Popularna w internecie Nagroda Darwina to „wyróżnienie” za głupie i ryzykowne zachowania, których efektem jest śmierć nominowanego. Gdyby tę antynagrodę przyznawano też instytucjom, Unia Europejska byłaby murowanym kandydatem. Migracja, polityka klimatyczna, przymusowa centralizacja – ile jeszcze kroków dzieli nas od samobójczego skoku?
Jedna z „laureatek” Nagrody Darwina postanowiła zrobić sobie selfie nad groźnym urwiskiem. Nie pasowały jednak ujęcia i w poszukiwaniu atrakcyjnego widoczku zbliżyła się do krawędzi. Aż spadła zabijając się na miejscu. W taki sposób zachowuje się Unia. Świat zrobił się bardzo groźny, ale europejska „dama” martwi się jedynie tym, aby dziejowe wichry nie popsuły jej makijażu.
Pierwszym krokiem do autodestrukcji jest migracja
Kiedy polska opinia publiczna z wypiekami na twarzy śledziła bój o media publiczne, w zaciszu brukselskich gabinetów, przy poparciu rządu Donalda Tuska został przyjęty pakt migracyjny. Wobec pierwotnej wersji wprowadzono w nim trochę kosmetycznych zmian, które nie wnoszą jednak niczego istotnego. Największą, nienaprawialną wadą paktu jest jego oderwanie się od istoty problemu migracji. Unia Europejska zamiast zatamować rosnącą falę niechcianych przybyszów, zastanawia się jak ich „sprawiedliwie” rozlokować na miejscu. Bruksela, spętana poprawnością polityczną i fałszywie pojętym humanitaryzmem, boi się uderzyć w międzynarodowe mafie handlarzy ludźmi, a to jest istota problemu. Zamiast tego, niemiecki kanclerz Olaf Scholz dokłada pieniędzy do pozarządowych organizacji, które od gangsterów przejmują tych nieszczęsnych ludzi na Morzu Śródziemnym. Największą cenę ponoszą sami migranci. Według różnych szacunków, na przemytniczych szlakach utonęło już prawie 40 tys. ludzi. Bruksela nie robi też nic, aby przerwać spektakl iluzji, który w 2015 roku uruchomiła Angela Merkel. W każdej, nawet najbiedniejsze afrykańskiej wiosce mają chińskie smartfony i widzą, jak się żyje w Europie, ale nie wiedzą, że ich tutaj nikt nie chce. Pakt migracyjny nie walczy z przyczyną problemu, ale nieudolnie usiłuje powstrzymać jego skutki. To się nie uda. Trudno prognozować kiedy, ale taki moment nastąpi, gdy liczba przybyszów osiągnie na naszym kontynencie masę krytyczną. Możliwych jest wtedy kilka scenariuszy, ale wszystkie są złe, a niektóre dramatyczne.
Drugim krokiem do przepaści jest polityka klimatyczna
Czy ktoś z Państwa zauważył, że skończył się już szczyt klimatyczny COP28? W mediach poświęcono temu wydarzeniu mniej więcej tyle uwagi ile odbywającym się także w grudniu mistrzostwom świata w piłce ręcznej kobiet (z cały szacunkiem dla pań uprawiających ten wspaniały sport). Dlaczego polityka klimatyczna przestaje być interesująca? Odpowiedź jest prosta. Nie ma globalnej polityki klimatycznej, a są jedynie interesy mocarstw, które mają teraz inne sprawy na głowie. Największy truciciel świata przysłał na COP28 piąty garnitur urzędników. Trudno o bardziej czytelny sygnał, że Chiny idą własną drogą. Są największym w świecie producentem odnawialnych źródeł energii, a z drugiej strony „przepalili” w tym roku rekordową ilość węgla. Z kolei rządzone przez demokratów Stany Zjednoczone w sferze ideowo-propagandowej są jak najbardziej za ochroną klimatu, ale będą musieli zabrać się za to później. Kilka dni temu ujawniono, że chiński przywódca Xi Jinping zakomunikował prezydentowi Joe Bidenowi, że zajmie Tajwan, choć chciałby zrobić to pokojowo. Wiadomo, że Stany Zjednoczone nigdy do tego nie dopuszczą. Pytanie nie brzmi czy wybuchnie wojna amerykańsko-chińska, lecz kiedy to nastąpi? USA szykują się do konfliktu na dwa fronty, z Chinami i Rosją. Oznacza to, że będą wzmacniać i militaryzować gospodarkę. Rzecz jasna nie zrezygnują z energetyki odnawialnej, ale wtłoczą ją w szerszy plan, a nie odwrotnie. Indie, kolejny wielki truciciel, w wykorzystaniu węgla ustępuje jedynie Chinom ale nadgania te zaległości. W dodatku rząd w Delhi zapowiedział, że prawdopodobnie zaskarży do międzynarodowych trybunałów unijny podatek od śladu węglowego (CBAM). Bruksela była przekonana, że stworzyła narzędzie, które pomoże światowej gospodarce przestawić się na zielone tory, ale stało się inaczej. CBAM jest odbierany w świecie, jako element wojny handlowej. O Rosji nie ma co wspominać, ponieważ kraj ten wszedł na bandycką ścieżkę, a wojna na Ukrainie – poza ogromem tragedii dla ludzi i zniszczeniami – stała się potężnym źródłem emisji dwutlenku węgla. Tegoroczny szczyt klimatyczny został zorganizowany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, które wykorzystały COP28 do promocji paliw kopalnych. Z radykalną polityką klimatyczną walczy nawet…matka natura. Wybuch wulkanu na Islandii dostarczył ziemskiej atmosferze taką porcję CO2, że „oszczędności” poczynione na ograniczaniu europejskiej energetyki węglowej nie mają żadnego znaczenia.
Jedynym rodzynkiem albo zakalcem w tym klimatycznym cieście jest Unia Europejska. Przy okazji COP28 przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen zapowiedziała, że potrzebuje kolejnych bilionów euro na „zieloną” transformację. Oznacza to nowe podatki, które do reszty zrujnują i tak tracącą konkurencyjność unijną gospodarkę. Bruksela jest gotowa na takie poświęcenia w przekonaniu, iż ograniczy w ten sposób emisję dwutlenku węgla. To czysty, „darwinowski” błąd w rozumowaniu. Emisja CO2 nie maleje, ale przesuwa się w inne rejony świata, gdzie nie obowiązują tak restrykcyjne prawa. Dla klimatu w skali globalnej, a tylko takie ujmowanie problemu ma sens, wyrzeczenia Unii Europejskiej nie mają żadnego znaczenia.
Centralizacja to trzeci i być może ostatni krok
O szkodliwości budowy wspólnego państwa europejskiego napisano tysiące mądrych artykułów i książek. Czasami jednak najprostsze argumenty są najlepsze. Unia Europejska zbudowana jest z 27 państw. Każde z nich ma swoją historię, kulturę, system społecznych interakcji, interesy międzynarodowe, strukturę gospodarczą, plany rozwojowe. Nie da się z tej barwnej mozaiki stworzyć monochromatycznego tła. W europejskim superpaństwie będą słabsi i silniejsi, bogatsi i biedniejsi, ważni i pomijani. Nie można budować wspólnoty na nierównościach. To się w historii nigdy nie udało. Jugosławia przez dekady uchodziła za kraj cywilizowany i dobrze rozwinięty, aż Chorwacja, Słowenia i Bośnia nie zorientowały się, że żyją pod butem Serbii. Odzyskanie wolności kosztowało ich morze krwi i zgliszcz. Unia Europejska nie wyciąga lekcji z przeszłości innych państw. Takie lekceważenie historii może nas sporo kosztować. Unia Europejska zapewne przetrwa falę migrantów. Prawdopodobnie nie spłonie na skutek zmian klimatycznych. Może się natomiast okazać, że największym zagrożeniem dla Unii Europejskiej jest sama…Unia Europejska.
Rozsądni ludzie kierują się zasadą, że w życiu warto liczyć na najlepsze, ale trzeba być przygotowanym na najgorsze. „Laureaci” Nagrody Darwina nie przestrzegają drugiej części tej reguły i… giną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/676059-unia-europejska-zasluzyla-na-nagrode-darwina