W swoim orędziu noworocznym premier Donald Tusk zapowiedział pojednanie i odbudowanie wspólnoty narodowej. Mówił o tym także w expose czy podczas marszu miliona serc. Problem w tym, że cios wspólnocie narodowej jako pierwszy zadał właśnie Donald Tusk, który dzielił, dzieli i dzielić będzie. Co więcej z tym odbudowaniem wspólnoty może być jak z przestrzeganiem prawa przez nową koalicję, czyli wszystko odbędzie się tak, jak „my to rozumiemy”.
I najważniejsze — pojednamy. Wiem, że pojednanie będzie prawdopodobnie najtrudniejszym zadaniem
— stwierdził premier Tusk w orędziu.
Ale wierzę, że i tym razem niemożliwe stanie się możliwe. Wierzę, że Polacy odrodzą się jako jedna wspólnota, jako wielki, silny naród i nie spocznę, dopóki do się nie stanie
— dodał.
Zbliżone słowa padły podczas marszu pierwszego października. Wtedy Donald Tusk ślubował na ulicach Warszawy zakończenie wojny polsko-polskiej dzień po wyborach.
Ja chcę dzisiaj także ślubować wam zakończenie wojny polsko-polskiej dzień po wyborach. To jest trochę tak, wiecie, jak się pogoni agresora, to już nie ma powodu do wojny
— mówił wówczas lider PO.
Warto jednak przypomnieć sobie kto storpedował koalicję PO-PiS w 2005 roku. To był pomysł obecnego premiera, by tak podzielić i skonfliktować na lata społeczeństwo, żeby wybierało raz liberałów, raz konserwatystów. Tamten podział miał być po prostu politycznie użyteczny. A kto wymyślił przemysł pogardy i pozwolił politykom pokroju Stefana Niesiołowskiego i Janusza Palikota w sposób systematyczny i przemyślany odzierać z godności politycznych przeciwników? w 2010 roku Palikot przyznał:
Trwale uszkodziliśmy liderów PiS-u i całą formację, która jest już niezdolna do zwycięstwa. Nikogo już nie uwiodą, bo są fundamentalnie ośmieszeni.
Kto na kilka dni po katastrofie smoleńskiej zniszczył atmosferę narodowej żałoby i pojednania, torpedując pomysł pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu? Kto zapowiadał dożynanie watah? Kto wymyślił, by starszych wyborców PiS nazywać „moherowymi beretami” i zabierać babci dowód? Kto mówił o strząsaniu pisowskiej szarańczy? Kto mówił o „zatłuszczonym łbie” eurodeputowanej z Suwerennej Polski? Kto chciał opiłowywać katolików? Czy za tym wszystkim nie stali aby politycy Platformy Obywatelskiej, którzy dziś udają, że z dzieleniem Polaków nie mieli nic wspólnego? A czy to nie akolici Platformy za swoje hasło obrali „jeb… PiS”, czy to nie oni nawoływali do „odszczurzania” instytucji po PiS (Marek Belka), czy to nie oni wyborców PiS nazwali „małpoludzią czeredą” (Jarosław Bratkiewicz)? I wreszcie czy sam Donald Tusk już zmienił zdanie o wyborcach PiS, o których w kampanii mówił:
Królami życia są ci, którzy chleją, biją swoje dzieci, biją kobiety i pracą się nie zhańbili od wielu lat. Wymarzona klientela polityczna dla władzy, która sama sposób myślenia bardzo podobny do tej klienteli.
Jak miałoby wyglądać dzisiejsze pojednanie, „tak jak je rozumie Donald Tusk” skoro jeszcze w marcu wiceszef PO Rafał Trzaskowski zapowiadał, że dla wyborców PiS nie ma miejsca w Polsce. A warto przypomnieć, że 15 października okazało się, że jest ich ponad 7,5 miliona.
Wszyscy wiemy, że młode pokolenie, właśnie wy, rozstrzygnie kwestię absolutnie fundamentalną: kto będzie rządził w Polsce. Czy to będzie opozycja, partie demokratyczne, czy to będzie znowu PiS wspierany przez swoich popleczników; przez tych, których przez te lata hodował, którzy mają absolutnie skrajne poglądy, na które nie ma miejsca w Polsce i których nigdy nie zaakceptujemy
— grzmiał ze sceny w Sosnowcu prezydent stolicy.
Skoro dla wyborców PiS nie ma miejsca w Polsce, to gdzie jest? Poza tym, tylu wyborców, co PiS nie ma dziś cała Koalicja Obywatelska. 11,5 mln wyborców, to Polacy, którzy oddali głos na całą dzisiejszą większościową Koalicję, z czego część z nich głosowała na Trzecią Drogą, która przecież zapowiadała: „dość kłótni i do przodu”. Młodzi ludzie uwierzyli, że głosując na Trzecią Drogę dostaną spokój, a dostali nieobliczalnego Donalda Tuska i jego siepaczy, a wraz z nim awanturę o media, jakiej Polska jeszcze nie widziała.
Czy pojednanie może przyjść przez pacyfikację mediów publicznych i odebranie ponad siedmiu milionom wyborców konserwatywnego przekazu? W dodatku pacyfikację pozbawioną podstawy prawnej, siłową, która wzbudziła gigantyczne negatywne emocje. A przecież można było zrobić wszystko spokojnie i legalnie. Ale przecież nie po to obecny premier zapowiadał siłowe wyprowadzanie urzędników z różnych instytucji, by coś miało się odbywać spokojnie.
Już po wyborach dr Woydyłło-Osiatyńska psycholożka i terapeutka uzależnień tłumaczyła w TVN 24, że „sieroty po PiS-ie będą żyły wśród nas i nie możemy być macochą w tym sensie, że trzeba pozwolić im dać głos”. Pani doktor wiązała duże nadzieje z zapowiadanymi zmianami w mediach i była przekonana, że to pomoże wyborcom PiS w zmianie poglądów:
Oni zaczną słuchać nowego przekazu. To w tym jest nadzieja, my nie będziemy nikogo pogwałacać. My po prostu będziemy im udostępniać wiedzę, obserwacje
— klarowała dr Woydyłło-Osiatyńska.
Gwałtem jednak konserwatywny przekaz wyciszono, spychając go, jak to było przed 2015 rokiem do niszy. Czy jednak ktoś rozsądny naprawdę wierzy, że jeden i ten sam przekaz niemal we wszystkich mediach, przekaz rodem z ulicy Wiertniczej, to droga to pojednania? Czy teraz wszyscy nagle uwierzą, że Donald Tusk jest zbawicielem narodu? Czy drogą do pojednania może być terror ideologiczny, który właśnie zaprowadza nowa władza?
Dziś wciąż aktualne są słowa Palikota o uszkodzeniu liderów PiS i całej formacji, tak by była niezdolna do zwycięstwa. Po to wszystkie te komisje śledcze i cały program rozliczeń, który jest oczkiem w głowie nowego premiera, po to groźby pozbawienia immunitetów, kierowane pod adresem posłów PiS, którzy dokonywali poselskich interwencji, by PiS nikogo nigdy już nie uwiodło i było „fundamentalnie ośmieszone”. Wprost mówił o tym niedawno obecny minister nauki, wiceprzewodniczący Nowej Lewicy, Dariusz Wieczorek:
PiS już władzy w Polsce nie przejmie, jestem przekonany. Nie mówię, że to będzie koniec partii, ale na pewno to koniec jej władzy.
Czy drogą do pojednania jest pozbawianie pracy ludzi o poglądach innych niż te głoszone przez nową koalicję, publiczne upadlanie wyborców PiS? Może droga do pojednania otworzy się wtedy gdy wszystkich konserwatystów się anihiluje lub przynajmniej sprawi, by zaprzestali publicznego wyrażania własnych opinii? Choć i ja życzyłabym sobie większej życzliwości w życiu publicznym, większej otwartości na ludzi o przeciwnych poglądach, to jednak, gdy słyszę słowa Donalda Tuska, który zapowiada, że „nie spocznie”, dopóki pojednanie nie nastąpi, to aż boję się myśleć co kryje się za tymi słowami. Bo te słowa brzmią niczym groźba.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/676758-premier-donald-tusk-dzielil-dzieli-i-dzielic-bedzie