„Niemcy mają bardzo ograniczoną wiedzę o II wojnie światowej. W szczególności na temat Polski. Jeżeli więc pomysł ten będzie realizowany bez udziału strony polskiej, to możemy liczyć raczej na pogłębianie niemieckiej narracji o tym, że nasz zachodni sąsiad przepracował II wojnę światową, rozliczył się i ma dziś pełne prawa do realizowania swojej polityki bez obciążeń historycznych. Obawiam się, że projekt z nazwy „polsko-niemiecki”, ale w praktyce realizowany przez Niemcy, będzie dalej elementem niemieckiej propagandy historycznej” - mówi portalowi wPolityce.pl Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS, były wiceszef MSZ.
wPolityce.pl: Czym właściwie jest inicjatywa o nazwie „Dom Polsko-Niemiecki”? Wczoraj postępy w tej kwestii opisywało „Die Welt”. Ma ona dotyczyć przede wszystkim czasów II wojny światowej. Czy nie wygląda to na pewną próbę „wyłgania się” od reparacji?
Arkadiusz Mularczyk: Trzeba podkreślić, że ta inicjatywa powstała ok. roku temu. Myślę, że była związana także z naszą inicjatywą dyplomatyczną za granicą. Była to jakaś kontrolowana formuła wyjścia naprzeciw polskim oczekiwaniom.
Wiem, że jest to projekt niemieckiego Ministerstwa Kultury, jednak realizowany, niestety, bez współudziału strony polskiej. Mam tu na myśli oczywiście stronę rządową - Niemcy, owszem, znaleźli sobie partnerów w Polsce, jednak nie są to partnerzy rządowi.
Przygotowują pewną koncepcję Domu Polsko-Niemieckiego, jednak trudno zgodzić się z tą nazwą, bo to właśnie Niemcy są jej głównymi autorami, inicjatorami. Myślę, że w dużej mierze jest to pewna formuła wyjścia naprzeciw, rozgrzeszenia się, ale w całości kontrolowana przez Niemcy. I to Niemcy mają budować narrację, nadać tej formule kształt. Jeśli buduje się jednak Dom Polsko-Niemiecki, to współpraca powinna odbywać się na poziomie rządowym. Takiej sytuacji nie było.
Jeszcze gdy byłem wiceministrem spraw zagranicznych, wystosowałem list do pani minister Claudii Roth i zwróciłem uwagę, że powinno się to odbywać przy współpracy polsko-niemieckiej. Poinformowano mnie, że jest polski partner instytucjonalny, ale nie rządowy.
Jak piszą w „Die Welt” historycy odpowiedzialni za prace nad inicjatywą, jednym z jej celów ma być „przełamywanie stereotypów”. A przecież pod „stereotypy” możemy właściwie podciągnąć wiele różnych rzeczy, może np. te nie do końca wygodne dla Berlina fakty historyczne?
Niemcy mają bardzo ograniczoną wiedzę o II wojnie światowej. W szczególności na temat Polski. Jeżeli więc pomysł ten będzie realizowany bez udziału strony polskiej, to możemy liczyć raczej na pogłębianie niemieckiej narracji o tym, że nasz zachodni sąsiad przepracował II wojnę światową, rozliczył się i ma dziś pełne prawa do realizowania swojej polityki bez obciążeń historycznych.
Obawiam się, że projekt z nazwy „polsko-niemiecki”, ale w praktyce realizowany przez Niemcy, będzie dalej elementem niemieckiej propagandy historycznej.
Czy ostatnie działania rządu Donalda Tuska w kwestii Instytutu Strat Wojennych mogą wskazywać na to, że o reparacjach od Niemiec możemy zapomnieć?
Na dzień dzisiejszy widać, że Donald Tusk w kwestii polityki historycznej czy w ogóle poszukiwania naszego soft power w pracy z Niemcami kompletnie kapituluje.
To pełna podległość, zależność, wręcz służalczość. Zamknięcie Instytutu Strat Wojennych, odwołanie wszystkich autorów raportu, całej Rady Instytutu Zachodniego, pokazuje, że Donald Tusk albo celowo, albo nieświadomie, pozostawiając to panu Grabcowi, de facto zamyka oczy i uszy Polski na relacje z Niemcami. To, co się wydarzyło, jest kapitulacją, wręcz wyraźnym sygnałem dla Niemców, że wszystkie trudne tematy ściągamy z agendy relacji polsko-niemieckich. Realizujemy waszą koncepcję. Zakładam również, że Donald Tusk nie robi tego za darmo.
A jeszcze zanim objął urząd premiera, niemieckie media rozpisywały się, że Donald Tusk może być nawet trudniejszym partnerem niż PiS.
(Śmiech). Niemieckie media próbowały budować legendę Tuska jako bardziej wymagającego partnera niż poprzedni rząd, ale już po kilku pierwszych decyzjach widać wyraźnie, że Donald Tusk prowadzi politykę pełnej uległości. Daje Niemcom wyraźne sygnały, że rezygnuje z trudnych tematów, a w konsekwencji Berlin będzie mieć znaczne wpływy w polskiej polityce, a Warszawa będzie realizowała niemiecki punkt widzenia. Nie będzie sypała Niemcom piachu w trybu.
I będzie to dotyczyć także polityki wschodniej - gdy Niemcy w pewnym momencie uznają za stosowne, że już koniec z tą wojną, bo trzeba wrócić do interesów z Rosją?
Myślę, że tak będzie. Do czasu wyborów do Parlamentu Europejskiego Tusk i Sikorski, licząc na jakieś stanowiska, dlatego będzie realizowała politykę zgodną z tym punktem widzenia.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/677069-dom-polsko-niemiecki-bez-udzialu-polskiego-rzadu