Wygląda na to, że już niespełna miesiąc po rozpoczęciu rządów przez ekipę Donalda Tuska, koalicja 13 grudnia doczeka się pierwszego wielkiego protestu. 11 stycznia o 16:00 przed Sejmem zbierze się co najmniej kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jak słyszymy od polityków Prawa i Sprawiedliwości, takiej mobilizacji nie było od wielu, wielu lat.
CZYTAJ TAKŻE: Prezes Jarosław Kaczyński zaprasza na Protest Wolnych Polaków! „11 stycznia musimy wspólnie postawić bezprawiu kres”
Na tę chwilę mamy potwierdzonych – i zapełnionych – ponad 400 autokarów, które organizujemy we wszystkich regionach. Do tego część parlamentarzystów przygotowuje większy transport na własną rękę, wiele osób wybiera się do stolicy samodzielnie. Plus mieszkańcy Warszawy. Będzie nas widać!
— słyszymy euforyczną relację w siedzibie PiS przy ul. Nowogrodzkiej. Wiele osób, z którymi rozmawiamy, podkreśla, że są wręcz zaskoczone odzewem społecznym po ogłoszeniu, iż za tydzień przed Sejmem trzeba pokazać zamordystycznej władzy swój sprzeciw.
Donald Tusk ogłosił, że prawo będzie stosowane „tak, jak my je rozumiemy”. To znaczy, że prawo będzie dowolnie interpretowane. To oznacza, że w gruncie rzeczy ono nie obowiązuje – obowiązuje po prostu wola polityczna władzy. Te słowa okazały się „na poważnie”. Działania podejmowane w tej chwili wobec mediów i które są zapowiedziane wobec innych instytucji życia publicznego, to działania całkowicie bezprawne, gdzie przy pomocy uchwał próbuje się zastępować ustawy, gdzie dokonuje się aktów, które są w oczywisty sposób całkowicie zakazane. To coś, co w najwyższym stopniu niepokoi, bo jest atakiem na polską demokrację
— mówił na wczorajszej konferencji prasowej Jarosław Kaczyński, wzywając na manifestację pod hasłem „Protest Wolnych Polaków”.
Okazuje się jednak, że jakieś specjalne wezwania wcale nie są potrzebne.
Mobilizacja wygląda wyśmienicie. Cały poniedziałek spędziłem w swoim okręgu wyborczym w Białymstoku. Bardzo wiele osób dzwoniło do biura poselskiego, zapisywało się na autokary, które będą jechały do Warszawy. Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że nie są to działacze partyjni – bo ci się organizują we własnym zakresie w ramach struktur – lecz zwykli ludzie, którzy pytają, jak mogą dojechać, czy mogą się zabrać. Pamiętam, co działo się jeszcze parę miesięcy temu, gdy przed wyborami chcieliśmy zorganizować jakąś ogólnopolską imprezę, takiego zrywu nie było. Widać, że ludzie nie akceptują działań rządu Tuska. I nie chodzi tylko o ppłk. Sienkiewicza i jego bandyckie metody wobec mediów, ale również np. o sprawę Mariusza Kamińskiego i Maćka Wąsika, którzy mogą stać się pierwszymi więźniami politycznymi w Polsce. Mamy też zapowiedź zduszenia innych niezależnych od tej władzy instytucji. To wszystko poruszyło ludzi
— mówi nam Jacek Sasin, były wicepremier i minister aktywów państwowych, szef Zarządu Wojewódzkiego PiS na Podlasiu.
Podobny entuzjazm słyszymy u Roberta Telusa, b. ministra rolnictwa, który kieruje strukturami Prawa i Sprawiedliwości w Łódzkiem:
Ja w tej chwili mam w województwie 36 autokarów. To stan na wczoraj, więc dziś będzie jeszcze lepiej. Najważniejsze, że w olbrzymiej większości będą nimi jechać ci, którzy sami się zgłosili. Ogromnie się z tego cieszę. To nie jest tak, że musimy chodzić, namawiać, szukać tych ludzi. Nie, oni sami do nas przychodzą! Oczywiście wiszą ogłoszenia np. w mediach społecznościowych, ale jest ogromna mobilizacja oddolna. Dziś przyszedł do naszego biura pewien pan, który zapisał siebie i dwóch dorosłych synów. Powiedział: „Jedziemy bronić demokracji!”. Porozmawiałem z nim nieco dłużej. Zaskoczył mnie swoim rozeznaniem w polityce, opiniami o sprawach migracji, mediów publicznych, problemach unijnych i oddawania polskich kompetencji do Brukseli. Takie rozmowy napawają nadzieją.
Były minister infrastruktury i szef struktur PiS w Małopolsce Andrzej Adamczyk w rozmowie z portalem wPolityce.pl opowiada o optymizmie, jakim napawają go osobiste spotkania z ludźmi:
Dziś wyjątkowo wybrałem się z żoną na zakupy. Co i rusz ktoś podchodził z pytaniem, czy organizujemy wyjazd, z kim można jechać. Jest bardzo duże zainteresowanie. Z Małopolski już mamy 30 autokarów. To nie jest mało. Uczestniczyłem w organizacji innych wyjazdów na przestrzeni ostatnich dwóch dekad i powiem panu, że takiego odzewu dawno nie pamiętam. Chętnych jest tylu, że nie wiem, czy będziemy mieli zdolności techniczne, by wszystkim pozytywnie odpowiedzieć na prośbę o wyjazd. Spodziewam się, że i pociągi ze wszystkich zakątków Polski będą wypełnione osobami jadącymi na manifestację.
Tomasz Zieliński, poseł z Tomaszowa Lubelskiego:
Jesteśmy mocno zaskoczeni frekwencją. Tuż po ogłoszeniu informacji, że 11 stycznia odbędzie się protest w Warszawie, błyskawicznie zapełnił nam się autokar, który wyruszy z Tomaszowa. Podobnie było w innych powiatach Lubelszczyzny. Widać, że jest wielka potrzeba reakcji na to, co się w Polsce dzieje – zwłaszcza atak na media publiczne. Przychodzą do mojego biura osoby, które nie są członkami Prawa i Sprawiedliwości. Wielu widzę po raz pierwszy. Mówią: kończy się czas normalności, starsi przyznają, że pachnie im to stanem wojennym. Szczególnie zabolało ich wyłączenie sygnału – niczym przed 40 laty przez Jaruzelskiego – TVP Info i telewizji regionalnej, która na naszym terenie jest dość popularna. Pozostało im kilka niezależnych ośrodków medialnych – jak Wasz portal – ale w jednej chwili ich dostęp do informacji się bardzo skurczył. Są tym oburzeni, wiedzą, jak bardzo jest to niebezpieczne. I nie zamierzają siedzieć cicho.
Jeśli potwierdzą się te głosy, a podobne słowa słyszymy we wszystkich regionach Polski, rzeczywiście za tydzień przed parlamentem zapowiada się solidna frekwencja. Zapytaliśmy naszych rozmówców, co jest celem tej manifestacji, co chcą nią osiągnąć. Krakowska posłanka Małgorzata Wassermann sięga po daleko idące porównania:
11 stycznia trzeba koniecznie przyjechać do Warszawy, by pokazać, że nie ma zgody na tę bandyterkę. To, jak rozpoczęła swoje rządy nowa koalicja, można zobrazować hasłem: „łomy w dłoń i ruszamy!” - niezależnie od przepisów Konstytucji, instytucji, wszystkiego. Jeśli się na to zgodzimy, to oni będą iść coraz dalej. A to oznacza realną dyktaturę, a nie taką, jaką wmawiali ludziom przez 8 lat. Musimy pokazać, że jest nas dużo, że jesteśmy demokratycznym krajem, w którym ludzie domagają się, aby wszystko miało w nim ramy prawne, a rządzenie przy pomocy siły po prostu nie przejdzie. Trzeba pamiętać, że jeżeli na takie metody się machnie ręką, to nikt nie będzie mógł się czuć pewnie i bezpiecznie. To nie jest żart. Przypomnijmy sobie, jak w 2014 r. próbowano odebrać laptopy dziennikarzom „Wprost”. Tam też było siłowe wejście. Uznali wówczas, że są na tyle rozpieszczeni przez mainstream medialny, że wolno im to zrobić, uciekać się do metod mafijno-bandyckich. Nie możemy na to pozwolić!
Jacek Sasin przestrzega, że Polska znalazła się w szczególnym momencie i choć to dopiero początek rządów ekipy Tuska, to czasu na obronę Polski wcale nie ma zbyt wiele:
Teraz decyduje się, czy Polska będzie państwem demokratycznym, czy też państwem bez jakichkolwiek żadnych zasad, w którym władza nie będzie ograniczana żadnymi przepisami prawa. W konsekwencji każdy obywatel będzie się mógł realnie obawiać o swoje bezpieczeństwo, swoją przyszłość. Dlaczego ważne jest, by każdy kto może, przyjechał na ten protest? Bo dziś mamy jeszcze możliwość pokazać, że zamiary nowej władzy nie zrealizują się bez oporu społecznego. Jeśli ten sprzeciw nie będzie mocny, nie pokażemy, że mówimy „nie!” bezprawnym działaniom, to przegramy naszą wolność, demokrację i obudzimy się w kraju, który pogrąża się w jakiejś formie nowego totalitaryzmu.
Pojawia się oczywiście wątpliwość, czy opór będzie wystarczający i przyniesie efekty szybko.
Przede wszystkim te ponad 7,5 mln ludzi, którzy na nas głosowali, nie zniknęło. Oczywiście nie łudzimy się – na efekcie nowości, świeżości, nowa koalicja jeszcze trochę pojedzie. Nauczyli się też na swoich błędach i nie wierzę, że szybko polikwidują np. programy społeczne. Do wyborów samorządowych nic dolegliwego dla kieszeni przeciętnego Polaka się raczej nie wydarzy. Trzeba się więc przygotować na to, że te cieplarniane warunki dla rządu Tuska potrwają dłuższą chwilę. Dziś wielu ludzi się autentycznie boi, ale jeszcze więcej jest odważnych i walecznych. Wciąż jest nas bardzo dużo
— podkreśla Małgorzata Wassermann.
Kolejne pytanie brzmi: co zrobić, by w protesty społeczne zechcieli się zaangażować ludzie, którzy nie głosowali na PiS? Jak zbudować autentyczny ruch społeczny wokół sprawy – obrony demokracji – a nie partii? W odpowiedzi słyszymy od proszącej o anonimowość osoby z władz PiS:
Zapowiedziana przez prezesa Kaczyńskiego, a mająca się odbyć w lutym, duża konferencja patriotyczna, jest właśnie pierwszym etapem tego planu. Będziemy chcieli przyciągnąć wszystkie środowiska, które rozumieją skalę dziejącego się bezprawia i czują się – lub będą się czuć – pokrzywdzone tym, co nas niebawem czeka. Myślę, że ważna może się okazać duża część wyborców Trzeciej Drogi, którzy zapewne nie zgadzali się z działaniami naszego rządu, ale niekoniecznie oczekiwali takiej polityki, jaką widzą po 13 grudnia. Pamiętajmy, że w referendum wzięło udział ok. 10 mln osób, a na nas głosowało niespełna 8, więc i tu widzimy pewną bazę – myślących podobnie, choć niekoniecznie na nas głosujących. Prezydent Duda też wygrywał w 2020 r. w trudnej sytuacji i uzyskał ponad 10 mln głosów. To spora reprezentacja społeczna i trzeba zrobić wszystko, by do niej trafić.
Jak dodaje, dziś tego jeszcze tak dobrze nie widać, lecz w ciągu najbliższych miesięcy dostrzegą, jakie fundamenty demokratycznego państwa zostały zniszczone:
W czasie minionych ośmiu lat w mediach był zachowany pluralizm – z perspektywy demokracji nasze rządy były o tyle wygodne dla społeczeństwa, że miało ono poczucie równowagi. Rząd miał jakieś swoje ośrodki, opozycja - bardzo silne swoje; opozycja rządziła w samorządach, a rząd na szczeblu centralnym. Była równowaga. Dziś mamy całkowitą dysproporcję. Nie będzie żadnego medium, które byłoby w stanie nawiązać jakąkolwiek konkurencję ze stroną lewicowo-liberalną. Ludzie zaczną odczuwać konsekwencje tego, że wszędzie przekaz jest taki sam. Już to widać po konferencjach prasowych – na naszych mamy serie pytań z ostrą tezą wymierzoną w nas, a na konferencjach Donalda Tuska dziennikarze pytają: „jak pan skomentuje…”, „jak pan premier uważa…”, „jakie ma pan premier zdanie…”. Wcześniej atakowali rząd, to teraz muszą atakować opozycję.
Andrzej Adamczyk wskazuje, że dla przeciętnego obserwatora to, co zrobiono z mediami publicznymi, jest oczywiście najbardziej nośne, ale problem dotyczy spraw głębszych:
To nie jest tylko kwestia Sienkiewicza, lecz całej większości rządzącej, która depcze demokrację. To nie jest slogan. Autentycznie niszczona jest demokracja, zagrożona jest suwerenność naszego państwa i musimy robić wszystko, by z tą informacją do wszystkich dotrzeć. Znam sondaż Onetu sprzed dwóch dni, według którego 52 proc. Polaków nie ma nic przeciwko zamachowi na media publiczne. Ale mam nadzieję, że znaczna część z tych 52 proc. zrozumie, co nas spotkało wcześniej niż później, gdy jeszcze można postawić tamę niszczeniu demokracji, deptaniu prawa, zasad. W przypadku dziś rządzących nie liczy się nic. Pamiętam sytuację z lat 2008-2009 r., gdy za pierwszych rządów Donalda Tuska Platforma Obywatelska zmieniała prawo, by to, co było zakazane, stało się działaniem zgodnym z prawem. Ze swojego podwórka mogę powiedzieć np. o ustawie Prawo budowlane, które demolowało ustrój budowlany w Polsce i nie bez przyczyny pan prezydent Lech Kaczyński zawetował nowelizację tych przepisów. Dziś ich działanie jest dużo brutalniejsze i bliskie mentalności przywódców białoruskich, rosyjskich. Ma znaczenie tylko siła. Nie możemy na to pozwolić.
Również Robert Telus nie ma złudzeń, że trendy społeczne da się odwrócić szybko. Potrzeba na to czasu i kolejnych skandalicznych decyzji nowej władzy – które zapewne się pojawią. Ale opór trzeba stawiać już dziś i przyzwyczajać ludzi do pilnowania polskich spraw:
Jeżeli nowa władza będzie dalej miała takie pomysły, jak ma, dla nas może to oznaczać korzyści. Np. w sprawie prywatyzacji lasów – politycznie to dla nas dobra wiadomość. Lecz dla państwa polskiego to tragedia i skandal. Takie ruchy – a także np. siłowe przejmowanie instytucji państwa, akceptacja dla paktu migracyjnego, oddawanie suwerenności Brukseli – będą mobilizować nie tylko popierających Prawo i Sprawiedliwość, lecz większe masy ludzi, dla których Polska jest ważna.
Pierwsze efekty tej mobilizacji zobaczymy już 11 stycznia. Początek Protestu Wolnych Polaków rozpocznie się przed Sejmem o 16:00.
mtp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/677051-tylko-u-nas-potezna-mobilizacja-przed-protestem-1101