Zadziwiające przyspieszenie zamachu na media publiczne może być tłumaczone tym, że Donald Tusk znowu się „wściekł” i pogonił ministra kultury Sienkiewicza do roboty, co tenże tak sobie wziął do serca, że w ciągu 107 minut, jakie upłynęły między podjęciem uchwały Sejmu, odbyły się zgromadzenia wspólników trzech spółek (w siedzibie MKiDN), a następnie w innym miejscu sporządzono ich protokoły – z podpisem Sienkiewicza, złożonym według treści aktu notarialnego w siedzibie kancelarii notarialnej. Tempo iście stachanowskie.
Ten atak na media publiczne miał jednak na celu przede wszystkim odcięcie sygnału TVP INFO, zlikwidowanie głównego (i wszystkich innych) programu informacyjnego, czyli odcięcie milionów Polaków od przekazu treści, o których media salonu Trzeciej RP nawet się nie zająkną, za to z zapałem godnym młodych komsomolców będą przekonywać widzów, słuchaczy i czytelników, jak to nowa, demokratyczna władza robi porządek w publicznych mediach, zdeprawowanych przez rządy PiS.
O czym Polacy nie powinni wiedzieć
O tym, że Donald Tusk nic podczas swojej pierwszej zagranicznej wizyty nie załatwił, a wręcz przeciwnie, cicho siedział, kiedy Orbán wetował nowe podatki, można jeszcze było usłyszeć w mediach publicznych, w kontrze do zachwytów mainstreamowych mediów nad skutecznością nowego premiera, który już podczas swojej pierwszej wizyty wymógł na eurokratach wypłatę Polsce 5 mld euro (choć załatwił to poprzedni rząd).
Za serce ściskał widok oddania p. o. ambasadora przy UE, który nocą biegał z papierami po siedzibie unijnych instytucji, żeby jeszcze coś dla Polski ze skarbca UE wyszarpać, tak jakby elektroniczny obieg dokumentów był czymś nieznanym w tych murach.
Kiedy wiceminister klimatu zamurowało na spotkaniu ministrów środowiska UE, gdzie ostatecznie zatwierdzono kolejny krok w procedowaniu niekorzystnej dla Polski zmiany traktatów (choć do tej pory polski rząd zdecydowanie się temu sprzeciwiał, blokując dalsze prace nad tymi zgubnym dla Polski projektem), media salonu Trzeciej RP przekonywały Polaków, że to nie miało najmniejszego znaczenia, prace potrwają wiele miesięcy, nie wiadomo, czym się zakończą, tak więc nie ma się czym przejmować. Polacy, nic się nie stało.
Jednak kiedy ostatecznie przyjęto pakt imigracyjny, telewizja publiczna już milczała, tak więc media sprzyjające nowej władzy nawet nie musiały się wysilać, żeby wciskać Polakom propagandę, jak to jest korzystne dla Polski, bo np. potwierdza, że jesteśmy solidarni z innymi krajami UE, że żadnego przymusu nie będzie, a w ostateczności eurokratów z UE przekona argument, że przecież przyjęliśmy setki tysięcy uchodźców z Ukrainy. Nie musiały, więc solidarnie ten fakt przemilczały.
Jednak ten monopol medialny nie jest już tak szczelny, jak za czasów poprzednich rządów Tuska i niezależne media, internet i wiele innych, nie kontrolowanych przez nowe władze nośników informacji postarało się, żeby do opinii publicznej, może nie w takim zasięgu, jaki miały media publiczne, to wszystko, o czym wyżej napisałam, jednak dotarło.
Pilnując mediów publicznych nie wolno zapominać o Polsce
Nic dziwnego, że zamach na media publiczne absorbuje prawie całkowicie dziennikarzy, polityków i większą część opinii publicznej. Reflektory skierowane są na siedziby TAI i PAP, których nie udało się jeszcze spacyfikować. Tymczasem na obrzeżach tej batalii próbuje się przeprowadzić może nawet jeszcze groźniejszą operację, mającą przygotować i oswoić Polaków z falą imigrantów, która może zalać nasz kraj.
Pierwszy i najważniejszy element tej operacji przygotowywanej z większym profesjonalizmem niż zajazd pułkownika Sienkiewicza na media publiczne już został wprowadzony w życie – pakt migracyjny został przyjęty z błogosławieństwem nowego rządu, po wycofaniu sprzeciwu rządu Morawieckiego. Ktoś może powiedzieć „oj tam, najwyżej zapłacimy te 22 tysiące euro za każdego nielegalnego imigranta”, ale trzeba być naiwnym, żeby sądzić, że Berlinowi, Paryżowi, Madrytowi czy Rzymowi tylko o to chodzi, bo nie mają pieniędzy, żeby ich u siebie trzymać. Także naiwnością jest sądzić, że ta relokacja będzie polegała na tym, że Niemcy pulę imigrantów przekażą Francji, Francja swoją Włochom, Włochy Hiszpanii itd. To kraje Europy Środkowej i Wschodniej, które przez lata skutecznie walczyły z imigracyjnym naporem, będą musiały ich przyjąć z całym bagażem patologii, przestępstw i destabilizacji życia lokalnych społeczności.
Demontaż ochrony granicy polsko-białoruskiej?
Jednocześnie Białoruś - w porozumieniu z Rosją - rozpoczęła trzeci akt akcji „Śluza” ( pierwsza na przełomie 2010 – 2011 akcja przerzucania nielegalnych imigrantów z Białorusi na teren UE powiodła się i Białoruś wymusiła na Unii miliony euro na „uszczelnianie granicy”, drugą zatrzymała Polska). Niemiecki dziennik Bild podał że „polskie służby bezpieczeństwa ostrzegają przed nowym, zorganizowanym napływem migrantów przez Rosję i Białoruś”. Częścią procederu mają być rejsy nowej, „rzekomo tureckiej” linii lotniczej Southwind, która ma łączyć Stambuł z Mińskiem, z ominięciem unijnych sankcji. Straż Graniczna odnotowuje także wzmożenie w ostatnich tygodniach prób nielegalnego przekroczenia polsko-białoruskiej granicy.
Tymczasem Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o uchylenie rozporządzenia w sprawie push backów na granicy z Białorusią (czyli odsyłania nielegalnych migrantów na białoruską stronę), ponieważ jego zdaniem jest to niezgodne z Konstytucją. Tym razem to RPO rości sobie prawo orzekania co jest niezgodne z Konstytucją, zastępując Trybunał Konstytucyjny. Czy zamiast odsyłania ludzi, którzy nielegalnie przekroczyli polską granicę i NIE SĄ UCHODŹCAMI pan rzecznik proponuje zastosowanie w zamian obowiązujących przepisów kodeksu karnego art. 264: § 2. Kto wbrew przepisom przekracza granicę Rzeczypospolitej Polskiej, używając przemocy, groźby, podstępu lub we współdziałaniu z innymi osobami, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 3. Kto organizuje innym osobom przekraczanie wbrew przepisom granicy Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Apele o zburzenie muru na granicy polsko-białoruskiej już były. Kto pierwszy wystąpi z apelem o całkowite jej otwarcie? To bardziej ułatwi inwazję imigrantów Łukaszenki i Putina na Polskę, a w rezultacie Europę Zachodnią niż zakaz push backów.
Hołownia legalizuje nielegalne
Może marszałek Hołownia, który gościł w Sejmie na Wigilii m.in. imigrantów, także tych, którzy nielegalnie przekroczyli granicę polsko-białoruską. Trzecia osoba w państwie legitymizuje łamanie prawa, a jedna z uczestniczek tego spotkania jest tym zachwycona. Pani Lysette, która ma na swoim koncie trzy push backi (i jest na zdjęciu z Hołownią) zwierza się jednej z organizacji pozarządowych: „W życiu bym nie pomyślała, będąc w lesie na granicy białorusko-polskiej, że któregoś dnia zostanę zaproszona do polskiego Sejmu. Że znajdę się w gronie osób specjalnie zaproszonych. Taka myśl nie przeszłaby mi nawet wtedy przez głowę”. Szanowna pani Lysette, mnie taka myśl także nie przeszłaby przez głowę…
„Herzlich willkommen”
Chwalebny jest sprzeciw wobec łamania prawa w związku z zamachem na media publiczne. Można mieć różne opinie na temat tego, jak wypełniały swą misję, ale nie można godzić się na gangsterskie metody, lekceważenie a wręcz łamanie Konstytucji i ustaw, tworzonych przecież w demokratycznym państwie na przestrzeni lat.
Nie można jednak przeoczyć tego, co w zaciszu ministerialnych gabinetów i instytucji państwa szykuje nam nowa władza w innych dziedzinach, bo inaczej pewnego pięknego dnia zobaczymy Donalda Tuska witającego („herzlich willkommen”) w naszym kraju rzesze imigrantów, a samorządowcy sprzyjający obecnej koalicji rządzącej wzorem swoich monachijskich odpowiedników zaapelują do mieszkańców, by przybyszy z Afryki przyjęli pod swój dach. W Monachium wprawdzie za obietnicę pokrycia czynszu, no ale „biedne” polskie samorządy mogą sobie przypomnieć czasy tzw. dokwaterowywania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/675980-herzlich-willkommen-nielegalnych-imigrantow