Obrazy wielkich protestów we Francji, Niemczech, Belgii, widok spowitej w dymach Brukseli, siedziby Parlamentu Europejskiego bronionej przez po zęby uzbrojoną policję nie powinny budzić strachu, tylko optymizm, nadzieję. To sygnały, że Europejczycy jeszcze walczą o swój kontynent, o swe wolności, o prawo do życia zgodnie ze swą kulturą, obyczajami, tożsamością.
Nie ma szans, by ci, którzy dziś w swych gabinetach i na salonach Brukseli, Paryża, Berlina i w jego warszawskiej przybudówce życie Europejczyków układają, rozumieli, że ich poczynania prowadzą kontynent ku katastrofie. Lewica - ta stara bolszewicka i ta nowa, eko LGBTUE coś tam, która teraz Europą włada - zawsze miała w pogardzie lud, jego obawy i troski. Argumenty, perswazja, nawet dowody nie mają znaczenia. Zaczyna się liczyć siła. Jeszcze niedawno był nią głos wyborczy, ale teraz, w czasach powszechnej cenzury, terroru sądów i urzędów i on ma coraz mniejsze znaczenie. Pozostaje ulica i zagranica. Ta ostatnia, rozumiana tym razem nie jako kierunek donosicielstwa i wiernopoddańczych hołdów, ale jako paneuropejska solidarność.
Europę być może czeka bardzo gorąca wiosna i niech tak się stanie, bo zmierza ona ku katastrofie i tylko gwałtowne wydarzenia mogą ją z tego toru zawrócić. Czas na punkt zwrotny, moment przesilenia. To powinno być coś znacznie potężniejszego, niż wszystko z czym do tej pory mieli do czynienia władcy Europy. Dopiero jak zaczną uciekać przez okna, podsadzani przez swych ochroniarzy, to może się coś zmieni.
Przyjrzyjmy się Unii. Od ponad półtorej dekady nie było ani jednego roku spokoju, w którym nie dochodziłoby do zamachów, wielkich protestów społecznych, kryzysów gospodarczych wpędzających dziesiątki milionów ludzi w biedę. Od 2007 roku Europa jak pijany kroczy od klęski do klęski. Kto oczom nie wierzy i tego, co dzieje się z Europą, jej kulturą i gospodarką, nie widzi, kto słowom opisów nie wierzy, niech sobie zajrzy do roczników statystycznych - nawet europejskiego Eurostatu, danych instytucji finansowych, jak Bank Światowy.
Jeszcze w 2008 roku gospodarka Unii była większa niż Stanów Zjednoczonych, choć i wtedy było już wiadomo, że realizacja Agendy Lizbońskiej to mrzonki, rojenia są. W 2000 roku eurokraci zaplanowali, że w 2010 r. PKB w Unii na głowę będzie wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Pocieszne.
W 2008. PKB Unii wynosiło 16,3 biliona dolarów, a Stanów Zjednoczonych 14,8. W 2022 roku PKB Wspólnoty to 16,6 biliona - ledwie 300 miliardów więcej niż w 2008. To mniej niż wzrost polskiego PKB w tym czasie. Zaś gospodarka amerykańska urosła do 25,5 biliona. PKB Francji skurczyło się o 5 proc., Hiszpanii o 14 proc., Włoch o 17 proc. Niemcy urosły o 8,5 proc., ale już w 2023 weszły w pogłębiająca się recesję. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że w najbliższych latach będą najgorzej rozwijającą się gospodarką krajów G7. „The Economist” nazywa Niemcy chorym człowiekiem Europy. Gospodarczy silnik Unii właśnie się zaciera.
Nie mamy do czynienia z chwilową koniunkturą, incydentalnymi kryzysami, a ze stałą tendencją. Europa się zwija. Jakich dowodów jeszcze trzeba, by stwierdzić, że Unia nie działa? Eurostat podaje, że 8,3 proc. mieszkańców Wspólnoty nie stać, by co drugi dzień porządny posiłek zjeść. Niemieckie Federalne Biuro Statystyczne ogłosiło, że 21 proc. Niemców - 17,3 mln osób - zagrożonych jest ubóstwem, lub wykluczaniem społecznym. Niezależnie jak ocenimy kryteria biedy, czy wykluczenia, to dane te są porażające, bo dotyczą najpotężniejszego kraju Unii.
Kryzys gospodarczy, finansowy trwa o 2008 roku i należy uznać, że jest to już stan permanentny - permakryzys, jak określa to Centrum Polityki Europejskiej.
Stan trwałego kryzysu nie będzie wyjątkiem, lecz środowiskiem, w którym Europa będzie musiała nadal funkcjonować w dającej się przewidzieć przyszłości
— pisze w swej analizie organizacja ekspercka, której szefują byli unijni komisarze, z szefem Komisji Jean-Claudem Junckerem i byłym przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem van Rumpoyem na czele.
Jeżeli tacy euroentuzjaści, wręcz eurofanatycy, mają takie opinie, to znaczy, że jest bardzo źle i żadne gładkie słówka obecnych władców Unii tego nie przykryją. Na nic propaganda mediów które w sojuszu tronu i mikrofonu z brukselską kastą, z namiestnikami unijnych prowincji żyją.
Ostatnie dziesięciolecia pokazały, że UE i jej mechanizmy decyzyjne nie są przygotowane na epokę permakryzysu
— pisze Centrum. Intencja jest jasna - chodzi o wsparcie dla zmian w unijnych traktatach, o centralizację władzy w Brukseli, ale też diagnoza jest jednoznaczna.
Jakiekolwiek dziedzinie publicznej - czy politycznej, gospodarczej, społecznej się nie przyjrzymy, to mamy w Unii katastrofę. Od 2008 roku gospodarczą i finansową - poziom zadłużenia wywala zawory bezpieczeństwa. A tak naprawdę dopiero teraz, kiedy EBC podniósł stopy procentowe na niespotykane wcześniej dla euro poziomy, zacznie się zabawa z obsługą kosztów długu.
Od 2015 oku, kiedy to Merkel ściągnęła do Europy miliony przybyszy - ta kobieta powinna przed trybunałami stanąć - kontynent pogrążony jest w kryzysie imigracyjnym, społecznym i kulturowym. Nie chodzi tylko o koszty utrzymania milionów nielegalnych imigrantów, o wzrost przestępczości, ale o zagładę europejskiej cywilizacji.
Całe połacie Europy są jak eksterytorialne enklawy Afryki czy Bliskiego Wschodu. Północne dzielnice Paryża - Saint Denis gdzie w Bazylice pochowani są królowie Francji od Chlodwiga począwszy, łącznie z naszym nieszczęsnym Henrykiem Walezym - kwartały Berlina, Mediolanu, Malmoe, Brukseli, setek miast, to nie jest już Europa tylko Irak, Algieria, Maroko, Syria, Turcja, Kongo, Senegal, targ niewolników w Libii etc.- wszystko, co sobie palcem na globusie wskażemy, tylko nie Stary Kontynent.
Prezydent Erdogan oznajmił, że partię turecką w Niemczech powołuje. Czujecie to Państwo? Anatolia sobie posłów do Bundestagu i Parlamentu Europejskiego wprowadzi. Unijni szaleńcy nawet wojny klanów i plemion nam do Europy ściągnęli. Ponad połowa Francuzów uważa, że Francja, taka jaką teraz jest ze swą kulturą i ustrojem, w ciągu 25 lat przestanie istnieć. Ale kogo by tam w świecie jaśniepaństwa obchodziły jakieś obawy byle motłochu. W usłużnych mediach wytłumaczy mu się, że padł ofiarą spiskowej teorii „wielkiego zastąpienia”.
Od lat trwa kryzys energetyczny. Jak to możliwe, że w XXI wieku w najbogatszym ze względu na zgromadzone zasoby regionie świata, wyzwaniem staje się ogrzanie domów, dostarczenie energii elektrycznej? To są problemy, które Polska ponad 40 lat temu za komuny i junty Jaruzelskiego znała. Ceny energii są na poziomie nieznanym na świecie i oczywiście przyczyniają się do katastrofy gospodarczej. Kto może, ten z produkcją z Europy ucieka, więc cała Unia się w stagnacji, a teraz recesji, pogrąża.
Na dodatek jeszcze się okazuje, że nawet własnej żywności nie będziemy wytwarzać. W całej Unii celowo niszczone jest rolnictwo. To nie przypadek, że Wspólnota otworzyła się na produkty z Ukrainy. Właściwie to nie możemy mieć pewności, czy chodzi o pomoc walczącemu krajowi, czy tylko o doprowadzenie do upadku gospodarstw w całej Europie.
Sprowadzanie z Ukrainy żywności, która nie spełnia unijnych norm, to narzędzie do zmuszenia milionów farmerów, by się swej roli pozbyli. Chodzi o wielkie wywłaszczenie, takie jakie w Holandii przeprowadzał rząd Marka Rutte. O zniszczenie też klasy społecznej. Wszyscy mają być postępowymi, tolerancyjnymi mieszkańcami miast, w których tak łatwo 15-minutowe zony wprowadzić, ruch kontrolować.
Temu służą też szaleńcze programy ekologiczne. Tylko w Polsce zalanych ma być 400 tys. ha. ziem rolnych. Wszystko w ramach renaturalizacji, odtwarzania przyrody w związku realizacją „Strategii bioróżnorodności 2030”. Ziemia przyda się też pod wiatraki - prawdziwe pożeracze przestrzeni i krajobrazu.
Kto kontroluje energię i żywność ten kontroluje wszystko. Ma nad poddanymi władzę nieograniczoną. To już przestaje być kwestia sporów politycznych, odmiennych poglądów na pracę dla pożytku społecznego. Nie chodzi o wybór formacji politycznych, które choć w sporze, to wedle wspólnego systemu wartości działają. To jest już starcie cywilizacyjne. To zaczyna być walka o podstawowe wolności. Albo my - wolni obywatele swych praw świadomi i ich broniący, albo oni - ci do cna zepsuci, zdegenerowani, skorumpowani władcy Unii i poddanych.
Allister Heath w swym artykule „Europa jest skończona” opublikowanym 31 stycznia w brytyjskim dzienniku „The Telegraph” pisze tak:
Czas opłakiwać koniec starej Europy. Zgnilizna jest już zbyt daleko posunięta, upadek zbyt wyraźny, a konsumpcja, dekadencja, pacyfizm i nienawiść do samej siebie zbyt zakorzenione, by spiralę zagłady zatrzymać.
I dalej:
Patologie, które sama wytworzyła – katastrofalna klęska gospodarcza, niemal całkowita nieistotność geopolityczna, kryzys imigracyjny i integracyjny oraz ogromny deficyt demokracji dają teraz dramatyczne skutki. Te stały się zbyt złożone i zbyt obezwładniające dla samolubnych, demagogicznych polityków, którzy z taką beztroską liderowali rozpadowi społecznemu, „dewzrostowi”, armii potiomkinowskiej i zapaści demografii, aby trzeciorzędne elity Europy mogły nawet rozważać zajęcie się nimi tymi problemami. Niemcy, Francja, Holandia i inne kraje znajdują się na krawędzi eksplozji społecznej…
Nawet brexit, ostateczny sygnał ostrzegawczy, niczego nie zmienił. Europejska klasa rządząca uznała odejście Wielkiej Brytanii z UE jako aberrację, samobójczy gol brytyjskich ekscentryków, którzy sami się okaleczyli się i jeszcze wzmocniła swoją nieudolną politykę. Nie słyszy się wyborców, więc nic dziwnego, że ich wściekłość staje się coraz bardziej gwałtowna i nieopanowana.
15 października straciliśmy szansę obalenie ustroju Unii, a taki potencjał w pojedynkę Polska jako państwo miała. Ma nadal, ale oczywiście nie z tą poddaną Brukseli ekipą obecnie chwilowo rządzącą. Nie pozostaje więc innego jak przyłączyć się do paneuropejskich ludowych ruchów, z nimi ratować Europę i obalać to do cna przegniłe, skorumpowane bruksleskie monstrum.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/680521-unia-wiedzie-europe-na-zatracenie-czas-obalic-jej-ustroj