Nowy minister sprawiedliwości nie widzi nic złego w naciskach marszałka Sejmu na sędziów Sądu Najwyższego. Zamiast na ustawy i konstytucję, czy choćby opinie prawne, powołuje się na niskich lotów publicystykę. A na dodatek nie dba o sukces śledztw swoich podwładnych. Chroń nas, Panie Boże, przed taką sprawiedliwością.
Do pewnego momentu pierwszej konferencji prasowej Adama Bodnara wszystko szło zgodnie z planem. A to minister usłyszał pytanie o KPO i ustawy wypełniające kamienie milowe (bez kontekstu uginania się rządu pod bezprawnym szantażem Brukseli), a to o prof. Glapińskiego i plotki jakoby „ministerstwo sprawiedliwości było zainteresowane wiedzą Pawła Muchy nt. nieprawidłowości w NBP” (dość zresztą kuriozalne, wszak na jakiej zasadzie MS miałoby pozyskiwać jakąś wiedzę od członka zarządu Narodowego Banku Polskiego?), a to o przystąpienie Polski do Prokuratury Europejskiej, a to o Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego (z naciskiem na domaganie się uznania ich za nie-posłów). Bajka. W każdej z tych kwestii Adam Bodnar czuł się bezpiecznie.
Jakoś dziennikarzy nie interesowały sprawy w jakikolwiek sposób kłopotliwe dla Bodnara, a ważne z punktu widzenia zasad, o których tyle pan minister i jego środowisko polityczne przez tyle lat mówili – w skrócie: praworządności i równości wobec prawa. Szkoda, że środowisko dziennikarskie dziś już nie żyje tym, co nie schodziło z jego ust od czasów, gdy trenerem polskiej reprezentacji piłkarskiej był jeszcze Adam Nawałka.
Nie interesowało, więc sam zapytałem pana ministra o trzy sprawy:
— jak ocenia zachowanie marszałka Sejmu Szymona Hołowni, który zamiast na biuro podawcze, poszedł z dokumentami ws. posłów Kamińskiego i Wąsika do konkretnego sędziego w Sądzie Najwyższym, domagając się przy tym „odpowiedniego” składu sędziowskiego, choć o składzie decydują losowania;
— o skierowany przed dwoma dniami do sądu w Szczecinie akt oskarżenia ws. korupcji w tamtejszym szpitalu i fundacji. Aktem tym byłby najprawdopodobniej objęty również pan senator Tomasz Grodzki, gdyby Senat zajął się wnioskiem prokuratury, a jakoś od trzech miesięcy zająć się nie może. To w ogóle odprysk innej sprawy, w której głównym podejrzanym miał być Tomasz Grodzki. Efekt jest taki, że kierowana przez pana ministra prokuratura nie może złożyć aktu oskarżenia (bo senatorowie w 2022 r. nie zgodzili się na uchylenie immunitetu), bądź składa niepełny;
— o słowa Adama Bodnara z grudnia, gdy komentując nielegalne przejęcie mediów publicznych, mówił: „przywracamy tę konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej, żeby to zrobić”. Czy już tę podstawę prawną znalazł?
Rozumiem, że ta materia nie jest dla Adama Bodnara najwygodniejsza. Ale byłem przekonany, że lepiej z nią sobie poradzi.
W tej ostatniej sprawie, minister stwierdził, że „ma wrażenie, iż ta wypowiedź została wyrwana z kontekstu”.
Ja wtedy przytaczałem pogląd pani profesor Ewy Łętowskiej, która wskazywała – a ja się z tym absolutnie zgadzam – że kodeks spółek handlowych oraz odpowiednie przepisy dotyczące uprawnień właścicielskich, mogą prowadzić do podjęcia takich właśnie decyzji. I to jest ta podstawa prawna, którą wskazałem.
To oczywiście kluczenie i udawanie nieznajomości prawa. Pana ministra SPRAWIEDLIWOŚCI najwyraźniej nie interesuje fakt, że w tej sprawie (zmiany władz mediów publicznych) mamy w polskim porządku prawnym tzw. lex specialis, czyli ustawę nadrzędną, bo bardziej szczegółową od innych przepisów, precyzującą mechanizm powoływania i odwoływania rad nadzorczych i zarządów publicznych telewizji i radia oraz PAP. To ustawa o Radzie Mediów Narodowych. Przypomnijmy - bo pan minister chyba zapomniał - niepodważona przez Trybunał Konstytucyjny.
Co zaś do Ewy Łętowskiej, to o jej wybitności w omawianej materii niech zaświadczy ta jej wypowiedź, z 29 grudnia dla wp.pl:
Decyzja ministra kultury może być uznana za mającą korzenie konstytucyjne. (…) To był wybór na zasadzie: z braku laku dobry i opłatek. Był to drugi możliwy wybór, skoro nie można było wszystkiego zrobić porządnie ustawą. Obrazowo: przychodzi pan do knajpy, a tam mówią, że menu już „wyszło”, ale zostało coś z wczoraj. Nie ma pan wyjścia i zamawia te resztki. Najadł się pan? Tak! Tylko panu niespecjalnie smakowało, a jednak nie ulega pan zatruciu. Podobnie powołanie się na Kodeks spółek handlowych to było wyjście z kiepskiej sytuacji. (…) Dlatego trzeba jak najszybciej uporządkować to legislacyjnie. Skoro już zrobiono to obejście, ten objazd, trzeba jak najszybciej zalegitymizować zmiany na serio. (…) To wszystko pokazuje, że jesteśmy w momencie, gdy zero-jedynkowe działania, te całkowicie zgodne z prawem, są utrudnione. Musimy więc mieścić się w ogólnych zasadach, ale jednak iść do przodu. Obrazowo powiem, że tkwimy po prostu w ogromnym pasztecie. Ja to nazywam wręcz „sepsą konstytucyjną”.
Powtórzmy za panią prof. Łętowską, z którą minister Bodnar „absolutnie się zgadza”:
skoro już zrobiono to obejście, ten objazd, trzeba jak najszybciej zalegitymizować zmiany na serio.
Obejście czego? Czy przypadkiem nie prawa?
Zalegitymizować, czyli…? Czy przypadkiem nie chodzi o zalegalizowanie wstecz nielegalnych działań? Inaczej tej publicystyki (bo nie jest to przecież wywód prawny) interpretować nie można.
Mamy więc na scenie dwoje byłych Rzeczników Praw Obywatelskich, z których jeden jest już ministrem sprawiedliwości, absolutnie zgadza się z drugim, a drugi w krotochwilnych słowach niemalże wprost mówi: tak, to była bandyterka, ale jakoś ją zalegalizujemy.
Owszem, możecie. Ale ze sprawiedliwością i państwem prawa to nie ma nic wspólnego.
Co jeszcze miał nam do powiedzenia strażnik polskiego systemu sprawiedliwości? W sprawie Tomasza Grodzkiego:
Ja sam nie mam do końca jasności. Bo nawet sam pan redaktor zadając to pytanie, sformułował tezę, że „najprawdopodobniej”… Czytałem różne doniesienia prasowe i nie jestem przekonany, czy został już skierowany akt oskarżenia, który obejmuje pana marszałka.
Minister chyba czytał jednak niewiele, więc wtrąciłem (przytaczam cały dialog, bo niuanse są tu istotne):
MP: Oczywiście nie, panie ministrze, ponieważ nie ma takiej możliwości prawnej, bo jego koledzy senatorowie nie chcą mu uchylić immunitetu.
AB: No dobrze, to jeżeli ten wniosek zostanie złożony… Ja jako senator nie przypominam sobie, aby to było punktem porządku obrad Senatu, abyśmy na ten temat głosowali w tym Senacie Rzeczypospolitej.
MP: No właśnie, może czas najwyższy się tym zająć? Pytam pana o ocenę tej sprawy jako ministra sprawiedliwości.
AB: Ja myślę, że prokuratura ma oczywiście odpowiednie narzędzia, żeby postępować w określony sposób. Zobaczymy, jakie działania będą podjęte. Ja w takiej sytuacji mogę dopytywać o różne rzeczy, natomiast oczywiście nie mogę wpływać na bieg postępowań prokuratorskich w sprawach karnych.
Po pierwsze, Adam Bodnar nie odpowiada na pytanie o ocenę chowania się za immunitetem polityka-lekarza, co do którego prokuratura ma zebrane solidne dowody potwierdzające, że regularnie brał łapówki od pacjentów.
Po drugie, Adamowi Bodnarowi nie przeszkadza, że do sądu trafił niepełny akt oskarżenia tylko z tego powodu, że Senat (dziś już pod laską marszałek Kidawy-Błońskiej, a nie Grodzkiego – choć to bez znaczenia w tej sprawie, tu oboje działają identycznie) od października udaje, że śledczy nie domagają się uchylenia immunitetu Grodzkiemu i nie przysłali żadnego pisma w tej sprawie.
To rzecz niebywała, bo cały czas mówimy o prokuratorze generalnym, który jest senatorem RP. Ta sprawa powinna być mu doskonale znana i powinien zrobić wszystko, by ją doprowadzić do końca – czyli albo wnieść do sądu akt oskarżenia obejmujący wszystkie osoby zamieszane w łapówkarski proceder i przed sądem udowodnić ich winę, albo pogodzić się z ich dowiedziona na sali rozpraw niewinnością. Bodnar jest najwyższym przełożonym szczecińskich prokuratorów, którym ostentacyjna obrona Grodzkiego w wykonaniu senatorów uniemożliwia dokończenie śledztw. I Bodnar się tym w ogóle nie przejmuje! Może w prokuraturze po 13 grudnia już nie chodzi o to, by przestępców ścigać i skazywać, lecz chronić?
I na deser kwestia zasad marszałka Sejmu, który parł do wygaszenia mandatów posłom Kamińskiemu i Wąsikowi oraz próbował naciskać na sędziego SN ws. obsady składu sędziowskiego.
AB: Ja nie jestem od oceny zachowań. To co wiem, to to, że marszałek Hołownia korzystając ze swoich uprawnień marszałka Sejmu, skierował odwołanie do Izby Pracy w Sądzie Najwyższym. To jest ta wiedza, która ja posiadam, jeśli chodzi o formalne zachowania pana marszałka.
MP: To pan marszałek nie wie, że składy sędziowskie są losowane, nie można sobie prosić o to, żeby był dobry albo niedobry?
AB: O ile… nie jestem przekonany, czy tu nie było jakiegoś…
MP: Pan sędzia Prusinowski to potwierdził.
AB: Po prostu pan sędzia Prusinowski jest, o ile pamiętam, prezesem Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Sądzie Najwyższym i on, jak rozumiem, podejmuje decyzje w tej sprawie.
Ech… no, nie o to chodziło, kto jest prezesem danej izby, a o zachowanie marszałka Sejmu, co do którego nie trudno o logiczny wniosek, że próbował bezprawnie naciskać na Sąd Najwyższy. Bodnarowi to jednak nie przeszkadza.
A w tej sprawie jest już złożone zawiadomienie do prokuratury, zaś z Hołowni drwi nawet Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Warto też zaznaczyć, że swoje odwołania panowie Kamiński i Wąsik złożyli do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, więc to do niej powinny również trafić dokumenty od Szymona Hołowni.
Jak to powiedział pewien mój dobry znajomy, a przy okazji wybitny prawnik: skoro marszałek Hołownia jest listonoszem (tak sam siebie nazywa) i zna język polski, to nawet na poziomie funkcji listonosza popełnił delikt. Szanujmy zatem prawdziwych listonoszów bo oni przesyłki doręczają jednak adresatom wskazanym przez nadawcę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/677212-udawanki-bodnara-wszystko-bedzie-powtarzal-za-ewa-letowska