Może nas dziwić, że zaprowadzanie nowych standardów praworządności przede wszystkim na karkach wynajętych osiłków a nie na podstawie legalnej procedury, niespecjalnie obeszło uwagę europejskiej opinii publicznej.
Owszem, wiemy, że od 2016 r. za podszeptem polskiego mainstreamu polski rząd był ścigany na czołówkach wielu światowych mediów za wydumane przewinienia, ale mimo wszystko te kordony policyjne niezbyt ładnie komponują się z uśmiechem dawnego przewodniczącego Rady Europejskiej. Trzeba nam jednak pamiętać o medialnej „międzynarodówce”, która nazywa się LENA, czyli Leading European Newspaper Alliance, a która mieni się „sojuszem gazet, którego celem jest podnoszenie dziennikarskich standardów i promowanie wysokiej jakości dziennikarstwa w Europie”.
W tym zaszczytnym gronie znajduje się - a jakże! - znana z rzetelności dziennikarskiej (choć „inaczej”) „Gazeta Wyborcza”, ale także „Die Welt” z Niemiec, „El País” z Hiszpanii, „La Repubblica” z Włoch, „Le Figaro” z Francji, „Le Soir” z Belgii, a także „Tages-Anzeiger” i „Tribune de Genève” ze Szwajcarii. Wciąż zdaje się też trwa współpraca tychże tytułów wokół projektu „Nasza Europa” powstałego przy wsparciu Parlamentu Europejskiego.
Jak owocna jest to współpraca, miałam okazję sprawdzić w październiku i listopadzie 2021 będąc w Madrycie i nasłuchując doniesień ze szturmu na polską granicę. Gdy trwał hybrydowy atak nie tylko stowarzyszony w LENA „El País”, ale też wszystkie centro-lewicowe dzienniki i telewizje powielały relacje z „Wyborczej” i „Oko.press”, siejące jak już wiemy z premedytacją zmanipulowane wiadomości i demonizując Polskę na wszelkie możliwe sposoby. O ile my Polacy byliśmy jednak przeważnie odporni na propagandę ośrodków medialnych niepogodzonych z wyborem Polaków dokonanym przy urnach, o tyle odbiorcy zagraniczni mainstreamowych mediów byli pracowicie urabiani, aby skojarzyć prawicowy rząd z faszystami i ksenofobami a nawet ludobójstwem w przygranicznych lasach.
Ten przeprowadzony w białych rękawiczkach proceder oczerniania Polski mści się teraz obojętnością Europejczyków, a niekiedy nawet aplauzem wobec zamordystycznych działań Tuska, mających ponoć przywracać standardy demokratyczne. Czytając zatem dzienniki typu „El País”, „Le Soir” czy „Le Figaro” wszystko wydaje się czasem drukowane z jednej sztancy, gdzie Tusk, tak jak obiecał w dniu wyborów „przywraca Europie Polskę”, zagubioną w mrokach reakcyjnego nacjonalizmu i konserwatyzmu.
Dla przykładu czytamy w grudniowych artykułach „Le Figaro” frazy pełne przekłamań i eufemizmów, od których zwyczajnie bolą zęby:
Proeuropejski Donald Tusk obiecał „rozliczenie” po ośmiu latach narodowego konserwatyzmu w Polsce. Nowo mianowany premier podejmuje się tego zadania z werwą. W środę nowy rząd, zwany już „demokratycznym” zadał poważny cios, odwołując szefa i członków zarządu mediów państwowych. Początek wielkiego sprzątania i politycznego trzęsienia ziemi.
Decyzja ministra (o postawieniu mediów w stan likwidacji) następuje po decyzji polskiego prezydenta Andrzeja Dudy- sojusznika odsuniętych od władzy populistycznych nacjonalistów- o zawetowaniu przyznania dotacji tym mediom, których kadrę kierowniczą właśnie zmienił nowy proeuropejski rząd Tuska. Tuż po dymisji jej liderów zawieszono nadawanie publicznego kanału informacyjnego TVP. Odsunięci od władzy po październikowych wyborach populiści protestują przeciwko tym decyzjom, które uważają za „atak na wolność mediów”. Część ich zastępców od kilku dni zajmuje biura telewizji i agencji PAP i odmawia uznania nowej kadry zarządzającej.
W niemal wszystkich europejskich dziennikach chwalona jest „werwa” Tuska w „sprzątaniu po nacjonalistach”, bo trudno oczekiwać, aby lewicowe dzienniki spisującej pilnie po towarzyszce „Wyborczej” mogłyby odstawać w przekazie od oficjalnego nurtu. Czasem, owszem zdarzy się cytat z wypowiedzi Mastalerka lub Morawieckiego, ba!, nawet Pereiry, ale szybko przykrywany jest akapitem o braku wolności prasy w reżimie pisowskim albo cytaty w rodzaju „jak podała „Organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) w raporcie za 2020 r. w polskich mediach publicznych króluje nawoływanie do nienawiści”, w tym oczywiście nienawiści wobec bezprzykładnie proeuropejskiego Tuska.
Jak wielokrotnie podkreślałam, najciekawiej jest zatem czytać komentarze czytelników pozostawiane pod tekstem, bo większość z nich przez lata śledzenia własnych mediów nauczyła się je czytać przekornie na odwrót. Chwalą Tuska? To znaczy, że jest Macronem-bis albo Sanchezem-bis, czyli w skrócie maskotką technokratów brukselskich. Bardzo przytomne są też uwagi Hiszpanów czytających korespondencje z Polski, którzy zapytują dlaczego Carmen Valero („El Mundo”) albo Rosalía Sánchez („ABC”) wysyłają swoje teksty o Polsce zawsze z Berlina i - jak się zdaje - przez pryzmat niemieckich gazet. Cała nadzieja więc w zdrowym rozsądku Europejczyków, choć wobec skali manipulacji i epitetów używanych wobec polskiej prawicy trudno oczekiwać większego poparcia lub zrozumienia naszej sytuacji. Sami zresztą, znajdziemy się w podobnym położeniu, jeżeli nie obronimy mediów reprezentujących prawą i konserwatywną stronę Polski. Każdy Polak (dobrej woli) znający języki powinien zalogować się do odnośnych dzienników zgrupowanych w LENIE i w komentarzach dostarczać czytelnikom nie tylko uczciwych informacji, ale też stawiać autorom zmanipulowanych treści trudne pytania. Nieocenioną pomocą służą nam oczywiście obcokrajowcy mieszkający w Polsce, którzy czasem swoim bezbłędnym francuskim, hiszpańskim wdają się w polemiki z tezami artykułu będąc najlepszym, bo naocznym świadkiem wydarzeń w Polsce.
Pomimo niezbyt optymistycznych widoków miejmy nadzieję, że wydarzenia w Polsce czy w zmęczonych lewicowym walcem krajach Zachodu staną się motywem, aby w zbliżających się wyborach do Europarlamentu – raz na zawsze odprawić z kwitkiem posłusznych przodowników woke-wege-socjalizmu spod tęczowej flagi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/676547-dlaczego-europejska-prasa-kopiuje-zmanipulowany-przekaz-gw