Wszystkie zamordyzmy zaczynają się od przekroczenia granicy prawa w takim miejscu, że nie da się tego odkręcić, a sprawcy nie mają już poczucia bezpieczeństwa.
Oni się już nie cofną. Przekroczyli bowiem granicę, za którą nie ma odwrotu. I to na początku swoich rządów, co oznacza, że będzie tylko gorzej i w ekspresowym tempie. Oni, czyli obecny rząd i parlamentarna większość tak bardzo pogwałcili prawo w Polsce, że gdy tylko oddadzą władzę, muszą trafić do więzienia. I oni to wiedzą. Dlatego będą brnąć w coraz większy zamordyzm i coraz brutalniejsze łamanie prawa oraz konstytucji.
Dr Michał Kuź, politolog i ekspert spraw międzynarodowych, napisał 21 grudnia na platformie X (dawniej Twitter): „Demokracja to system, w którym partie przegrywają wybory i oddają władzę. Bardzo się obawiam, że sprawy zaszły za daleko i obecnie rządząca koalicja już władzy oddać nie będzie mogła pod żadnym pozorem”. Te obawy już stały się faktem. Oni wiedzą, że nie mogą już oddać władzy, czyli że jedynym wyborem jest dyktatura.
Nie ma znaczenia jak głupio, perwersyjnie, bezczelnie czy eufemistycznie zamordyzm zostanie nazwany. Mógłby się nawet nazywać hiperdemokracją, a i tak będzie zamordyzmem. Po przekroczeniu granicy łamania prawa działa już tylko determinizm. A te wszystkie operacje unieważniania uchwałami i napadami na instytucje są koronnym dowodem, że nowa władza jest już po stronie bezprawia i zamordyzmu. I to się będzie pogłębiać, działając jak samoobrona przed wyrokami i więzieniem.
Wszystkie dyktatury czy zamordyzmy zaczynają się od przekroczenia granicy prawa w takim miejscu, że nie da się tego odkręcić, a sprawcy nie mają już żadnego poczucia bezpieczeństwa. Dlatego niejako muszą coraz mocniej trzymać społeczeństwo „za mordę” i utrzymywać władzę za wszelką cenę. Alternatywą są tylko wyroki i więzienie. Żaden rząd po 1989 r. nie był w takiej sytuacji, żeby śmiertelnie bać się pokojowego oddania władzy. Dlatego nie było przypadku odwołania wyborów czy wielkiego fałszerstwa. Nie było stanów nadzwyczajnych blokujących oddanie władzy.
Rząd Tuska i sejmowa większość jako pierwsi po 1989 r. doprowadzili do tego, że uratować może ich tylko stan wojenny, dyktatura, zamach stanu czy jakiś rodzaj puczu. I dokonali tego zaledwie w tydzień po objęciu władzy. A zrobili rzeczy niebywałe. Na przykład wielkie oddziały policji są na zewnątrz i wewnątrz budynków Telewizji Polskiej. Policja jest używana właściwie w takiej roli, jak ZOMO w stanie wojennym. Zakres ograniczania wolności osobistej w TVP przechodzi wszelkie cywilizowane granice. Tak działają wyłącznie puczyści albo zamordyści.
„Demokraci”, czyli puczyści sami się tak nakręcili, że potem już nie było odwrotu. To oznacza, że przez prawie cztery kolejne lata będzie przykręcanie śruby, będą represje i różne formy przemocy. Oni nie mają wyjścia, bo przecież sami nie pójdą do więzienia. Chyba że Polscy nie wytrzymają i zrobią im coś takiego, co targowiczanom naród zgotował 9 maja 1794 r., a z czego Jarosław Marek Rymkiewicz wywiódł w 2007 r. swą słynną książkę.
To, że po raz pierwszy od 34 lat władza znalazła się za granicą bezprawia i wręcz musi zinstytucjonalizować następne akty bezprawia, uczyni życie Polaków, przynajmniej tych wolnych, udręką. Każdy deterministyczny zamordyzm mnoży narzędzia represji, bo nie ma dla niego dobrego wyjścia. Każde jest złe. Każde wiąże się z surowymi konsekwencjami. I oni kiedyś te konsekwencje poniosą. I ci bystrzejsi już to wiedzą. A mimo to brną w kolejne akty bezprawia - w jakiejś malignie, w zapamiętaniu graniczącym z obłędem.
Eskalacja bezprawia działa jak odurzenie czy też otumanienie. Ale nie da się przed prawem wytłumaczyć tego amokiem czy opętaniem tłumów. Na koniec zawsze przychodzi sprawiedliwość. Dziś już nie w postaci szubienicy, bo to zbyt brutalne i mało estetyczne. Ale jakiś rodzaj Norymbergi wciąż jest możliwy. I tak się działo już w XXI wieku. Jeśli się zabrnie za daleko w łamaniu prawa, zwykły sąd już nie wystarcza. Potrzeba specjalnego trybunału – oczywiście zachowującego wszelkie reguły prawa, ale też działającego jak memento. Nie uchroniła się przed tym elita tysiącletniej w planach Rzeszy. Tym bardziej nie uchroni się jakaś prowincjonalna junta, choćby broniły jej zjednoczone europejskie siły postępu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/675496-tusk-przekroczyl-granice-za-ktora-nie-mozna-oddac-wladzy