Dlaczego do zatrzymania ministrów doszło na terenie pałacu prezydenckiego? Czy było to konieczne? Jaka była w tej operacji rola Służby Ochrony Państwa? Kto wydał decydujące rozkazy?
W zatrzymaniu Mariusza Kamińskiego i Maciej Wąsika widać przede wszystkim sprytny plan władzy Tuska. Jego realizacja to pójście na skróty i pociąganie za najgrubsze sznury, parcie na realizację celu, a nie zabawa w misterną operację. Spróbujmy więc wyjaśnić, kto stoi za akcją, która wstrząsnęła światem polityki.
PIERWSZY CEL
Do zatrzymania parlamentarzystów doszło w pałacu prezydenckim. Myślę, że łatwiej byłoby zorganizować to gdzie indziej, ale wówczas ta historia nie byłaby owiana pewną tajemnicą. Patrząc szerzej natomiast, należy stwierdzić, że to musiało odbyć się w ten sposób. Celem było bowiem pozostawienie poczucia, że Andrzej Duda ukrywał rzekomych przestępców przed wymiarem sprawiedliwości.
Grunt pod taką narrację zrobił na konferencji prasowej Donald Tusk, który, zauważmy, że teoretycznie stoi tutaj z boku i z miną mędrca tylko recenzuje postępowanie głowy państwa. Potem jest wejście na teren pałacu prezydenckiego i wyprowadzenie gości, ale znów, nie brudzi tym sobie rąk premier, tylko szef MSWiA Marcin Kierwiński nakazując kierownictwu podległej sobie Służbie Ochrony Państwa umożliwienie policji policji do wewnątrz.
Jesteśmy już tylko o krok - to realizacja tego samego celu - by ulec wrażeniu, że pałac prezydencki to miejsce, do którego policja nie ma wstępu. A jeśli tak, to czemu nie podywagować, czy można tam ukrywać kogo się chce, udzielać swego rodzaju azylu osobom poszukiwanym przez organy ścigania?
Oczywiście, że tak nie jest. Pałac prezydencki nie jest terenem eksterytorialnym. Policja może do niego wejść, ale musi się to stać w porozumieniu z kierownictwem SOP i po poinformowaniu szefa KPRP.
CZYJ ROZKAZ?
Gdy w 2017 roku Sejm przyjmował ustawę o Służbie Ochrony Państwa, pojawił się w niej zapis, którego w poprzedniej ustawie o Biurze Ochrony Rządu nie było. W punkcie 6 artykułu 4 czytamy:
Ochronę Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz obiektów jemu służących realizuje wyodrębniona w tym celu komórka organizacyjna SOP.
Cóż to znaczy? Otóż, niewiele. „Wyodrębniona komórka organizacyjna” nie jest samodzielna, nie ma żadnego prezydenckiego SOP, funkcjonariusze pracujący przy prezydencie i w jego rezydencjach podlegają komendantowi SOP. Z kolei, jego przełożonym jest minister spraw wewnętrznych i administracji, dziś jest nim Marcin Kierwiński. Przed laty był pomysł stworzenia odrębnej, podległej tylko prezydentowi służby, która miałaby go chronić, ale do tego ostatecznie nie doszło.
Wróćmy teraz do momentu wejścia policji do pałacu prezydenckiego po Mariusz Kamińskiego i Macieja Wąsika i odtwórzmy ścieżkę decyzyjną. Na podstawie nakazu sądowego (nie oceniamy jego merytoryczności) minister Marcin Kierwiński wydał dyspozycje SOP, by umożliwiła policji wejście do wewnątrz.
Z naszych informacji wynika, że stało się to przez bramę przy ul. Karowej, przy Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Wraz z funkcjonariuszami pojawiło się tam dwóch zastępców komendanta SOP płk Krzysztof Król oraz ppłk Bartłomiej Hebda (wieloletni szef ochrony osobistej prezydenta), należy więc uznać, że akcja odbyła się „w porozumieniu z jego kierownictwem”.
Funkcjonariusze dostali się do pałacu prezydenckiego od strony wewnętrznego ogrodu. Znając rozkład pomieszczeń, skierowali się bezpośrednio do jednego z gabinetów prezydenckich ministrów (media podają, że był to gabinet szefa gabinetu Marcina Mastalerka), gdzie przebywali Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński.
DLACZEGO NIE NA ZEWNĄTRZ?
Przed południem Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik uczestniczyli w uroczystości, podczas której prezydent nominował na doradców ich współpracowników z MSWiA Błażeja Pobożego i Stanisława Żaryna. Byli ministrowie wyszli nawet do mediów, by wygłosić oświadczenia (działo się to na dziedzińcu pałacu od strony Krakowskiego Przedmieścia), ale potem cofnęli się do gmachu.
Mówi się, że był rozważany pomysł, by po spotkaniu z prasą wyjść za bramę pałacu i demonstracyjnie oddać się w ręce policji, co kamery zapewne by zarejestrowały. Policja była na to przygotowana, w okolicy było kilkanaście radiowozów. Jak wiemy, tak się jednak nie stało, a do zatrzymania doszło wieczorem wewnątrz prezydenckiego gmachu.
Prezydent Andrzej Duda był wówczas w Belwederze na spotkaniu świateczno-noworocznym z przedstawicielami białoruskiej opozycji na czele z nieuznawaną i zaciekle zwalczaną przez reżim w Mińsku prezydent Swietłaną Cichanouską. W wielu rozmowach podkreśla się symbolikę tego spotkania, w czasie którego to Wąsik i Kamiński de facto stali się więźniami politycznymi, tyle, że nie na Białorusi, a w Polsce. Moi rozmówcy twierdzą, że rozkazem zatrzymania posłów PiS w pałacu prezydenckim nie byli zachwyceni ani policjanci, ani funkcjonariusze SOP. Jednak rozkaz to rozkaz, mówimy tutaj jednak o hierarchicznych służbach mundurowych. Jedyne, co udało się „wynegocjować” to to, że do zatrzymania dojdzie, gdy prezydent będzie poza pałacem. Dzięki temu nie doszło do kłopotliwej konfrontacji przybyszów z zewnątrz z osobistą ochroną Andrzeja Dudy.
BLOKADA WYJAZDU
Determinacja nadzorowanej przez ministra Marcin Kierwińskiego policji w otaczaniu i ujęciu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika jest wręcz niespotykana. Nie może dziwić, iż minister Grażyna Ignaczak-Bandych, szef KPRP mówi o „działaniach nieuprawnionych”. Policja przeszukiwała bowiem samochody (łącznie z bagażnikami) ministrów Kancelarii Prezydenta, Piotra Ćwika i Eweliny Bielińskiej, dyrektor generalnej KPRP. Aż wstyd o tym mówić publicznie, ale naprawdę chodziło o podejrzenie, że mogą w nich być wywożeni posłowie PiS!
Nie może dziwić, że Kancelaria Prezydenta będzie domagać się od policji wyjaśnień w tej sprawie. Samo rzucenie podejrzenia na współpracowników prezydenta, że chcą przemycać kogoś w bagażniku jest z jednej strony kuriozalne, ale z drugiej, w sposób krzywdzący stawia ich w jednym rzędzie z parlamentarzystami, którzy naprawdę tego dokonali w przeszłości.
To był rok 2018, przed Sejmem trwały demonstracje dotyczące nowelizacji ustaw sądowych. Najpierw w samochodzie wraz z posłami Ryszardem Petru i Joanną Scheuring-Wielgus próbowali na teren Sejmu dostać się Paweł Kasprzak i Wojciech Kinasiewicz, zadymiarze z Obywateli RP. Gdy to się nie udało, próbę ponowiła była posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt, która wwiozła te dwie osoby w bagażniku. Potwierdziła tę informację Kancelaria Sejmu.
Wspomniane spotkanie ze Swietłaną Cichanouską miało trwać o wiele dłużej. Zaplanowano je prawie miesiąc temu, przyjechało sporo osób, prezydent nie chciał z niego rezygnować. Prezydent o zajściu w pałacu dowiedział się telefonicznie od minister Ignaczak-Bandych. Chciał wrócić natychmiast, ale… okazało się, że wyjazd z Belwederu jest zablokowany przez uszkodzony autobus komunikacji miejskiej. Spisek? Działanie służb specjalnych? Takie teorie się pojawiły, ale w związku z tym, że nie ma na to dowodów, zostawmy je z boku i złóżmy na karb naprawdę sporych emocji, które wywołało wtargnięcie do pałacu prezydenckiego.
CZYTAJ TAKŻE: Prezydent Duda: Jestem głęboko wstrząśnięty, że zamknięto w więzieniu ludzi krystalicznie uczciwych
CZYTAJ TAKŻE: NASZ WYWIAD. Syn Mariusza Kamińskiego: „Nazywanie mojego ojca przestępcą jest haniebne, dla mnie jest bohaterem”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/677847-analiza-jak-policja-wygarnela-wasika-i-kaminskiego-z-palacu