunał i mądry Grabiec. Może pójść dalej? Sąd Najwyższy niech zastąpi pani Jachira, Trybunał Stanu – np. pan Kołodziejczak. Po co nam jakieś głupie instytucje? Po co nam jakiekolwiek instytucje, konstytucja i ustawy?
Mamy przecież Grabców, Zollów, autorytarne autorytety z zagranicy, zielone światło od Webera, Scholza i von der Leyen, opinie prawne dla Sienkiewicza, które nie zostały utrwalone i opinie kolegów Bodnara (warte tyle samo, co te Sienkiewiczowskie). Mamy prawo takie, jak je rozumie Tusk i możemy spuścić w toalecie wszystko, co polska demokracja zbudowała przez ponad trzy dekady.
Lecz wiedzcie, totalsi, że de facto próbujecie w tej toalecie spuścić Polskę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/680531-timothy-garton-ash-cytuje-himmlera-by-usprawiedliwic-tuska