Tylko sześć tygodni rządzenia, a zniszczyli media publiczne, sparaliżowali kilka kluczowych instytucji państwowych, zastopowali parę strategicznych inwestycji, zasiali pośród obywateli konsternację i strach.
Od miesiąca w przestrzeni publicznej wiele słyszy się słów konfuzji i zagubienia.
Klasyczny przykład coup d’etat
Ludzie próbują nazwać to, co się stało, po to aby te wydarzenia lepiej zrozumieć i „oswoić”. Jedni nazywają to „stanem wojennym”, przyrównując do 13 grudnia 1981 roku, inni ostrożniej określają „stanem wyjątkowym”. A jest to klasyczny przykład coup d’etat, zamach stanu, encyklopedyczny termin legalnego rządu, używającego nielegalnych metod sprawowania władzy. I jest to lewicowy zamach stanu. Bo po pierwsze, walczy z chrześcijaństwem i katolikami – już zabiera się do likwidacji funduszu kościelnego.
Po drugie, próbuje zapędzić do narożnika konserwatyzm – gdziekolwiek on jest, w parlamencie, mediach, szkole, organizacjach pozarządowych. Bo konserwatyzm oznacza porządek, przewidywalność i kontynuację, jest przeciwieństwem trockistowskiej „permanentnej rewolucji” i prześcigania się w pomysłach w imię „nowoczesności i postępu”, co jak dotąd przynosiło jak najgorsze skutki.
Po trzecie, ojkofobia. A po czwarte, logofagia, odwracanie pojęć i znaczeń. Autorzy propagandowych przekazów „grupy Tuska”, jeszcze jako totalna opozycja sięgnęli po sposób narracji, odwracającej fakty lub przypisującej im znaczenie przeciwne – co ma służyć wyjaśnianiu tego, czego nie da się ani wyjaśnić ani wytłumaczyć. Podobnie jak komuniści, którzy kiedyś nazywali przywódców AK „zaplutymi karłami reakcji”, patriotów – „pachołkami kapitalizmu”, a krwawą rewolucję – „socjalistycznym projektem politycznym”. Tu także - walcząc o prawo, sięga się po bezprawie, powołując na Konstytucję, depcze Konstytucję, itd.
Lewicowe DNA
Bywało oczywiście znacznie brutalniej, kiedy świeżo upieczona Republika Francuska, w imię „wolności, równości i braterstwa” wyrżnęła 1.5 mln chłopów z Wandei, około 111 tys. duchownych, plus 100 mln ofiar komunizmu, a Kuba, Angola, Mozambik i Etiopia do dziś nie mogą się podnieść po swoich lewicowych zrywach. Ale warto zacytować Edmunda Burke’a z książki „Rozważania o rewolucji we Francji”, kiedy wspomina o przemocy i rzekach krwi w imię ideologii niewielkiego kręgu elit: „rewolucja, to niedozwolone zerwanie ciągłości historycznej…naród jest dziełem wielu generacji i żadna nie ma prawa podejmować takiej decyzji”. Oraz chwali polską Konstytucję, „podczas której uchwalania nie padła nawet jedna kropla krwi”. Lewica, potem komunistyczna, zawsze była „za czymś”, ale przede wszystkim „przeciw czemuś” - boje z kapitalizmem, z kułakami , z syjonistami, wykańczała także „swoje dzieci”. Bo w DNA lewicy, czy była to Francja, Meksyk czy Kambodża, zawsze tkwiła przemoc, śmierć i zniszczenie.
Dziś u nas – choć toutes proportions gardees – pod hasłami „konstytucja”, „praworządność” i „sprawiedliwość” dokonuje się zabiegów typowych dla lewicowych zamachów stanu: przejmowanie siłą instytucji państwowych, mediów publicznych, Prokuratury Krajowej, wspomina się o IPN i CBA, dorobiliśmy się nawet więźniów politycznych! Jest bezwzględność i brutalność, jest małpia złośliwość – przymusowe karmienie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wójcika w przeddzień ich wypuszczenia z więzienia, są próby upokorzenia przeciwnika. A aresztowanie posłów, ułaskawionych przez Prezydenta RP, z czynnymi mandatami, na terenie Pałacu Prezydenckiego, symbolu państwa polskiego, przejdzie do annałów postkomunistycznego bezprawia. Przecież to czysty Łukaszenka czy Nelson Mandela i jego Afrykański Kongres Narodowy! Trawestując tytuł jednego z opowiadań Somerseta Maughama, widać tu „czerwony trop”! Proszę spojrzeć, jak harmonijnie układa się współpraca Koalicji Obywatelskiej z Nową (ha, ha!) Lewicą oraz Polską 2050 – i w niszczeniu instytucji państwa, w skubaniu budżetu, przeznaczonego na cele socjalne, w promowaniu pigułki „dzień po” i liberalizacji prawa do aborcji, a przede wszystkim w próbach rozprawienia się i upokorzenia konserwatystów, Prawa i Sprawiedliwości i jego wyborców. Przecież to prawie osiem milionów ludzi, ale na lewicy cyfry pognębionych czy wyeliminowanych przeciwników nigdy nie robiły wrażenia.
Neobolszewia
Twierdzi się, że Koalicja Obywatelska, to ugrupowanie centre right, centroprawica. Akurat! Nawet nazywanie partii Donalda Tuska, jak i mandarynów Unii Europejskiej, liberalną lewicą, to wielkie ideologiczne przestrzelenie. To przecież neokomuna AD 2024! Kiedy w latach 60. i 70. pojawiły się ruchy feministyczne, gejowskie, LGBT i gender, kolorowe i wydawałoby się niegroźne, niejako wyrównująca szanse mniejszości, nazwaliśmy je lewicą light – w przeciwieństwie do znanego nam komunizmu praktycznego, który z pewnością był lewicą hard. Jednak szybko zorientowaliśmy się, że ta lewica light, to jedynie listek figowy, spod którego wyziera to samo czerwone monstrum. Że to tylko inna scenografia, inny sztafaż tego samego spektaklu, snującego marzenia o neosowieckim imperializmie. To samo rozbijanie struktur państwa, dołowanie społeczeństwa, dezintegracja rodziny i pozbawianie nas tożsamości narodowej. Arogancja władzy i pełne poczucie bezkarności.
Oto „przemysł pogardy”, oto wycofywanie podręcznika HIT, wyrywanie powstańczej kotwicy z gmachów państwowych, zamazywanie prawdy o katastrofie w Smoleńsku, ten sam „czerwony ślad”! Jako były więzień sumienia, który brał udział w wydarzeniach 1968, 1970, 1976 roku, w latach 80., przyznam, że tak bardzo uwierzyłam w upadek komuny, że po roku 1989, a zwłaszcza po 2015, kiedy obserwowało się powstawanie państwa prawa, byłam zaszokowana pojawieniem się znowu więźniów politycznych. I sam tryb aresztowania, w Pałacu Prezydenckim, domu głowy państwa oraz symbolu Rzeczypospolitej! Przecież to, co robi dziś Tusk i jego ludzie, to neobolszewia w czystej postaci! I nie wolno nam bagatelizować przeciwnika. Trzeba integrować się, gromadzić, działać. Bo żadna władza nie jest immunizowana na społeczeństwo, i w jakimś momencie pęka. Ta także pęknie.
Prawa i obowiązki
Tylko Polski i Polaków mi żal… Państwo działa sprawnie, kiedy istnieją wspólne dla większości wartości, nie tylko moralne, płynące z dekalogu, ale i te, dyktowane przez demokrację – priorytet interesu państwa, przyzwoitość klasy politycznej, ich odpowiedzialność za państwo. Co znaczy także eliminację skompromitowanych polityków z partii i z parlamentu – do dziś w Wielkiej Brytanii skorumpowany poseł jest usuwany przez swego lidera oraz kolegów z szeregów partyjnych, „bo nasi wyborcy przestaliby na nas głosować”. I dzieje się to nie w wyniku werdyktu sądowego, po latach wielu, lecz już wtedy, kiedy media nagłośnią sprawę. A więc wartości. A więc instytucje państwowe, które tych wartości bronią oraz cała armia civil servants, urzędników państwowych. Plus społeczeństwo obywatelskie, które zna swoje prawa, np. służebność władzy w stosunku do ludzi.
I tu jedno zastrzeżenie: społeczeństwo obywatelskie, to takie które zna swoje prawa, ale i obowiązki. W tym podstawowy, aby raz na cztery lata pójść do punktu wyborczego i zagłosować jak trzeba. 15 października ub. roku ten mechanizm zawiódł. Cały pas wschodni, Podlasie, lubelskie, podkarpackie, przecież matecznik konserwatyzmu, już nauczyło się swoich praw, ale nie zna jeszcze swoich obowiązków – frekwencja na tych terenach była bardzo niska. To jest również zadanie do odrobienia.
Zasady mafijne
W Koalicji rządowej panują zasady mafijne, lokalna nazwa „doktryna Neumanna”, a ich wyborcy to postkomuna, w tym grupa emerytów byłych resortów siłowych, plus ludzie z awansu, karierowicze i cynicy. Podobno nowocześni, progresywni Europejczycy, a nie mają – jak polscy konserwatyści - świadomości, że politycy pełnią tylko służbę publiczną i winni pracować dla nich, a nie odwrotnie. Koalicja traktuje swój elektorat jak XIX-wieczny pan na włościach plebs ze swego folwarku. Oczywiście, nie dzieje się to za darmo – głosy za „fanty”, kiedyś stypendia, paszport na wyjazd za granicę, talon na samochód i możliwość zakupów w Peweksie. Dziś także chodzi o „fanty”, ale także poczucie „awansu” oraz symboliczny udział we władzy, pewna „decyzyjność”, choćby to się sprowadzało do zapuszkowania paru liderów przeciwnika, odebrania opozycji kilku instytucji i odebraniu wsparcia ludziom, którzy nie zabrali się na pociąg zwany sukcesem. Nie dla nich ten tort do podziału. W kolejce stoją „elity”, literaci i artyści, część wymiaru sprawiedliwości i część dziennikarzy, niczym się nie różniących od tych, którzy w latach 50. budowali PRL – „szesnastą republikę ZSRS”. Dziś te same siły, często ich potomkowie próbują zredukować suwerenną Rzeczpospolitą do statusu prowincji Unii Europejskiej.
Już po miesiącu w kraju widać regres - jak po ataku Fidela Castro na koszary La Moneda w 1959, zresztą każdym z zamachów stanu, które rozpoczynały lewicowe porządki. Prawo zostaje zastąpione bezprawiem, demokracja przestaje działać, skończył się pluralizm medialny, kontynuowane jest przejmowanie władzy. Ten zamach stanu - przypomnijmy, że jest to sięganie przez legalny rząd po nielegalne metody - trwa. A jego realizatorzy, Donald Tusk, pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz i Adam Bodnar bardzo się spieszą, bo wiedzą, że to lada chwila może się skończyć. Choćby przez manifestacje uliczne bardzo zdenerwowanych Polaków. Wyniki badań opinii publicznej mówią, że minęło zaledwie sześć tygodni, a przeciwników rządu Tuska jest już 42%. I że zjawisko ma tendencję rosnącą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/680509-tylko-szesc-tygodni-rzadzenia-a-juz-sa-powazne-zniszczenia