Gang łamiący od siedmiu tygodni prawo i konstytucję więzienie czuje już na karku, dlatego zrobi wszystko, żeby nie oddać władzy.
W czasach niesławnej pamięci „Trybuny Ludu” funkcjonariusze tego organu często donosili na wybrane osobistości życia publicznego, wystawiając je niejako aparatowi przemocy PRL. Albo uzasadniali działania tego aparatu przemocy, gdy już kogoś dorwał, a „Trybuna Ludu” nie zdążyła na niego poszczuć. Czyżby po 13 grudnia (co byłoby wyjątkowo symboliczne) 2023 r. odżył duch tamtej „Trybuny Ludu”?
Jacek Żakowski, obecnie publicysta „Polityki”, ale przez lata w „Gazecie Wyborczej”, w tym organie wolności z o.o. postanowił poszczuć na prezydenta Andrzeja Dudę. Przestrzega, iż prezydent „pewnie nie zauważa, że ostentacyjne, publiczne pieszczoty głowy państwa ze skazanym przestępcą Mariuszem Kamińskim są odrażające i sieją zgorszenie”. Jakby co, to biskup Czesław Kaczmarek też został w 1953 r. skazany – na 12 lat więzienia „za kolaborację z Niemcami, usiłowanie obalenia ustroju PRL i propagandę na rzecz waszyngtońsko-watykańskich mocodawców”. Razem z nim jeszcze cztery osoby były sądzone.
Biskupa Kaczmarka wychłostał wtedy we „Wrocławskim Tygodniku Katolików” późniejszy premier Tadeusz Mazowiecki:
„Proces ks. bp. Kaczmarka udowodnił również naocznie, i to nie po raz pierwszy, jak dalece imperializm amerykański, pragnący przy pomocy nowej wojny, a więc śmierci milionów ludzi, narzucić panowanie swojego ustroju wyzysku i krzywdy społecznej krajom, które obrały nową drogę dziejową, usiłuje różnymi drogami oddziaływać na duchowieństwo oraz ludzi wierzących i kierować ich na drogę walki z własną ojczyzną, stanowiącą wspólne dobro wszystkich obywateli”.
Skądinąd w archiwum „Rzeczpospolitej”, gdzie o podłym tekście Mazowieckiego pisano w 2007 r. i 2013 r. linki nie wiodą do tych artykułów, tylko do rozważań o szarej strefie na rynku pracy (czyżby czyszczono przeszłość?).
Żakowski nie dostrzegł niczego „odrażającego i siejącego zgorszenie” w mało estetycznych aktach miłosnych swego dawnego szefa, Adama Michnika, wobec Wojciecha Jaruzelskiego czy mniej fizycznej miłości do Czesława Kiszczaka. W końcu te mające polską krew na rękach sługusy Sowietów były „ludźmi honoru”, a Mariusz Kamiński ścigający skorumpowanych bonzów III RP jest „przestępcą”.
Bzdety o czymś „odrażającym” były Żakowskiemu potrzebne, żeby nie tylko poszczuć na prezydenta, ale i go zastraszyć:
„Otwarcie wspierając przestępców, idzie ścieżką do samozniszczenia. Nie tylko w sensie moralnym albo politycznym, lecz również – prawnym. A jako prawnik powinien zdawać sobie sprawę, że to, co robi w okresie przywracania w Polsce praworządności, radykalnie zmniejsza jego szanse na bezkarność – nie tylko przed Trybunałem Stanu, lecz także przed sądami powszechnymi”.
Żakowskiemu na tyle nienawiść zaćmiła mózg, że nawet nie wie, iż głowa państwa odpowiada tylko przed Trybunałem Stanu, tym bardziej że nie chodzi o żadne „przestępstwa”, a skorzystanie z prawa, które jest wyłączną prerogatywą prezydenta. I w tej mierze Żakowski oraz różni domniemani siepacze mogą prezydentowi skoczyć. No i niech czekają na zebranie w Zgromadzeniu Narodowym 376 głosów, bo tyle trzeba do postawienia prezydenta przed trybunałem.
Bredzi Żakowski, że „wolne media, organizacje strażnicze, środowiska prawnicze, liczni politycy od blisko dekady punktują, piętnują i dokumentują delikty konstytucyjne i pospolite przestępstwa prezydenta Dudy”. Jeśli mają takie pojęcie o prawie i konstytucji jak Żakowski, to mogą sobie robić, co chcą, nawet do Owsiakowego końca świata. A już najbardziej groteskowe są zarzuty o „sianiu nienawiści w publicznych wystąpieniach”. Gdy niejaki Donald Tusk groził na Krakowskim Przedmieściu Andrzejowi Dudzie „gałęzią” i „sznurem”, uczeń Żakowski był zapewne na tej lekcji nieobecny.
Pełny odlot w stronę nieodkrytych jeszcze wymiarów czasoprzestrzeni Żakowski zalicza, gdy bajdurzy o samoułaskawieniu:
„Niektórzy przypuszczają, że uparcie broniąc pierwszej próby ułaskawienia Wąsika i Kamińskiego, czyli możliwości zastosowania łaski wobec przestępstw jeszcze nieosądzonych, Duda w istocie walczy o prawo do generalnego samoułaskawienia tuż przed opuszczeniem urzędu”. I straszy, że „los ministrów świeżo wypuszczonych z więzienia powinien jednak pomóc prezydentowi zrozumieć, że kombinowanie z samoułaskawieniem nie ma wielkiego sensu, bo nie uznają go sądy, prokuratura, policja ani nawet służba więzienna”.
Wymienione instytucje i organy niczego nie uznają, bo wskutek rządów Tuska, Bodnara i Kierwińskiego znalazły się w prawnym rynsztoku i z tymi ludźmi z niego się nie wydobędą. I tylko zawartość tego rynsztoku będzie coraz gęstsza i ohydniejsza.
Żakowskiemu marzy się „nieunikniona odpowiedzialność Dudy za wszystko, co zrobił Polsce, jej obywatelom i wszystkim ludziom krzywdzonym przez pisowską władzę”. To dziecinny sposób przykrycia bezprzykładnego bezprawia i degrengolady, jakie po zaledwie siedmiu tygodniach rządzenia ma na koncie ekipa Donalda Tuska. To, że o tych przestępstwach w kręgu Żakowskiego się nie mówi nie znaczy, że tego nie ma.
Zamiast straszyć prezydenta „ostateczną karą”, Żakowski powinien ostrzec Tuska i jego ludzi, że żarty się skończyły i to oni nie wyjdą z mamra, gdy wrócą do Polski demokracja i praworządność. Kompletną szajbą i odlotem jest twierdzenie, że „urzędujący prezydent może opóźniać demokratyzację i przywracanie rządów prawa w Polsce, ale zapobiec im nie jest w stanie”. Ten zamordyzm, tyrania i pogwałcenie wszelkich reguł mają tyle wspólnego z „rządami prawa”, ile Kant (ten z Królewca) z kanciarstwem.
W pewnym momencie Żakowski zamienia się w Wujka Dobra Rada, który daje prezydentowi szansę (nazwać to żałosnym pajacowaniem, to nic nie powiedzieć):
Prezydent (…) może dalej okazywać złą wolę, trwać przy praktykowanych od lat naruszeniach prawa i mnożyć konstytucyjne delikty oraz zwykłe przestępstwa, czyli brnąć drogą do zatracenia, licząc się z tym, że podczas przyszłych procesów sądy i trybunał uznają to za okoliczność, która go dodatkowo obciąża. Ale może też pójść po rozum do głowy i wyjść naprzeciw forsowanym przez nową większość zmianom, które są nieuchronne, bo mają oparcie w prawie i społecznej woli.
Tyle tylko, że ktoś musi ten rządzący gang powstrzymać, a na pewno nie zrobi tego Żakowski i jemu podobni. I to ci rządzący oraz ich apologeci powinni się zastanawiać, co mogłoby być dla nich „istotnym argumentem za łagodniejszą oceną odpowiedzialności i mniej surową karą”. Andrzej Duda „w więzieniu” to tylko wymysł szaleńca lub moralnego degenerata. Gang łamiący od siedmiu tygodni prawo i konstytucję więzienie czuje już na karku, dlatego zrobi wszystko, żeby nie oddać władzy. Ale w ten sposób tylko zaostrza przyszłe wyroki, a może nawet powstanie specjalnego trybunału, tak wielka jest skala bezprawia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/680091-zakowski-straszy-prezydenta-wiezieniem