Teraz mam już pewność, to nie chodzi o żadną sprawiedliwość, ani o wyjaśnienie czegokolwiek. Chodzi o grillowanie Zjednoczonej Prawicy. Tylko tyle, a w głowach Polaków ma zostać myśl, że za poprzednich rządów w Polsce naprawdę źle się działo. Komisja śledcza ds. wyborów korespondencyjnych wybrała swoje prezydium. Przewodniczący Dariusz Joński z marszu ruszył z misją ochrony partyjnych przyjaciół.
Najpierw refleksja na temat udziału posłów PiS w tej komisji. Słyszę głosy, że powinni ją zbojkotować, nie brać w tym udziału. Nie zgadzam się z tym. Nie było powodu, by opierać się powołaniu komisji (i tak by powstała), a udział w niej może okazać się wielkim sukcesem prawdy, która dla obecnej większości wcale nie jest taka wygodna.
Komisja będzie działała na podstawie faktów i dokumentów, nie przewiduję tutaj żadnego kuglarstwa
— powiedział przewodniczący Joński tuż po wyborze do prezydium. Ta retoryka, być może dzisiaj przypadkowa, jest zastanawiająca. Dlaczego „kuglarstwo”? Skąd takie skojarzenia? Zresztą nie pierwszy raz. Przecież Borys Budka, ówczesny szef KO, w maju 2020 roku, gdy w Sejmie cieszył się z zablokowania wyborów, mówił: „zablokowaliśmy ten cyrk”.
Wydaje się, że ten wątek w pracy komisji będzie najważniejszy. Wątek finansowy, działa przecież na wyobraźnię kwota 70 milionów wyrzuconych w błoto albo zmielonych wraz z niewykorzystanymi kartami do głosowania. Zgadza się, te pieniądze wydano niecelowo, bowiem cel - czyli wybory - nie został osiągnięty. Ale pytajmy dalej, dlaczego i z czyjego powodu wybory się nie odbyły, a więc dlaczego i z czyjego powodu te pieniądze wydano niecelowo. Proste? Oj tak! I pan przewodniczący już czuje, że komisja, która powstała na fali nienawiści spajającej tę większość, nie musi okazać się sukcesem. A za taki można przyjąć tylko pognębienie PiS.
CZYTAJ TAKŻE: „No to badajmy!”. Kto powinien bać się ustaleń śledczych? Rusza komisja ds. wyborów korespondencyjnych. NASZA ANALIZA
Członkowie komisji rekomendowani do jej składu przez PiS całkiem logicznie wnoszą więc o przesłuchanie ludzi, którzy publicznie chwalili się, że doprowadzili do zablokowania wyborów korespondencyjnych 10 maja 2020 roku.
Co więc robi przewodniczący Joński, by nie wejść na grabie? Robi proceduralne wygibasy, by odpędzić od swoich przyjaciół widmo przesłuchania. I niby mówi o nadzwyczajnym przyspieszeniu prac, ale w rzeczywistości je opóźnia. Niby tylko do piątku, ale co to oznacza w rzeczywistości? Że wówczas powstanie plan prac komisji, a pierwsze przesłuchania nie odbędą się już w tym roku. Tyle pan przewodniczący może dać Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, Tomaszowi Grodzkiemu lub Rafałowi Trzaskowskiemu - spokojne Święta Bożego Narodzenia. Bo, gdy już staną przed komisją, spokój się skończy.
Bo w istocie o tym będzie ta komisja. O tych, którzy kierując się partyjnym interesem i widząc pikujące notowania „prawdziwej prezydent”, zrobili wszystko, by uniemożliwić przeprowadzenie wyborów przy jednoczesnej zmianie kandydata. To im się wówczas udało, więc niech dzisiaj nie mówią, że to nie oni.
Prace tej komisji to będzie spektakl, chyba jednak nie taki, jakiego oczekują wyborcy Tuska. Miało być szybko, precyzyjnie i brutalnie, a może się okazać, że będziemy świadkami bardzo pięknej katastrofy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/675151-jonski-juz-wie-ze-praca-w-komisji-to-wejscie-na-grabie