Igrającym pomysłami Schmitta warto przypomnieć, że nic nie będzie ograniczało tych, którzy po Tusku władzę przejmą.
Karierę w Internecie robią trzy złote myśli przedstawicieli oraz sympatyków nowej władzy. Oto one: „Wszystko będzie zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy” (autorem jest premier Donald Tusk); „Przywracamy tę konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej” (to profesor prawa Adam Bodnar, minister sprawiedliwości); „Trzeba wyrwać się z pułapki prawniczego formalizmu” (to z kolei prof. Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, sędzia TSUE). Byłaby to tylko ciekawostka, gdyby te złote myśli nie stały się ważniejsze od konstytucji i obowiązujących w Polsce ustaw.
To, co wyrażają trzy złote myśli, na początku marca 2016 r. prof. Andrzej Zoll (były RPO i prezes TK) uznał za „lata 30. w Niemczech, kiedy wprowadzono za Carlem Schmittem decyzjonizm, tzn. obowiązuje nie norma abstrakcyjna generalna, tylko decyzja tego, który ma władzę”. Miał to być przytyk wobec rządu PiS i jego politycznego zaplecza. Tyle że już pod koniec 2012 r. prof. Jadwiga Staniszkis sformułowała jeszcze ostrzejszy zarzut tego rodzaju wobec rządu ówczesnego premiera:
„Rząd Donalda Tuska i jego otoczenie stwarzają fatalny klimat wokół prawa: bezkarność, nieprzestrzeganie oraz brak procedur. Premier mówił w sejmie, że jego władza jest ograniczana przez prawo. To nieprawda. Tusk rządzi w sposób arbitralny, unikając tworzenia procedur w sprawach tak ważnych, jak relacje z Unią Europejską, czy dokonując wyboru ścieżki smoleńskiego śledztwa bez jakichkolwiek proceduralnych zasad. Podobną dezynwolturę wobec obowiązującego prawa widać na samym dole, w działaniach sądów, prokuratur, kuratorów w sprawie Amber Gold”.
Po wyborach 15 października 2023 r. to, co się dzieje w Polsce, to już czysty (brudny) decyzjonizm, przy którym zarzuty prof. Zolla z marca 2016 r. wydają się kompletnym nieporozumieniem. Decyzjonizm Tuska z końca 2023 r. i początku 2024 r. to pełen zamordyzm i naigrawanie się z prawa, w tym z konstytucji, a także nieskrywana satysfakcja z brutalnego łamania prawa i ustawy zasadniczej oraz z pomiatania ludźmi.
Oczywiście zupełnym bezsensem, a wręcz groteską byłoby podejrzewanie Donalda Tuska, że inspiracje czerpie z lektury samego Schmitta, a tym bardziej z poświęconego m.in. Schmittowi tekstu „Autoritas non veritas facit legem: Thomas Hobbes, Carl Schmitt und die Idee der Verfassungsstaates” Martina Rhonheimera, szwajcarskiego filozofa i duchownego (z roku 2000). Nie sposób też uznać, że Tusk czytał i zrozumiał „Lewiatana” Thomasa Hobbesa, do którego Schmitt i Rhonheimer nawiązują. Dla niego zasada „nie prawda, lecz władza stanowi prawo” (o ile w ogóle jest znana w sensie tego, kto ją sformułował i rozwinął) ma znaczenie wyłącznie jako pała, czyli narzędzie praktycznego zamordyzmu.
Nie chodzi o to, żeby Donalda Tuska czegokolwiek nauczyć, bo to byłoby jałowe zajęcie, tylko o dekonstrukcję tego, do czego prowadzi przyjęcie zasady, że władza stanowi prawo. I skąd ona się wzięła. A wzięła się z Hobbesa (z XXVI rozdziału „Lewiatana”), tylko została potem wszechstronnie sprostytuowana. Hobbes uznawał, że prawo państwowe, powierzone władcy przez obywateli, ma chronić naturalne (prywatne) uprawnienia każdego do obrony życia i dobrostanu, do zachowania pokoju. Władza nie egzekwuje i nie interpretuje prawa, lecz obywatele powierzyli jej zadania wynikające z umowy społecznej. Hobbes nie daje władzy państwowej swobody uchwalania dowolnego prawa, tylko takie, w którym odzwierciedla się „rozum publiczny” i publiczny interes.
Carl Schmitt robi sobie z Thomasa Hobbesa wycieraczkę, podobnie jak Donald Tusk z konstytucji i ustaw, zakładając, że „decyzja w sensie normatywnym powstaje z niczego”. Schmitt pisał: „Decyzja suwerenna jest absolutnym początkiem, a początek jest niczym innym jak suwerenną decyzją. Bierze ona swój początek z normatywnej nicości i konkretnego nieporządku”. Tyle że to absolutne nadużycie, bowiem u Hobbesa tylko realizuje się swego rodzaju zlecenia przekazane przez obywateli w umowie społecznej. Nicość prowadziłaby do patologii, a powinno się gwarantować ochronę prawa naturalnego. Decyzjonizm Schmitta i Tuska (choć przecież u Tuska będący tylko popłuczynami po Schmitcie) wynika wyłącznie z woli. Jeśli władza zdoła narzucić własny porządek (zamordyzm), uzasadnia to wszystko inne. Można wszystko, bo władza działa w normatywnej pustce, nie jest niczym ograniczona.
Decyzjonizm Schmitta, pokracznie interpretującego Hobbesa, był znakomitym alibi dla nazistów, którzy uznali, że liczą się tylko władza i wola, a rządzenie może przybierać dowolne formy, w tym te najbardziej opresyjne, skoro funkcjonuje w normatywnej pustce. Złote myśli, czy raczej „zasady” Tuska, Safjana i Bodnara też zakładają normatywną pustkę, więc „hulaj dusza, piekła nie ma”. Władza może wszystko, bo nic jej nie ogranicza. Zapomina się tylko, że tym bardziej nic nie będzie ograniczało tych, którzy władzę przejmą i osądzą poprzedników. Ale skoro ktoś bardzo ciężko na to pracuje, to chyba się liczy z epilogiem, jaki niechybnie nastąpi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/676694-kilka-przestrog-dla-tuska-safjana-i-bodnara