Przez lata obserwowania Hiszpanii nauczyłam się spoglądać, zresztą za radą Joachima Lelewela w „Historyczne paralele Hiszpanii z Polską”. Najkrócej rzecz ujmując, oba kraje były i są przedmurzem obcej cywilizacji a wiara katolicka była spoiwem społeczeństw i motorem rozwoju w ramach rodziny europejskiej. Niestety do czasu.
Jak przekonywali mnie zawsze hiszpańscy przyjaciele, „dzięki temu”, że Polskę komunizm niejako zahibernował - przemiany zostały spowolnione, ale i tak nieuchronnie zmierzamy tą samą ścieżką konfrontacji między obozem narodowym, konserwatywnym a obozem anty-narodowym, progresistowskim, gdzie króluje lewacki, rewolucyjny populizm.
Od 13 grudnia dzieje się to na naszych oczach w rytm poleceń polskiego Zapatero. Można powiedzieć, że przemianom tym przyświeca to samo hasło, które wypowiedział inny socjalistyczny przywódca hiszpański Alfonso Guerra: „Zmieńmy Hiszpanię (Polskę?) tak, aby jej rodzona matka nie rozpoznała”. Chodziło o taki model przemienienia mentalności i sumień, aby silnie katolickie dotąd społeczeństwo hiszpańskie zaczęło szybciutko wyrzekać się własnej historii, wiary, tradycji i stało się pilnym naśladowcą zachodnich trendów. Wszystko to ponoć w zbożnym celu „europeizacji”, aby nadrobić czasy rzekomego obskurantyzmu i ciemnych wieków spowodowanych przywiązaniem do tradycyjnych wartości.
Któż mógłby zaprzeczyć, że tak samo działa zakompleksiony polski salon liberalno-lewicowy? Wszak ich polscy wybrańcy w Europarlamencie głosują niemal jednakowo jak socjaliści, komuniści i ludowcy hiszpańscy dążący zawsze do wypełnienia maksymalnie lewicowej agendy w dziedzinie polityki migracyjnej, klimatycznej, agresywnie feministycznej (aborcyjnej), polityki na rzecz mniejszości LGBT (a więc ślubów par homoseksualnych, ich prawa do adopcji, darmowego in vitro również dla lesbijek). To premier Zapatero rozpoczął z pełną premedytacją rozrywanie zabliźnionych ran wojny domowej, aby w myśl zasady „dziel i rządź” wzmacniać podziały w społeczeństwie i żywić się konfliktami, które potem siłowo należy rozwiązywać.
Moje intuicje odnośnie do nowej ery „zapateryzmu” w polskiej odmianie nieoczekiwanie znalazły poparcie na koncie X hiszpańskiego europosła Hermanna Tertscha, który zanim wstąpił w szeregi partii VOX - przez 4 dekady był niezwykle cenionym, nagradzanym dziennikarzem, szefem opinii El Pais i korespondentem tegoż dziennika w Bonn i w Warszawie od 1986r. Naszą polską rzeczywistość zna doskonale i dlatego napisał dziś m.in.: „Brutalny atak na media publiczne w Polsce pod nowym rządem i pod przewodnictwem Partii Ludowej i Tuska - tej maskotki niemieckiej CDU”, a następnie porównał działania nowej władzy do identycznych działań Zapatero. Czyżby zatem Tertsch nie wiedział o czym pisze (?), skoro jeszcze do 2007 r. był regularnie zapraszany na łamy „Wyborczej” jako wybitny autorytet z Hiszpanii i dawny przyjaciel Michnika z lat festiwalu Solidarności.
Co się stanie w bliskiej przyszłości jeśli porównać scenariusz hiszpański?
Jest oczywiste, że Tusk tak jak wcześniej Zapatero a teraz premier Sanchez ma świadomość, że niezależnie jak bardzo przemocowych czy nielegalnych działań się dopuści – lewicowe elity Europy staną za nim murem. Wystarczy używać jako wyjaśnienia chęci „odsunięcia reakcyjnej lub skrajnej prawicy” od władzy, a wszystko zostanie mu wybaczone.
Wzniecanie nienawiści do korzeni i katolickiej wiary miało miejsce już wcześniej, ale teraz nowe panie ministry postarają się rzeczywiście ograniczyć lekcje religii lub znieść oraz wprowadzić do szkół aktywistów LGBT pod hasłami edukacji obywatelskiej tudzież edukacji seksualnej.
Przyspieszeniu ulegną prace nad ustawą o liberalnej aborcji do 12 tygodnia ciąży, a może nawet prace nad projektem ustawy o „godnej śmierci” czyli eutanazji.
Pod zasłoną rozmaitych wrzutek medialnych będą skrywane niewygodne fakty, takie jak ten dzisiejszy - zgody na pakt migracyjny. Stworzona zostanie sieć klientystyczna dziennikarzy, ekspertów, profesorów, publicystów, którzy w zamian za przekonujący argument finansowy będą gotowi łgać i potwierdzać każde kłamstwa rządu Tuska. Pieniądze będą płynąć szerokim strumieniem do fundacji i stowarzyszeń, których głos i aktywizm liczy się ciągle wśród Polaków. Wszyscy ludzie łasi na konfitury i udział w przywilejach władzy szybciutko zapomną o honorze czy zobowiązaniach wobec państwa i zgodzą się legitymizować swoją twarzą nowy reżim. Tym bardziej, że czasy dobrobytu są już za nami a Tusk zapewne tak jak Zapatero będzie ukrywał niewygodne dane ekonomiczne lub statystyki odnośnie przemocy na ulicach.
Ponadto lewica nigdy nie wierzy w wojnę, a wyznaje gołąbka pokoju skreślonego ręką komunisty Picassa, więc ogranicza wydatki na obronność, która kojarzy jej się zawsze z prawicową dyktaturą i reakcyjnym myśleniem.
Ponieważ Zapatero a po nim też premier Sanchez ma fatalne stosunki z Białym Domem, ze względu na tradycyjną niechęć lewicy do „imperializmu jankeskiego”- szybko okaże się, że NATO nie jest naszym priorytetem, a ważniejsza jest praca na rzecz sformowania jakiejś europejskiej armii (również dla celów pilnowania praworządności). Rozpocznie się też słynny Zepterowski proces przywracania „demokratycznej pamięci”, czyli reinterpretacji historii, tak aby zrehabilitować komunistów i wywyższać osiągnięcia lewicy, co się zresztą już od paru lat dokonuje również w naszej przestrzeni publicznej.
To na początek. Od nas zależy, czy Polska rzeczywiście „zmieni się tak, że jej rodzona matka nie pozna”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/675396-tusk-jak-zapatero-podobienstwa-przemocowej-wladzy