Wrócił Tusk, i wróciło wyjątkowo ordynarne odwracanie kota ogonem. Nie ma gruntu, nie ma faktów, nie ma prawdy. Jest rzeczywistość pisana za każdym razem od nowa, w zależności od bieżącej potrzeby. Dziennikarze tej baśni nie przerwą, nie powiedzą, że było odwrotnie, niż to pan premier opisuje. Jeśli pada pytanie w trudnej kwestii - to w tonie przepraszającym za dotknięcie sprawy tak nieprzyjemnej. O agresywnym dopytywaniu całymi seriami nie ma mowy. Ten styl stosowano tylko wobec rządów PiS.
Płyną więc kolejne minuty konferencji. Tusk cedzi słowa, w co drugim zdaniu rzuca „PiS”, literkę „s” wymawiając spektakularnie długo. Zapewne ma to ostrzegać przed złem. Największym złem.
W sprawie najważniejszej, a więc mediów publicznych, pytanie padło dość późno. Tusk zaprezentował karkołomną wizję świata. Tak, sięgnięto po przemoc - ale to PiS sięgnął. On działa zgodnie z prawem, tak jak je rozumie. Jak się komuś coś nie podoba, może iść do sądu.
O hierarchii źródeł prawa, o przegonieniu legalnych zarządów za pomocą osiłków, o wyłączeniu niewygodnej anteny, nie wspomniał. Tego nie było.
Wolę, aby machina państwa i prawa toczyła się powoli” -
— mówił, dystansując się od rozwiązań przemocowych. Teraz, gdy nie zdołały domknąć zamachu stanu, bo pojawił się opór. Ale kary będą:
Każdy, kto naruszył - odpowie indywidualnie, i nieważne, czy jest parlamentarzystą PiS-u, bez znaczenia, będziemy głosowali uchylenie immunitetów. Nie będzie świętych krów -
— sączył groźby.
Czy można to było zrobić lepiej, zgodnie ze standardami europejskimi? - heroicznie zapytała reporterka Polsatu.
Słuchajcie, ja nie chciałem się nad tym rozwodzić. Nie ma takiej wersji przywrócenia mediów publicznych narodowi, która by nie wzbudziła furii Kaczyńskiego i PiS-u. Nie pogodzili się z utratą władzy. Kwestionują wynik wyborów.
Tusk zapytał sam siebie: „czy robimy to samo, co PiS?”? Ze słów Tuska wynika, że nie, bo PiS ponoć robiło rzeczy straszne. Ale jednak uchwałami ustaw nie przełamywało, siłowo nie wchodziło do mediów publicznych - do tego zasadniczego aspektu Tusk się nie odniósł.
Do tego kłamstwo, że Rada Mediów Narodowych jest „niezgodna z Konstytucją” - to po prostu nieprawda, werdykt z 2016-go roku rozstrzygnął dokładnie odwrotnie: RMN jest instytucją legalną, to powoływanie prezesów instytucji medialnych przez ministra jest niezgodne z konstytucją.
A poza tym, przekonywał Tusk, dziennikarze neo-Wiadomości pracują w trudnych warunkach, i nie ulegli pokusie, żeby zrobić anty-PiS. Czyżby?
Oglądałem podpis prezesa Matyszkowicza, który gdy odchodził, podpisał przekazanie instytucji swoim następcom -
— rzucił Tusk, co jest ciekawym, nowym wątkiem. Bo tego podpisu do tej pory nikt nie widział. A nawet gdyby był, to taki wymuszony podpis na jakiejś pozaprawnej „umowie” niczego nie zmienia.
W sumie działają „legalnie, zgodnie z przepisami, z naszą interpretacją”. Jest ciężko, bo „Trybunału nie ma, Rada jest niekonstytucyjna”. Znów kłamstwa.
Ale Tusk jednak ma problem. Irytuje go szeroki konsensus, że prawo podeptał. Można to było wyczytać z jego słów.
Nie dziwcie się, to jest… Czy naprawa państwa po tym, co zrobił PiS, jest procesem estetycznym, eleganckim.
Premier chce jednak, byśmy żyli w państwie prawa.
Przecież cała Polska wie, że będziemy respektowali wyroki sądów, rządy prawa. Na końcu będzie tak, jak chce prawo, a nie jak chce polityk.
Wniosek: państwo prawa będzie wtedy, gdy Tusk zechce. Będzie post-factum, gdy potulne sądy przyklepią bandtyterkę. Czyli państwa prawa jednak nie będzie, bo nie na tym ono przecież polega.
„Polska potrzebuje elementarnej jedności i spokoju, i dlatego powstrzymuję się od dalszych działań” -
— mówił Tusk. Czytaj: powstrzymuje się od przemocowego uderzenia. Prawo będzie egzekwowane „cierpliwie i bez spektakularnych fajerwerków”. Poza tym chce rozmawiać, ale rozmowa wokół wniosku PiS o dymisję Sienkiewicza jest - tu Tusk się skrzywił - złą propozycją.
Potem zażartował:
„Dostawałem od mediów publicznych mocno po głowie, gdy był premierem”.
Dlatego nikt go nie musi uczyć otwartego podejścia do mediów publicznych.
Gdyby nie media publiczne, PiS nie wygrałoby żadnych wyborów. Prawda w mediach publicznych jest zabójcza dla PiS. Dlatego walczą jak opętani” -
— mówił Tusk. Tu jest ślad prawdy: gdyby nie osłona ze strony TVP, która pluralizowała polski rynek medialny, maszyna opozycyjnego kłamstwa obaliłaby rząd znacznie szybciej.
Tusk bardzo by chciał, by odblokowano jak najszybciej budynki TAI na Placu Powstańców. Bo to, że nie ma pełnej oferty TVP, to wina parlamentarzystów PiS, którzy pełnią tam dyżury. Neo-Wiadomości są świetne, i ładnie się oglądają. A opinie wielu prawników, przekonywał, głoszą, że działania ministra Sienkiewicza są „i pożądane, i zgodne z prawem”. A że są inne opinie? Dziś w Polsce - to w istocie powiedział Tusk - prawo nie obowiązuje, jest anarchia, a więc decyduje ten, kto ma siłę. Tak zaczyna się każda dyktatura.
W sumie dużo słów, mało treści, i jednak krok w tył. Taktyczny, ale jednak. Specjalna operacja pacyfikacyjna udała się tylko częściowo, i Tusk to wie. Wie też, że cena za użycie metod rodem ze stanu wojennego jest bardzo wysoka. W ciągu dwóch tygodni nowa władza sprawiła, że termin „koalicja 13 grudnia” nie jest złośliwością, ale odnosi się do prawdziwej natury władzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/676110-tusk-jednak-sie-przestraszyl-wie-ze-cena-jest-wysoka