Dramat, a może farsa „normalizacji” w wydaniu Tuska i Sikorskiego polega na tym, że oni uwzględniają wszystko, czego Niemcy chcą, zaś Berlin wszystko „olewa”.
Radosław Sikorski poleciał do Berlina, żeby „naprawiać” polsko-niemieckie relacje. To dziwne, bo przecież one się automatycznie naprawiły, gdy tylko premierem został Donald Tusk. „Naprawa” polega przecież na tym, że Niemcy dostają wszystko, co chcą (w czynach i pieniądzach), zaś Polska w zamian otrzymuje zapewnienia, że już jest fajna. I to wystarczy. Opowieści o „kreatywnym rozwiązaniu” sprawy niemieckiego zadośćuczynienia są tym dla Polski, czym kreatywna księgowość dla finansów.
Niemcy i rząd Donalda Tuska (z Sikorskim jako szefem MSZ) uznają, że dobre relacje Berlina z Warszawą polegają na tym, iż Polska jest grzeczna,…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/680365-historia-milosci-polsko-niemieckiej-wg-tuska-i-sikorskiego