„Zastrzeżenie, które rzekomo miała wyrazić przedstawicielka polskiego Ministerstwa Klimatu nie ma znaczenia prawnego. Znaczenie prawne miałby sprzeciw co do sposobu procedowania tej sprawy. A według naszej wiedzy takiego sprzeciwu przedstawicielka koalicji rządzącej nie zgłosiła”- mówi portalowi wPolityce.pl poseł Prawa i Sprawiedliwości Marcin Przydacz.
CZYTAJ TAKŻE: Rząd Tuska zgłosił zastrzeżenia na Radzie UE? Politycy PiS demaskują! „Trik z oświadczeniem”; „Nie wstrzymuje procedury”
„Pierwszy test wiarygodności”
Rada Unii Europejskiej ds. środowiska przekazała na szczyt UE propozycję zmian traktatowych, przyjętą wcześniej przez Parlament Europejski. Żadne państwo członkowskie nie złożyło sprzeciwu, nie odbyła się także dyskusja w tej sprawie.
Przed spotkaniem Rady UE zapytaliśmy posła Prawa i Sprawiedliwości, byłego wiceministra spraw zagranicznych, Marcina Przydacza, o to, jakiej decyzji możemy spodziewać się po polskim rządzie.
Procedura wszczęta tak naprawdę po raz pierwszy w takiej formule przez Parlament Europejski w postaci rezolucji, zapoczątkowała prace nad bardzo poważnymi zmianami traktatowymi. Jeśli te zmiany miałyby wejść w życie, Unia Europejska byłaby już zupełnie inną organizacją. Nastąpiłyby procesy centralizacyjne, prowadzące do tego, że duża część kompetencji, które dziś przynależą państwom członkowskim, przesunęłaby się w kierunku Brukseli i to Bruksela zaczęłaby decydować o wielu sprawach, w których dziś decydują władze państw członkowskich
— wskazuje nasz rozmówca.
Powstaje też pytanie, dlaczego tak ważnym tematem ma się zajmować akurat rada ds. środowiska – i to jeszcze bez dyskusji
— zwraca uwagę Przydacz.
Naszym oczekiwaniem – ale również w interesie nie tylko Polski, ale w ogóle całej Unii Europejskiej – jest to, aby tak ważna sprawa nie została przegłosowana bez dyskusji. Oczekujemy, że nasz przedstawiciel, którym będzie nowa pani minister klimatu, zgłosi sprzeciw co do takiego sposobu procedowania i zażąda pogłębionej dyskusji na ten temat
—mówił parlamentarzysta PiS przed spotkaniem Rady UE.
Donald Tusk mówił w swoim exposé, że żadnej zmiany traktatów nie będzie, więc to pierwszy test wiarygodności tej nowej-starej ekipy
— ocenił.
Bo to jest nowa-stara ekipa. Niektórzy co prawda, głosując na Trzecią Drogę, liczyli na to, że pojawią się jakieś nowe nazwiska, a tu mamy w koalicyjnym rządzie takie postacie jak Radosław Sikorski czy Bartłomiej Sienkiewicz, czyli nazwiska znane jeszcze z czasów spotkań w restauracji „Sowa i Przyjaciele”
— podkreślił Przydacz.
„Rząd co innego mówi w Polsce, co innego robi w Brukseli”
Ostatecznie żadne państwo członkowskie nie zgłosiło sprzeciwu, nie było również dyskusji. Jak wynika z informacji PAP, MKiŚ reprezentowała wiceminister Anita Sowińska. Choć źródła dyplomatyczne PAP w Brukseli informowało, że „Polska złożyła deklarację w sprawie propozycji, w której przedstawiła wobec niej zastrzeżenia”, jak również „podkreśliła w deklaracji, że zmiany w proponowanym kształcie mogą osłabić jedność UE, nie są odpowiedzią na realne potrzeby wspólnoty, a także mogą opóźnić akcesję do UE nowych państw członkowskich”. Dokładniejsze szczegóły pozostają na razie nieznane.
Rada UE, jako ciało, które skupia w sobie przedstawicieli rządów, a więc jest tak naprawdę ciałem międzyrządowym, powinna przedyskutować tę sprawę, a nie zachować się tylko jak listonosz, przesyłając dokument dalej na Radę Europejską
— mówi poseł Przydacz, odnosząc się do zastrzeżenia polskiej wiceminister klimatu.
Zastrzeżenie, które rzekomo miała wyrazić przedstawicielka polskiego Ministerstwa Klimatu nie ma znaczenia prawnego. Znaczenie prawne miałby sprzeciw co do sposobu procedowania tej sprawy. A według naszej wiedzy takiego sprzeciwu przedstawicielka koalicji rządzącej nie zgłosiła
— dodaje.
Propozycja zmian traktatów jest procedowana i trafi na Radę Europejską z uwagi na brak sprzeciwu ze strony Polski
— podkreśla.
To raczej formuła komentarza politycznego na potrzeby wewnątrzkrajowe niż realnie zmieniająca sytuacja w Brukseli. Przedstawiciele rządu co innego chcą mówić w Polsce, a co innego chcą robić w Brukseli i prowadzą do tego, żeby ta zmiana była procedowana dalej
— wskazuje.
„Nie może być mowy o lekceważeniu tych zmian”
Tymczasem przedstawiciele tej nowej-starej koalicji jeszcze do niedawna próbowali przekonywać, że z tą zmianą traktatów to właściwie nic takiego, że to tylko PiS „histeryzuje”.
Pytanie, z jakiego powodu koalicja rządząca tak bardzo chciała wyciszać dyskusję na temat tych zmian. One naprawdę są daleko idące i bardzo poważne i nie jest tak, jak mówili niektórzy członkowie PO, że to standardowe postulaty, które raz na jakiś czas pojawiają się w PE. Nie, tutaj została zastosowana po raz pierwszy tak poważna procedura zmian traktatów
— podkreśla poseł Przydacz.
Nie może być mowy o jakimkolwiek lekceważeniu tych zmian. One są naprawdę daleko idące i wszystkie społeczeństwa zamieszkujące na terytorium Unii Europejskiej powinno mieć świadomość tego, jak daleko idące są to zmiany
— podsumowuje.
CZYTAJ TAKŻE: Ważne! Jabłoński alarmuje: Rząd Tuska zgodził się dziś na uruchomienie kolejnego kroku w procedurze zmiany traktatów
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/675006-przydacz-rzad-co-innego-mowi-co-innego-robi-w-brukseli