Siedziba prezydenta to nie jest park czy ulica, gdzie każdy może wejść, bo z punktu widzenia procedur bezpieczeństwa także policjanci są tam groźnymi intruzami.
Policja i Służba Ochrony Państwa to jednostki mundurowe i hierarchiczne, ale nie mogą być wykorzystywane jak bojówki (na przykład ukraińskie tituszki) bądź ZOMO w czasach PRL. A z informacji, jakie mamy po akcji SOP i Policji w Pałacu Prezydenckim, można wnosić, że przekroczono wszelkie granice, jakie obowiązują służby państwowe, także te mundurowe. I złamano procedury bezpieczeństwa.
Można wręcz mówić o obławie na niedawnych konstytucyjnych ministrów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Jeśli nawet szef MSWiA Marcin Kierwiński nakazał szefom Policji i SOP ścigać ich tak, jakby nie zostali ułaskawieni przez prezydenta, nie ma żadnych podstaw, żeby traktować ich jak groźnych przestępców kryminalnych, bo przecież skazano ich za przestępstwo urzędnicze. Zabrakło tylko w siedzibie prezydenta brygady antyterrorystycznej.
Policja wtargnęła do siedziby głowy państwa chronionej przez SOP, bo ściśle z tą służbą współdziałała. Po prostu minister Kierwiński musiał wydać SOP polecenie, żeby ta służba wpuściła policjantów na teren pałacu prezydenckiego. I tak się stało – weszli przez pomieszczenia Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Już samo to jest działaniem w stylu bantustanu, bo pomieszczenia BBN, ważnego organu konstytucyjnego, gdzie obowiązują zaostrzone procedury bezpieczeństwa i przechowywane są tajne dokumenty, nie są przeznaczone do wycieczek czy przemarszów jakichkolwiek osób, nawet jeśli noszą mundury.
Potraktowanie pomieszczeń BBN jak korytarza w bloku mieszkalnym to niebywały skandal. Tylko co w tej sprawie nie jest skandalem? Największy skandal to oczywiście wtargnięcie policji do siedziby głowy państwa. Formalnie w pałacu prezydenckim może działać (rutynowo, bo chroni głowę państwa i jego siedzibę) tylko SOP. Wszystko to regulują precyzyjne procedury bezpieczeństwa. Wpuszczenie do siedziby prezydenta jakiejkolwiek innej służby bez zgody głowy państwa, a nawet bez poinformowania jej o tym powinno być traktowane jako przestępstwo i to bardzo groźne.
Procedury to procedury i nic tu nie zmienia to, że szef SOP płk Radosław Jaworski oraz Komendant Główny Policji inspektor Marek Boroń podlegają temu samemu szefowi MSWiA Marcinowi Kierwińskiemu. Siedziba prezydenta to nie jest park czy ulica, gdzie każdy może sobie wejść. Bo z punktu widzenia procedur bezpieczeństwa nawet policjanci są w siedzibie głowy państwa groźnymi intruzami. I właściwie po przekroczeniu drzwi siedziby prezydenta powinni zostać aresztowani, a nie dopuszczeni do penetrowania pomieszczeń. Choćby komendanci obu służb się znali i obaj znali ministra spraw wewnętrznych. Nikt poza autoryzowanymi funkcjonariuszami SOP nie ma prawa tam sobie łazić, a tym bardziej czegokolwiek przeszukiwać.
To, co się stało absolutnie wystarczy, żeby wywalić na zbitą twarz ministra Kierwińskiego oraz płk. Jaworskiego z SOP i inspektora Boronia z policji. A nawet, żeby postawić im zarzuty karne. Bo to oni stworzyli zagrożenie dla głowy państwa, choć są od tego, żeby zagrożenia eliminować. Jest absolutnym skandalem, a wręcz przestępstwem, żeby ktoś nieuprawniony penetrował pomieszczenia siedziby głowy państwa, bo bardzo łatwo można sobie wyobrazić, że ktoś się podszywa także pod policję i może przeprowadzić nawet zamach terrorystyczny.
Wyjątkowo nieciekawa jest w tej sprawie rola odegrana przez wiceszefa SOP ppłk. Bartłomieja Hebdę, który był wcześniej szefem ochrony prezydenta Andrzeja Dudy. Media donoszą, że to on miał koordynować całą operację w pałacu prezydenckim. Po pierwsze, wykazał się nielojalnością wobec głowy państwa. Po drugie, zapewne wykorzystano jego wiedzę na temat tego, jak prezydent funkcjonuje. Pomijając, że byłoby to absolutnie niehonorowe, jest to w sumie działanie przeciwko najważniejszej osobie w państwie. I tu też prosi się o dymisję i akt oskarżenia.
Wszyscy opisani wyżej wysocy urzędnicy i funkcjonariusze państwowi sprowadzili zagrożenie dla głowy państwa, choć są zobowiązani wszelkie zagrożenie likwidować. To oznacza, że nie nadają się na swoje stanowiska i funkcje i dla dobra państwa powinni natychmiast wylecieć dyscyplinarnie, dostać zarzuty i stanąć przed sądem. Bezpieczeństwo głowy państwa i jego siedziby to bardzo poważna sprawa, a nie kwestia załatwiana tak, jakby chodziło o imieniny u cioci Kloci.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/677930-po-tym-co-zaszlo-w-siedzibie-prezydenta-powinni-wyleciec