„Mamy do czynienia ze strzelaniem na oślep, byle tylko stworzyć wrażenie wielkiego problemu, który trzeba rozwiązać, nawet pozaprawnymi ruchami. (…) Ze względu na zagrożenia odbierania Polsce suwerenności przez nachalną chęć centralizacji Unii Europejskiej, ale też z uwagi na narastające zagrożenie ze Wschodu trzeba bronić mediów prezentujących opcję konserwatywną, niepodległościową. To jest ważniejsze niż to, kto w danym momencie rządzi, czy komuś się podoba jakiś program czy nie, czy jakiś dziennikarz zbyt ostro potraktował jakiegoś polityka. To są incydenty. A powinniśmy myśleć o przyszłości państwa polskiego” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl członek Rady Mediów Narodowych Piotr Babinetz.
wPolityce.pl: Wejdą, czy nie wejdą?
Piotr Babinetz, członek Rady Mediów Narodowych, poseł PiS: - W 1981 r. w Hali Oliwii była śpiewana taka piosenka: „Nie wejdą, nie dadzą rady”. Ale to były inne czasy. Zresztą okazało się, że 13 grudnia weszli, lecz ci, którym Sowieci kazali, bo sami nie chcieli sobie brudzić rąk.
A jak będzie z silnymi ludźmi Donalda Tuska i jego planami wobec Telewizji Polskiej?
Myślę, że ludzie, którzy przejęli władze w Polsce, są zdeterminowani, by za wszelką cenę doprowadzić do przejęcia mediów publicznych. A zatem ani skomplikowane kwestie prawne, ani argumenty innej natury nie będą miały znaczenia. Podejrzewam, że chcą tak przygotować Polaków na ten ruch, by większość nie protestowała, gdy już ta bezprawna akcja zostanie przeprowadzona.
Jak pan ocenia uchwałę złożoną dziś przez posłów koalicji? Okazuje się dużo słabsza niż polityczne zapowiedzi. Nie ma w niej pomysłów na przejęcie mediów publicznych, a jedynie apel do „Skarbu Państwa” „do podjęcia działań naprawczych” i „zapewnienia należytego funkcjonowania jednostek publicznej radiofonii i telewizji” „w zgodzie ze standardami prawa”. Co miałoby to oznaczać?
Ta uchwała jest elementem pewnego tła, jakimś pierwszym ruchem dla swoich wyborców. Powołują się na nich, a więc na wiele milionów Polaków, a ja sądzę, że te miliony dostrzegają dużo ważniejsze dziś kwestie niż napaść na media publiczne. Dlatego skłaniałbym się do tezy, że chodzi tu o zaspokojenie własnej złości na Telewizję Polską, zwłaszcza Donalda Tuska i paru działaczy Platformy. Ta uchwała to jeden element, ale słyszymy też, że doniesienie do prokuratury złożył prezes Najwyższej Izby Kontroli. Mamy więc sytuację, w której wiele oddziałów maszeruje osobno, by na końcu uderzyć wspólnie. Zadziwiło mnie, że w sejmowym uzasadnieniu tej uchwały padały tak miałkie argumenty.
Może dlatego, że prezentował ją Bogdan Zdrojewski, polityk o łagodniejszym i bardziej kulturalnym usposobieniu niż większość działaczy PO.
Ale nie ustrzegł się dziwnych wypowiedzi. Mówił m.in. o jakiejś odpowiedzialności mediów publicznych za nadmiarowe zgony w czasie pandemii, za zbyt ciężkie tornistry dzieci, czy za promowanie prorosyjskich polityków – tu wymienił kilka postaci z opozycji w Europie Zachodniej. Ale jakoś nie podkreślił, że TVP mówiła też dużo o Donaldzie Tusku, Radku Sikorskim, czy najbardziej prorosyjskim polityku, jakiego mieliśmy w latach 2008-2015, czyli Bronisławie Komorowskim. Myślę, że o prorosyjskości byłego prezydenta nawet za mało mówiono. Zmierzam do tego, że trwająca wokół TVP dyskusja jest jakby obok sedna sprawy, bo po prostu komuś brakuje argumentów.
Dowodem na to był atak Krzysztofa Paszyka z PSL na oddziały regionalne Telewizji Polskiej i rozgłośnie lokalne Polskiego Radia?
Mogę na przykładzie Radia Rzeszów i TVP Rzeszów powiedzieć, że to, o czym mówił ten poseł, zupełnie mija się z rzeczywistością. Tam jest wręcz odwrotnie – w programach informacyjnych czy debatach przewagę ilościową często mieli przedstawiciele opozycji. A poza tym cała masa audycji dotyczy przecież tego, co pan poseł Paszyk twierdził, że nie istnieje. Chodzi o codzienne sprawy życiowe lokalnych społeczności. TVP Rzeszów czy Radiu Rzeszów naprawdę trudno zarzucić jakieś zaangażowanie polityczne, a tym bardziej partyjne. Mamy więc do czynienia ze strzelaniem na oślep, byle tylko stworzyć wrażenie wielkiego problemu, który trzeba rozwiązać, nawet pozaprawnymi ruchami. A przy tym zupełnie pomijany jest szerszy kontekst naszego rynku medialnego, na którym niezbędna jest równowaga, jakikolwiek pluralizm. W sytuacji, w której mamy kilka dużych stacji telewizyjnych, radiowych, największe portale internetowe prezentujące opcje liberalne, lewicowe, czy wręcz lewackie, sprzyjające centralizacji Unii Europejskiej, odbieraniu elementów suwerenności poszczególnym państwom, to muszą istnieć jakieś silne media, które jednak będą prezentowały konserwatywny, niepodległościowy, po prostu polski punkt widzenia.
Poseł Zdrojewski zarzucał mediom publicznym również to, że krytykowały działania Unii Europejskiej.
Jak rozumiem, mamy wrócić do czasów komuny, gdy Polska była pod okupacją sowiecką i że nie wolno w polskich mediach krytykować niektórych działań instytucji UE. To szczególnie mocno pokazuje zagrożenie, jakie nad nami wisi. Z jednej strony wybiórcze odnoszenie się do kwestii rosyjskich. Z drugiej, chce się zakazać krytykowania Unii. Zwróćmy uwagę, że te „idealne” – według polityków koalicji – media przez wiele lat były bardzo pororosyjskie. Było to zwłaszcza widać po tragedii smoleńskiej, gdy np. TVN na wyścigi prezentował opcję radykalnie promoskiewską. Robili naprawdę wiele, by dowieść niewinności Moskali. Nawet w trakcie prezentacji raportu Millera (który zasadniczo był prorosyjski), gdy mjr Benedict przedstawiał fałszywe naprowadzanie załogi TU-154M 10 kwietnia 2010 r. przez rosyjskich kontrolerów, oburzali się na to w swoich pytaniach reporterzy właśnie TVN oraz „Gazety Wyborczej”. Wszelkie kwestie skandalicznych obstrukcji, manipulacji w badaniu katastrofy, olbrzymią wrogość Rosji przeciwko Polsce, a nawet racjonalne podejrzenia zbrodni popełnionej rosyjskimi rękami były przez te media lekceważone. Jeśli Moskwa robiła cokolwiek złego przeciwko Polsce, to było dla nich ok. Dopiero gdy napadła na Ukrainę, nagle te media przejrzały na oczy i dostrzegły, że Rosja jest zła.
Chce pan powiedzieć, że na nasz rynek medialny trzeba patrzeć w takim szerszym kontekście?
Tak, ze względu na zagrożenia odbierania Polsce suwerenności przez nachalną chęć centralizacji Unii Europejskiej, ale też z uwagi na narastające zagrożenie ze Wschodu. Z wielu analiz wynika wszak, że może ono prowadzić wręcz do nowej wojny za kilka lat. Dlatego trzeba bronić mediów prezentujących opcję konserwatywną, niepodległościową. To jest ważniejsze niż to, kto w danym momencie rządzi, czy komuś się podoba jakiś program czy nie, czy jakiś dziennikarz zbyt ostro potraktował jakiegoś polityka. To są incydenty. A powinniśmy myśleć o przyszłości państwa polskiego. I jeszcze jedna rzecz: programy informacyjne czy publicystyczne to przecież margines ramówki mediów publicznych. Główną część stanowią audycje kulturalne, edukacyjne, rozrywkowe czy sportowe. Największa liczba Polaków ogląda te programy. A my obserwujemy mściwą bijatykę za rzekome krzywdy, jakie wyrządzono politykom. Przecież człowiek decydujący się na działalność polityczną, musi się liczyć z tym, że podlega krytyce, a nie będzie wszędzie zachwalany. Ekipa, która przejęła władzę, wmawia wyborcom, że byli oni krzywdzeni przez media publiczne. A to ci politycy odreagowują jakieś swoje niechęci.
Słyszę, że uważnie śledził pan debatę wokół uchwały. Jak w takim razie rozumie pan tę wypowiedź posła Bogdana Zdrojewskiego: „Nie twierdzę, że prorządowość mediów publicznych musi być wadą. Ale antyrządowość już mogła być tak oceniana. Dziś mamy taki stan rzeczy”?
To jest chyba zabezpieczanie się, aby nie można im było później powiedzieć: „kłamaliście, iż nie będziecie chcieli przejmować mediów publicznych i ich sobie podporządkować”. Teraz już mają na to odpowiedź: „Przecież mówiliśmy w uzasadnieniu wniosku, że te media mogą być prorządowe. I co nam zrobicie?”. Przypomina mi się nieżyjący już Andrzej Wajda, który szczerze przyznał kiedyś, że ten obóz „ma przyjaciół w TVN i wspiera ich druga prywatna telewizja”…
…ale marzył o podobnym przekazie również w TVP. A wszystko to działo się na spotkaniu komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego.
I dziś mamy powrót do marzeń wielkiego reżysera. Skoro zaś przy nim jesteśmy, to przypomnijmy sobie początek maja 2010 r. Ten sam Andrzej Wajda nawoływał wówczas Polaków, by 9 maja palili znicze na grobach sowieckich żołnierzy w Polsce. Raz, że myślał po moskiewsku – albo tak miał podyktowane – bo rocznicę zakończenia II wojny światowej obchodzimy 8 maja, a tylko wg Sowietów 9 maja. A dwa, że było to wyjątkowo perfidne, by w kontekście tragedii smoleńskiej próbować przymuszać Polaków do czczenia najeźdźców, okupantów, morderców, gwałcicieli. Nie sposób nie widzieć tu odprysków historii. Dziś rządzący są zachwyceni telewizją tworzoną przez kręgi komunistyczne, postkomunistyczne, jej wspaniałą propagandą, zawsze antykonserwatywną, antykościelną, antyniepodległościową. Z telewizją publiczną, niepodległościową chcą zaś walczyć.
Marszałek Hołownia o tej uchwale tak mówił dziś w wywiadzie: „Uchwała nie jest ustawą, uchwała jest opinią Sejmu w jakiejś sprawie, jest apelem Sejmu, który może skierować, natomiast ona nie rodzi takich skutków prawnych jakie rodzą ustawy”. Tu się chyba można z panem marszałkiem zgodzić?
Nie przywiązywałbym się do jego jakichkolwiek słów. On ma tę lekkość wypowiedzi, charakterystyczną dla publicysty z medium, o którym mówiłem wcześniej. Przecież jeśli okaże się, że cofną się przed rozwiązaniem siłowym, on powie: „a nie mówiłem, że uchwała nie ma znaczenia”? Gdy zaś pójdą „na ostro”, to pan Hołownia może stwierdzić: „a, wiecie, tylko tak łagodnie się wypowiedziałem, ale jest oczywiste, że ta uchwała jest ważna i trzeba ją stosować”. Bardzo bym uważał na przytakiwanie panu marszałkowi w czymkolwiek.
Pojawił się też nowy plan na zmiany w mediach publicznych. Najpierw miałby zostać odwołany przewodniczący Rady Mediów Narodowych, bo ma rzekomo nie wypełniać wymogów art. 5. ust. 3 ustawy o RMN. Czytamy w nim, że „członkiem Rady nie może być osoba posiadająca udziały albo akcje spółki lub w inny sposób uczestnicząca w podmiocie będącym dostawcą usługi medialnej lub producentem radiowym lub telewizyjnym”. Według doniesień medialnych, ma to obejmować właśnie Krzysztofa Czabańskiego, który rzekomo „uczestniczy” w działalności podmiotu będącego dostawcą usług medialnych.
Nie jestem prawnikiem, więc nie będę wchodził w niuanse dotyczące interpretacji przepisów ustawy, ale z tego, co widziałem, to stworzono jakąś wielostopniową konstrukcję, która wygląda dość absurdalnie.
Przedstawmy ją zatem. Problemem ma być fakt, iż pan Czabański zasiada w radzie fundacji Instytut Lecha Kaczyńskiego. Ta fundacja jest udziałowcem spółki Srebrna. Spółka Srebrna jest właścicielem spółki Geranium. A Geranium razem ze Srebrną są akcjonariuszami spółki Forum SA. Ta zaś spółka wydaje „Gazetę Polską Codziennie”. Czyli po 5 szczeblach dochodzimy do jakiejś działalności medialnej, ale nie mającej za wiele wspólnego z radiofonią i telewizją. Liczy się pan z tym, że z takiego powodu szef RMN będzie odwołany?
Jeśli spojrzymy na to czysto logicznie, nie ma to najmniejszego sensu. To próba szukania na siłę jakiegoś wytrycha, by przejąć Radę oraz media publiczne. Skoro nie ma podstaw prawnych, to próbuje się kogoś oczernić, albo zbudować taką piramidalną kompozycję. Wygląda na to, że otwierane są różnorakie szczeliny i teraz nastąpi rozpoznanie, w którą z nich uderzyć. Wszystkie są łamaniem prawa, ale może po rozbudzeniu nastrojów społecznych zechcą zaryzykować i w którąś z tych szczelin się wedrzeć.
Czyli zakłada pan, że pomysły z prokurentami, likwidatorami w spółkach medialnych nie zostały jeszcze zarzucone?
Myślę, że nie. Któryś z tych wariantów zapewne będzie realizowany. Gdyby miało być inaczej, koalicja rządząca starałaby się opinię publiczną zająć zupełnie innymi sprawami. Skoro podsycają emocje, to wygląda na to, że jednak będą chcieli zrealizować swoje zamiary. Chyba że to wszystko teatr, pewien substytut i niebawem usłyszymy: „Wicie, rozumicie, zrobiliśmy, co mogliśmy, podjęliśmy uchwałę, ale dalsze działania byłyby bezprawne.”
Naprawdę zakłada pan, że Donald Tusk ot tak, wyzbędzie się pragnienia zemsty?
Nie. Uważam, że to mało prawdopodobne. Nie po to na ministra kultury powołał pułkownika służb specjalnych, by nie nakazać mu ostrej rozprawy z mediami publicznymi.
Rozmawiał Marek Pyza
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/675186-babinetz-z-rmn-o-ataku-na-tvp-to-strzelanie-na-oslep